[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ułożył zawiadomienie o zaręczynach.
Dagmara trwała dalej w marsowym spokoju, a Taxemburg nie przeczuwał nawet, jaką
wewnętrzną rozterkę pokrywa ten zimny pozór.
ROZDZIAA IX
Ginter pozostał jeszcze jakiś czas w Berlinie. Radca życzył sobie, by zaręczyny jego
córki odbyły się bardzo uroczyście. Zaraz następnego dnia spisano listę gości, mających
otrzymać zaproszenia na tę uroczystość. Dagmara spytała narzeczonego, czy ze swej strony
chce zaprosić znajomych lub przyjaciół. Ginter wymienił kilku kolegów oraz profesorów,
których szczególniej szanował. Poza tym nie miał żadnych życzeń. Dagmara wręczyła mu
listę do przejrzenia. Odczytał ją przelotnie. Zatrzymał się na jednym nazwisku.
- Widzę tu znajome nazwisko, Dagmaro - powiedział.
Domyśliła się go wprawdzie, lecz zapytała od niechcenia.
- O kim mówisz?
- Państwo von Berndorf z Berndorfu. Czy to ci sami, których majątek leży w
Turyngii?
- Tak, to ci sami. Kasia jest moją przyjaciółką z pensjonarskich czasów. Poniżej
znajdziesz jej nazwisko już jako mężatki. Poślubiła pana von Roschwitza. Wątpię, aby
przybyli do Berlina na moje zaręczyny, ale nie mogłam ich pominąć. Może znasz tę rodzinę?
Przez chwilę Ginter patrzył ponuro przed siebie. Po czym odetchnął ciężko i rzekł:
- To nazwisko przypomina mi najcięższe chwile życia. Hans von Thorau, którego
zastrzeliłem w pojedynku, znał dobrze tę rodzinę. Mieszkali w jego sąsiedztwie, a zarazem w
sąsiedztwie mojej byłej narzeczonej. Byłem nawet kilka razy w Berndorfie. Ale znają mnie
tam tylko pod nazwiskiem Friesena.
Dagmara nerwowo bawiła się listą.
- Może spotkanie z nimi byłoby ci niemiłe?
Hrabia potrząsnął głową.
- Przywiodą mi wprawdzie na pamięć ciężkie godziny, ale trudno, nieraz może się to
zdarzyć. Niemiło byłoby mi tłumaczyć im powody zmiany mego nazwiska.
Dagmara wyprostowała się gwałtownie.
- Nie przyjadą na nasze zaręczyny, ale z pewnością nie zabraknie ich na ślubie. Nie
będziesz jednak potrzebował dawać żadnych wyjaśnień, uwolnię cię od tych przykrości, ja
sama opowiem mojej przyjaciółce, jak się rzeczy miały. Ona powiadomi rodziców, a ja
postaram się o to, by nikt ani słowem nie poruszył owych czasów. Czy dobrze?
Ginter podniósł jej rękę do ust;
- Dziękuję ci, Dagmaro. Jesteś bardzo łaskawa. Rzeczywiście trudno byłoby mi mówić
o tych rzeczach. Aadnie to z twojej strony, że chcesz mi dopomóc.
Dagmara zarumieniła się, wiedziała bowiem dobrze, iż w głębi duszy we własnym
interesie chciała prosić Kasię o milczenie w tej sprawie. Pragnęła w ten sposób nakłonić
Kasię do zatajenia jej pobytu w Berndorfie w owych czasach. Wypadnie to znacznie
naturalniej, niż bez tego pozoru. Opanowawszy się, rzekła półgłosem:
- Rozumiem cię najzupełniej, że wolisz nie wspominać tamtych ciężkich czasów.
Ginter spojrzał na nią zdumiony. Nie wierzył, aby mogła go pojąć. Ból, jaki go
wówczas przeszył, burze, jakie nim wstrząsnęły, będą zawsze obce spokojnemu, chłodnemu
usposobieniu, jakie Dagmara posiadała jego zdaniem. Każdemu zresztą trudno byłoby pojąć
owe straszne walki, ów upadek ducha, w tych dniach smutnej pamięci.
Lecz w chwili, gdy to pomyślał, zbudziło się w nim pewne wspomnienie. A jednak
znalazł się ktoś, kto z cudowną intuicją, z przedziwną delikatnością wczuł się w stan jego
duszy. Owa Bezimienna uchroniła go wówczas od pomieszania zmysłów, od zupełnego
załamania się. Wniknięcie w jego rozpaczliwy nastrój, dobre kojące słowa, ocaliły go wtedy
od najgorszego, co mu groziło. Gdzieś w świecie, prawdopodobnie te, dobre, kojące słowa,
ocaliły go wtedy od najgorszego, pokrewna mu dusza, kobieta, która go rozumiała.
Przechowywał dotąd jej listy. Nikt dotąd nie potrafił tak poruszyć najgłębszych strun jego
duszy, jak owa nieznajoma. Gdy po odbyciu tej kary wyszedł na wolność, tyle innego miał do
czynienia i myślenia, że przez pewien czas prawie zapomniał o tej kobiecie. Ale pózniej, w
środku dżungli, był przez dłuższy czas skazany na bezczynność z powodu zranienia nogi.
Ludzie towarzyszący mu w wyprawie, ustawili dla niego łoże w jednym z namiotów. Wtedy
przypomniał sobie listy, które zabrał ze sobą, odczytał je raz drugi, a potem wiele razy. I
nagle odczuł potrzebę przemówienia znowu do owej nieznajomej, ubłagania jej, by
przynajmniej zechciała wymieniać z nim listy. Przy najbliższej sposobności wysłał do niej list
pod dawnym adresem: Flora podzwrotnikowa . Lecz Bezimienna nie odebrała już tego listu.
Widocznie swego czasu miała poważny zamiar zaprzestać korespondencji. Skoro bowiem
powrócił z tej dalekiej podróży i zawitał do Berlina, zastał tam swój list niepodjęty. Zabolało
go, że więcej nie usłyszał już o Bezimiennej. Wcale się nie domyślał, że siedzi naprzeciw
niego teraz, jako jego narzeczona.
Dagmara spostrzegła, że Ginter jest myślami daleko od niej. Sądziła, że wspomina
kobietę, którą kochał, a która go zdradziła. Może kocha ją jeszcze, mimo wszystko co było.
Trwała w bezruchu i odczuwała tylko głuchy ból, że jest dla niego niczym.
Po chwili Ginter ocknął się zadumany.
- Wybacz mi Dagmaro, zamyśliłem się - powiedział skruszony. Przeszli na inny temat,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]