[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dziewczyna odwróciła się. Nie wyglądała na ani trochę zdziwioną. Uśmiechnęła się. I
zarumieniła. Coś podobnego, zarumieniła się. Fredric nie wiedział, co o tym myśleć.
* Cześć * powiedziała.
* Cześć * odparł.
* Tato. * Dotknęła ramienia mężczyzny zajętego rozmową z recepcjonistą. * Tato, to jest
Fredric Drum.
Mężczyzna odwrócił się, spojrzał na niego z zaciekawieniem i nagle jego twarz rozjaśnił
szeroki uśmiech. Wyciągnął do Fredrica dłoń na powitanie.
* Miło mi * powiedział serdecznym tonem. * Już pan jest. No tak, my też postanowiliśmy
przyjechać nieco wcześniej. Victor Hornfeldt. A to moja córka, Julia.
Julia podała Fredricowi rękę i teraz z kolei on poczuł, że jego twarz oblewa się gorącym
rumieńcem. Skinął głową i ze sztywnym uśmiechem uścisnął jej dłoń. Victor Hornfeldt!
Profesor archeologii! Jeden z najwybitniejszych umysłów, jeśli chodzi o dawne dzieje
Skandynawii. To właśnie od niego dostał zaproszenie.
To on zaproponował, by dołączył do grupy badawczej zajmującej się znaleziskiem z Rodalen,
a nawet, ściśle rzecz ujmując, wręcz naciskał, by to Fredric Drum zajął się odczytaniem
napisów na znalezionych przedmiotach, kiedy podniosły się głosy sprzeciwu, że amator
będzie zawsze tylko amatorem.
Victor Hornfeldt.
Fredric wydusił z siebie jakieś' uprzejme banały, po czym zaczął rozwodzić się nad pięknem
okolicy, by w końcu oświadczyć, że właśnie wybiera się z przyjacielem na wycieczkę.
* Może spotkamy się wieczorem w barze? Chętnie poznałbym pana zapatrywania na pewne
kwestie * powiedział Hornfeldt.
Stephen z ulgą powitał Fredrica. Umierał z ciekawości. W samochodzie Fredric opowiedział
mu o dziewczynie w niebieskiej sukience i wyjaśnił, czyją jest córką.
* Masz jakiś pomysł, po co ona przyszła wtedy do  Kas*serollen"?
* Może i mam * odparł Stephen z szelmowskim błyskiem w oku.
Zaparkowali mniej więcej w tym samym miejscu co poprzednio, jednak tym razem
postanowili przejść jeszcze kilometr w głąb doliny, do największego, jak wynikało z mapy,
jeziora, Steintjern. Tam rozstali się, życząc sobie nawzajem powodzenia. O dziewiątej mieli
spotkać się przy samochodzie.
Fredric ruszył na zachód. Przystanął na chwilę i wyjął mapę. Jeśli teraz pójdzie jeszcze
zaledwie kilkaset metrów w górę, dotrze do małego, bardzo kusząco wyglądającego na mapie
jeziorka. Vesltjern. Jeziorko leżało na tej samej wysokości co Stor*bekktjern, czyli to jezioro,
w pobliżu którego mieszkał Hugar. W prostej linii odległość wynosiła zaledwie kilometr,
jednak by tam dojść, trzeba było pokonać dzielące je wzniesienie.
Kiedy dotarł nad Vesltjern, od razu zauważył oczka na powierzchni. Jezioro otaczały
mokradła. Doskonale, żadnych krzaków i drzew, w które wędka mogłaby się zaplątać.
Fredric przyczepił podbierak do paska od spodni i ruszył. Skacząc z kępy na kępę, wyraznie
czuł uderzenia serca. Zatrzymał się kilka metrów od brzegu.
%7łyłka świsnęła w powietrzu. Trzy nieudane podejścia i w końcu się udało.
Mucha wylądowała bardzo blisko miejsca, w którym przed momentem rzuciła się ryba. Po
chwili na powierzchni wody ukazały się kręgi, Fredric poczuł szarpnięcie. Pociągnął. Bez
rezultatu. To musiała być duża ryba, o wiele większa od tamtego pstrąga. Kilka razy
wyskoczyła nad powierzchnię, na dobre pół metra w górę. Z wrażenia Fredric wstrzymał
oddech. Po chwili ryba się uspokoiła, ale teraz zaczęła ciągnąć linkę w głąb jeziora. Fredric
starał się robić dokładnie tak, jak uczył go Stephen: powoli obracał korbką kołowrotka,
trzymając wę*dzisko wysoko w górze. Szczytówka drżała, wygięta w dół pod ciężarem ryby,
która była coraz bliżej brzegu; Fredric przygotował podbierak. Jest! Błyskawicznie zanurzył
podbierak w wodzie, a kiedy ryba znalazła się nad jego ramką, zaczerpnął i wyciągnął. W
środku miotał się wielki, tłusty pstrąg. Nie mógł uwierzyć własnym oczom! Udało mu się, nie
popełnił ani jednego błędu. Niesamowity okaz, większy od największego z pstrągów
Stephena. Siedemset gram, ocenił. Ryba leżała na mchu, otoczona listkami morożki. Była
piękna. Grzbiet zdobiły duże czerwone cętki. Fredric długo podziwiał swoją zdobycz.
Otworzył się przed nim nowy świat, o którym wcześniej nie miał pojęcia.
I nie był to koniec. W ciągu kolejnej godziny udało mu się złowić jeszcze pięć sztuk, poza
tym trzy urwały się z haczyka. Oszołomiony, w jakimś dziwnym transie, ruszył pod górę, w
kierunku płynącego opodal strumyka. Usiadł na porośniętym trawą zboczu i odetchnął
głęboko. Potem położył się na brzuchu i zaczął pić.
Rodalen. Wspaniała dolina Rodalen!
Było parno, na północy zbierały się ciężkie chmury. Burza wisiała w powietrzu. Spojrzał na
zegarek. Prawie wpół do ósmej.
Czy naprawdę się odważy? Czy to naprawdę konieczne? Tak. Obiecał sobie, że będzie
poważnie traktował wszelkie zbiegi okoliczności i sprawdzał, czy te przypadki nie są czymś
zupełnie innym. Hugar spędził na Grenlandii czterdzieści lat, a teraz mieszkał w Rodalen. To
mógł być przypadek. Gdyby nie lalka.
Fredric położył swoje rzeczy koło dużego, charakterystycznego kamienia, by potem bez trudu
je odnalezć, i ruszył pod górę, w kierunku Storbekktjern. Wzniesienie było dość strome, od
czasu do czasu przystawał, by otrzeć pot z czoła i trochę odetchnąć. W końcu wdrapał się na
samą górę.
Roztaczał się stamtąd widok na całą dolinę. Zobaczył w dole toyotę. Wydawało mu się, że
zauważył jakiś' ruch po południowej stronie jeziora, i pomyślał, że to pewnie Stephen. Jeziora
i oczka wodne połyskiwały. Przysłonił oczy dłonią i utkwił wzrok w punkcie pomiędzy
dwoma niewielkimi jeziorkami. Coś tam było. Tak, to musiało być tam. Miejsce, w którym
dokonano znaleziska.
Zostało przykryte brezentem rozpiętym na wetkniętych w trzęsawisko palikach. Dość duży
obszar wokół ogrodzono. W świecie archeologów to obecnie miejsce numer jeden w skali
całego kraju.
Spojrzał na zachód. Zbocze zbiegało stromo w dół, tworząc ścianę wąskiej, jałowej doliny.
Na dnie połyskiwała woda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl