[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dziękuję za pyszną kolację - rzekł Brian.
- Bardzo mi miło.
- Dobranoc. Keeley.
- Dobranoc, Brianie. Dzięki za przejażdżkę.
Adelia poczekała, aż mężczyzni wyjdą, po czym powiedziała do córki:
- Keeley, nigdy nie podejrzewałabym cię o takie zachowanie. Dręczysz tego biednego
chłopaka.
- Ten  chłopak wcale nie jest biedny. - Zadowolona z siebie Keeley odłamała
kawałek chleba. - Dręczenie go sprawia mi wielką przyjemność.
- Hm, nie ma prawdziwej kobiety, która by się z tym nie zgodziła. Uważaj jednak,
żebyś go nie zraniła, kochanie.
- Zranić go? - Keeley wstała, by pomóc matce przy sprzątaniu. - Nie zranię go. Nie
potrafiłabym.
- Nie wiesz, co zrobisz albo co potrafisz zrobić. - Adelia pogłaskała córkę po policzku.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Jednak niezależnie od tego, jak dużo będziesz umiała,
nigdy nie zrozumiesz, co dzieje się w głowie mężczyzny.
- Wydaje mi się, że wiem całkiem niezle, co dzieje się w głowie tego konkretnego
mężczyzny.
Adelia otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, po czym je zamknęła. Wiedziała, że
pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić. Trzeba je przeżyć.
ROZDZIAA 7
Brian poznał drogi wiodące z Marylandu do Wirginii Zachodniej tak dobrze, jak znał
drogi w hrabstwie Kerry. Autostrady, którymi samochody mknęły jak małe rakiety, kręte
boczne drogi były teraz częścią jego życia; a wszystko to sprawiało, że czuł się tu coraz
bardziej swojsko.
Zielone wzgórza przywodziły mu czasami na myśl Irlandię. Nostalgia, jaką odczuwał
w takich chwilach, zaskakiwała go, ponieważ nie uważał się za człowieka sentymentalnego.
Kiedy indziej jezdził krętymi drogami wzdłuż wijących się strumieni, a okolica była zupełnie
inna. ze swymi gęstymi lasami i skalnymi ścianami. Niemal egzotyka. Zadowolenie, które
wówczas go ogarniało, dziwiło go bardzo.
Nie miał nic przeciwko temu uczuciu. Po prostu nie tego szukał.
Lubił podróżować. Przenosić się z miejsca na miejsce. Było mu bardzo na rękę, że
praca w Royal Meadows daje mu takie możliwości. Obliczył sobie, że za kilka lat zwiedzi
dużą część Ameryki - nawet jeśli będzie patrzył na nią przez pryzmat toru wyścigowego.
Mówił sobie, że nie uważa ani Irlandii, ani Marylandu za swoją ojczyznę, swój dom.
Jego domem jest tor wyścigowy, stadnina, niezależnie od tego, gdzie się znajdują.
Jednak czul się swojsko i swobodnie, gdy wjeżdża! między kamiennymi filarami do
Royal Meadows. Robiło mu się lekko na sercu, gdy widział na padoku Keeley z uczniami.
Zatrzymał się, by popatrzeć, jak prowadzi swoją grupę od kłusa do galopu.
Był to budujący widok, mimo niezdarności i ostrożności niektórych dzieci. Nie było tu
zręcznego i wyreżyserowanego współzawodnictwa, lecz pierwsze kroki w nową przygodę.
Pamiętał, że nazwała to zabawą. Uczą się, przyjmują na siebie pewną odpowiedzialność, ale
Keeley nie zapominała, że są dziećmi.
Niektóre z nich zostały w przeszłości skrzywdzone.
Patrząc na to, co Keeley stworzyła, zamiast spędzać czas tak, jak kiedyś to sobie
wyobrażał, czuł dla niej coraz większy szacunek, a nawet więcej niż szacunek. Szczery
podziw.
Teraz też usłyszał jej okrzyki, wydawane spokojnym silnym głosem - ładny widok i
ładne dzwięki. Wysiadł z ciężarówki i podszedł bliżej, by lepiej widzieć.
Szerokie radosne uśmiechy, oczy wielkie jak talerze. Zmiechy, przerywane oddechy. Z
tego. co zaobserwował, nastroje zmieniały się od nerwowych pisków do absolutnego
zachwytu. W całym tym rozgardiaszu Keeley wydawała polecenia, pouczała, zachęcała,
zwracając się do każdego dziecka po imieniu.
Długie rude włosy związała znowu z tyłu. Miała na sobie jasne sprane dżinsy, niegdyś
szaroniebieskie, oraz taką samą kamizelkę z mnóstwem kieszeni. Pod nią Keeley włożyła
obcisły sweterek koloru wiosennych żonkili. Wyraznie lubi jasne kolory. I błyskotki,
pomyślał Brian, widząc skrzące się w jej uszach małe klejnoty.
Czuł zapach jej perfum. Zawsze unosił się wokół niej delikatny kobiecy zapach.
Czasami tak delikatny, że trzeba było podejść bardzo blisko, żeby go poczuć. Kiedy indziej
przypominał syreni śpiew, wabiący człowieka z oddali.
Niezależnie od tego, do którego rodzaju należał, wystarczał, by doprowadzić
mężczyznę do szaleństwa.
Powinienem był trzymać się od niej z daleka, pomyślał Brian. Bóg świadkiem, że
powinienem. Doszedł jednak do wniosku, że jest to tak samo prawdopodobne jak to, że któraś
z jej chabet wygra Breeder's Cup.
Keeley wiedziała, że Brian ją obserwuje. Powiedziało jej to mrowienie skóry. Nie
mogła pozwolić sobie na nieuwagę, gdy miała sześcioro dzieci pod opieką. Cudownie jednak
było mieć świadomość bliskości Briana, reakcji własnego ciała, czuć przyśpieszone bicie
pulsu.
Zaczynała rozumieć, czemu kobiety tak często robią z siebie idiotki dla mężczyzn.
Gdy poleciła uczniom przejść z powrotem do kłusa, rozległy się jęki zawodu. Kazała
im zmieniać kierunek jazdy i wreszcie jechać stępa. Brian zaczekał, aż ich zatrzyma, po czym
zaczął bić brawo.
- Dobra robota - powiedział. - Gdyby któryś z twoich uczniów szukał pracy, przyślij
go do mnie.
- Mamy dzisiaj gościa. To pan Donnelly, trener z Royal Meadows. Odpowiada za
konie wyścigowe - Keeley przedstawiła dzieciom Briana.
- Rzeczywiście, i zawsze mam oczy otwarte, może trafi mi się jakiś nowy dżokej.
- Aadnie mówi - szepnęła jedna z dziewczynek, ale Brian miał świetny słuch.
Uśmiechnął się do niej, co wywołało rumieniec na jej twarzy.
- Tak uważasz?
- Pan Donnelly przyjechał z Irlandii - wyjaśniła Keeley. Niesamowite, pomyślała,
sprawia, że nawet dziesięcioletnie dziewczynki robią maślane oczy.
- Mama panny Keeley też pochodzi z Irlandii. Ona też ładnie mówi.
Brian spojrzał w górę i zobaczył, że chłopiec, którego zapamiętał, Willy, przygląda
mu się uważnie.
- Nikt nie mówi ładniej niż Irlandczycy, chłopcze. To dlatego, że wszystkich nas
pocałowały wróżki.
- Podobno kiedy traci się ząb, dostaje się pieniądze od Zębowej Wróżki, aleja ich
nigdy nie dostałem.
- Przecież to tylko twoja matka. - Dziewczynka za Willym wywróciła oczy. -
Prawdziwe wróżki nie istnieją.
- Może nie mieszkają w Ameryce, ale tam. skąd pochodzę, jest ich wiele. Następnym
razem, gdy stracisz ząb, Willy, powiem za tobą słowo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl