[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żąda Kathryn i jednocześnie gardzi nią za swoją sła
bość. Musi pan wiedzieć, że wiele odwagi wymagało
od Wren towarzyszenie panu na plebanię i do zakła
du pogrzebowego. Pan Pool i pan Smalley bezlito
śnie ją zaszczuwali.
- Nie miałem o tym pojęcia.
- Zwiat zawsze był przyjazniejszy dla mężczyzn.
Dlatego niektórzy są przeświadczeni, że mogą ro
bić, co im się podoba.
- Kathryn doskonale sobie poradziła. Wykazała
się większą godnością niż ja.
- Kobiecie w jej sytuacji nie pozostaje nic inne
go, jak nauczyć się powściągliwości.
- Była wspaniała.
- Nadal jÄ… pan kocha.
Ally nie zdawała sobie sprawy, że wypowiada
205
swoje myśli na głos, póki nie zobaczyła wyrazu zdu
mienia na twarzy markiza.
- Całkiem możliwe - przyznał Andrew. - Czy
Kathryn już pożegnała się z Kitem?
Guwernantka skinęła głową.
- Przyszła do niego zaraz po kolacji. Nie została
długo. Wysłuchała opowieści o popołudniowych
przygodach, ucałowała go na dobranoc i wróciła do
domku. - Ally się zawahała. - Chyba płakała.
Ramsey odstawił kieliszek na stolik i przeczesał
włosy rękami.
- Do diaska! Wiedziałem, że powinienem był za
bić tego nadętego durnia. - Nagle przypomniał so
bie o gościu. - Przepraszam, panno Allerton.
- Nie ma za co. Bardzo lubiÄ™ Wren i gdyby to
ode mnie zależało, pozbyłabym się tego okropnego
człowieka już dawno temu. Nie mogę uwierzyć, że
zamierza odprawić mszę żałobną za nieżyjącego
markiza. Nie zależy mu na uczczeniu pamięci
zmarłego ani na niesieniu duchowej pociechy
mieszkańcom wioski. Pragnie jedynie wykorzystać
śmierć jego lordowskiej mości, żeby popisać się
przed ludzmi swoim darem wymowy.
- Niepotrzebnie siÄ™ pani denerwuje. Stangret naj
wyrazniej nie usłyszał wszystkiego, w przeciwnym
razie wiedziałby, że złożyłem pastorowi wizytę
głównie po to, by go poinformować, że mój chrzest
ny, arcybiskup Canterbury, wyraził chęć celebro
wania nabożeństwa żałobnego, a ja oczywiście się
zgodziłem.
Ally klasnęła w dłonie.
206
- Arcybiskup Canterbury przyjedzie do Swanslea?
-Tak.
Oczy guwernantki się rozjarzyły.
- Och, milordzie, to będzie doskonała okazja, żeby...
- Uzyskać dyspensę?
Panna Allerton pokiwała głową.
- Wyprzedziłem panią o krok - oznajmił Drew,
sięgając po zaczęty list. - Już o nią poprosiłem. -
Wskazał leżące na biurku dwadzieścia osiem gwi
nei. - Płacę z góry.
- %7łyczę wam obojgu szczęścia, milordzie. Bardzo
się cieszę i jestem dumna, że u pana pracuję.
- Nie należy pani do personelu. Jest pani człon
kiem rodziny. Proszę powiedzieć Kitowi, że zaraz
przyjdę. - Uśmiechnął się szeroko. - Gdy tylko
skończę list.
Wren podniosła wzrok znad biurka. Kontury
akwarelowych ilustracji rozrzuconych po blacie
rozmazywały się przed jej oczami. Zacisnęła powie
ki i zaczęła masować skronie, żeby odpędzić ból
głowy. Od godziny bezskutecznie usiłowała skupić
się na pracy. Jej myśli wciąż krążyły wokół Drew.
Po powrocie z wioski od razu udała się do wdowie
go domku, aby nakarmić zwierzęta, ale w rzeczywisto
ści potrzebowała czasu, żeby spokojnie rozstrzygnąć,
czy dobrze zrobiła, przyjmując propozycję małżeń
stwa, którą złożył jej Andrew Ramsey.
Odsunęła rysunki, wstała od biurka i poszła do
kuchni. Rozpaliła ogień w piecu i zaczęła szykować
sobie kąpiel. Przyciągnęła z alkowy dużą miedzia-
207
ną balię, usiadła na drewnianym stoiku i czekając,
aż zagrzeje się woda, dumała nad swoją decyzją.
Nie była pewna, czy nie popełnia największego
głupstwa w życiu.
Drew nie powiedział, że ją kocha. Mówił tylko
o obowiązku, rozsądku i przyszłości Kita, który
dzięki ich małżeństwu pozbędzie się stygmatu bę
karta i zostanie uznany za potomka z prawego Å‚o
ża. Oświadczył, że jej pragnie, i zapewnił, że nie bę
dzie żywił do niej urazy.
Ciekawe, skąd miał tę pewność. Czyżby napraw
dę jej wybaczył?
Westchnęła. Andrew dopytywał się, czy jego oj
ciec ją kochał. Odpowiedziała mu twierdząco, lecz
była to tylko część prawdy. George nigdy nie da
rzył jej romantyczną miłością. Traktował ją jak cór
kę albo raczej synową. Kochał, bo Drew wybrał ją
sobie na żonę.
Zamknęła oczy, wspominając rozpacz malującą
siÄ™ na twarzy jej ojca, gdy karoca - identyczna jak
ta, którą jechała tego popołudnia - podrzuciła ją
przed frontowe drzwi miejskiej rezydencji ciotki
Edwiny. Wren zadrżała mimo woli. Dzisiejsza jaz
da powozem przywołała obrazy, które usiłowała
wymazać z pamięci. Lecz okazało się, że niektórych
rzeczy nie można zapomnieć. Na przykład gwałtu.
Strachu, bólu i poniżenia.
Domownicy jeszcze spali, gdy dowlokła się do
kuchni i przygotowała sobie kąpiel. Zrzuciła podar
tą suknię i bieliznę, zanurzyła się w niemal wrzącej
wodzie i zaczęła trzeć skórę aż do czerwoności.
208
Usunęła jego zapach, ale mimo szorowania wciąż
czuła się zbrukana. Tego popołudnia również do
znała upokorzenia i zastosowała takie samo lekar
stwo jak cztery lata wcześniej.
Zdjęła gar z ognia, napełniła balię wrzątkiem
i uzupełniła go zimną wodą z pompy. Z kredensu
wzięła gąbkę do mycia, butelkę pachnącego olejku,
kostkę mydła oraz duży ręcznik i położyła je na
stołku przy balii. Z sypialni przyniosła koszulę noc
ną i szlafrok i powiesiła je na kołku przy drzwiach.
Gdy wlała olejek do kąpieli i zamieszała wodę,
kuchnię wypełniła woń tuberozy.
Dorzuciła węgla do pieca, rozebrała się i weszła
do wody. Namydliła ciało, po czym wyciągnęła się
i oparła głowę o Zaokrąglony brzeg balii. Zamknę
ła oczy i westchnęła głęboko.
Cztery lata temu gorąca kąpiel jej nie pomogła.
Nic nie mogło jej wtedy pomóc. Wyszła z wanny,
gdy woda całkiem ostygła. Otuliła się szlafrokiem,
zwinęła w kłębek na łóżku i postanowiła umrzeć.
Rano pokojówka natknęła się w kuchni na balię
pełną wody. Obok niej na podłodze leżała srebrna
suknia Wren i jej zniszczona bielizna. Służąca we
zwała gospodynię, ta zawołała kamerdynera, a ten
Z kolei powiadomił swoją panią. Ciotka Edwina na
tychmiast wysłała kogoś, żeby obudził ojca Kath-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]