[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Muszę iść do pracy. Życie toczy się dalej. Zdaję
sobie z tego sprawę. Problem w tym, że brak mi twojej
siły i zdecydowania.
- Każdy miewa gorsze chwile.
- Ty ze wszystkim dajesz sobie radę. Tym razem nie
pozwolę, abyś za mnie płaciła. Miałaś ostatnio spore
wydatki. Kupiłaś samochód.
- Kosztował mnie dużo mniej, niż oczekiwałam.
Ubezpieczenie okazało się bardzo korzystne. Zgarnęłam
sporą sumę. Wystarczyło na zakup dżipa i jeszcze tro-
chę zostało. - Maggie nieco fantazjowała, ale Joanna
nie musiała o tym wiedzieć. Nie znała się na finansach,
więc łatwo dawała się nabrać. Zawsze była mało pra-
ktyczna.
- Skoro wspomniałaś o kupowaniu auta... Jak się
udało spotkanie z naszym szeryfem? Umówiłaś się
z nim?
- Tak - mruknęła niewyraźnie Maggie. Joanna spo-
jrzała na cenę sztruksowej bluzy i odłożyła ją na półkę.
Ledwie się odwróciła, Maggie wcisnęła pod swetry ko-
lejny modny ciuch. - Dziś po południu wybieramy się
na spacer. Chcemy pojeździć na biegówkach.
- Linda twierdzi, że odkąd szeryf się rozwiódł,
wszyscy ludzie w okolicy próbują go wyswatać.
- Która Linda? Fryzjerka czy kasjerka z banku?
- Ta pierwsza. Zna wszystkich w White Branch. Po-
dobno jego była ma na imię Dianne. Prawdziwa pięk-
ność.
- Naprawdę? Rog na pewno chciałby mieć taką
bluzę.
- Jasne! Przecież znasz jego gust. A co do szeryfa
i jego żony... Rozwiedli się po pięciu latach małżeń-
stwa. Poznał ją na stoku. Jeździli na nartach. Wiedziała,
jak owinąć sobie mężczyznę wokół palca. Podobno
schlebiała mu na każdym kroku. Twierdziła, że mają
wspólne zainteresowania. Powtarzała, że uwielbia małe
miasteczka. Kiedy się pobrali, wyszło szydło zworka.
Każde z nich ciągnęło w swoją stronę, Dianne narzeka-
ła, że się u nas dusi i nie może rozwinąć skrzydeł. Po-
dobno szeryf zaglądał do kieliszka, gdy go rzuciła.
- Wcale bym się nie dziwiła, gdyby pił, nim się stąd
wyniosła - burknęła Maggie.
- Szybko wziął się w garść i odstawił butelkę. Za-
czął chodzić na randki. Linda twierdzi, że umówił się
przynajmniej raz z każdą samotną kobietą w okolicy.
- Czemu Linda uraczyła cię rewelacjami na temat
prywatnego życia szeryfa Gautiera? - Maggie wrzuciła
do kosza skarpetki i T-shirty.
- Sama ją zapytałam. Zamierzasz kontynuować tę
znajomość, więc chciałam się czegoś dowiedzieć o two-
im adoratorze. Jedno ci powiem, Maggie. Wiele kobiet
próbowało go złapać, ale żadnej się to nie udało. Może
po nieudanym małżeństwie nasz szeryf nabawił się
swoistej alergii?
- Zapewne. Na jego miejscu tak bym zareagowała.
Gra pozorów, której celem jest zdobycie męża, budzi
we mnie obrzydzenie. Z twoich słów wynika, że Dianne
nie była z nim szczera. Oszukiwała również siebie. Nic
dziwnego, że ponieśli klęskę. Ludzie, którzy chcą być
razem, powinni mówić sobie prawdę. Czemu tego nie
robią?
- Bo to wbrew zasadom życia społecznego - stwier-
dziła ponuro Joanna. Zerknęła na wózek pełen ubrań.
- Wyjdźmy stąd, bo wykupimy cały sklep.
- Wspomniałaś, że chłopcom potrzebne są zimowe
okrycia.
- Owszem, ale dostaną je dopiero w przyszłym ro-
ku. Na tę zimę wystarczą im stare.
Ruszyły wolno do kasy. Gdy mijały wieszak z lotni-
czymi kurtkami, Maggie pomyślała, że Colin gotów
byłby na wszystko, by mieć takie cudo. Poczuła znajo-
my lęk. Niech to diabli... Niewiele brakowało, by rzu-
ciła się do ucieczki. Z trudem nad sobą panowała. Naj-
wyższa pora wyjaśnić, w czym rzecz.
- Joanno? - rzuciła zduszonym głosem.
- Tak?
- Jak wspominasz ostatnie Święto Dziękczynienia?
Czy wydarzyło się coś dziwnego?
- Nadal nie możesz sobie przypomnieć tamtego
dnia? To ci nie daje spokoju, prawda? Niepotrzebnie się
denerwujesz. Z czasem wspomnienia powrócą.
- Chyba masz rację, ale powiedz mi... Czy tamten
wieczór różnił się od innych? - Joanna ułożyła cuichy
przy kasie, a Maggie sięgnęła do torebki po kartę kre-
dytową.
- Raczej nie. Zwykłe święta. Był indyk oraz specjal-
ność naszej mamy, czyli sałatka z żurawin i pomarań-
czy. Jak zwykle spaliłam bułeczki. Nic nowego. Tylko
mój pierworodny, który zwykle robi nam piekło, zacho-
wywał się jak aniołek. Odbyłaś z nim wcześniej poważ-
ną rozmowę. Długo gadaliście na werandzie.
- O czym? - zapytała Maggie, podnosząc głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl