[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ny, elegancko i gustownie urządzony gabinet. Rzeczywiście,
tak jak stwierdziła Alex, te dwa miejsca niewiele miały ze
sobą wspólnego, jakby należały do dwóch całkowicie róż-
nych światów. Lecz mimo że Stephen ciężko się napracował,
by otworzyć prywatną przychodnię w najlepszej dzielnicy
miasta, teraz wcale nie był już pewien, z którym z tych świa-
tów więcej go łączy. Czy naprawdę osiągnął to, czego naj-
bardziej pragnął? Czy może szczerze powiedzieć, że jest
szczęśliwy?
Poczuł się, jakby ktoś zdjął mu opaskę z oczu. Niezwykła
wyrazistość, z jaką nagle zobaczył własne życie, sprawiła, że
raptem uświadomił sobie, iż zdobywszy właściwie wszystko,
co zaplanował, czegoś wciąż mu brakuje. Przez lata starał się
S
R
o tym nie myśleć, lecz słowa Alex nie pozwoliły mu dalej
udawać. Poczuł, że ogarnia go lęk.
Jeśli to, co do tej pory uzyskał, nie daje mu zadowolenia,
to o co właściwie chodzi w życiu? Przeczucie podpowiadało
mu, że nadchodzące tygodnie przyniosą odpowiedz i na to
pytanie. Najbardziej jednak niepokoiła go świadomość, że
owa odpowiedz w dużej mierze zależeć będzie od pięknej
doktor Campbell.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Czas płynął nieprawdopodobnie szybko. Stephen był za-
skoczony liczbą pacjentów, którzy od samego rana zgłaszali
się do lekarza. W swoim gabinecie rzadko musiał się spie-
szyć, tymczasem tutaj chorych było tak wielu, że nie mógł
sobie pozwolić nawet na chwilę wytchnienia. Zaczynał się
obawiać, czy przez cały ten pośpiech nie popełni jakiegoś
poważnego błędu. Ponieważ jednak w poczekalni tłoczyło
się tyle ludzi, nie mógł zwolnić tempa.
Kiedy między wyjściem jednego pacjenta a pojawieniem
się następnego Dorothy przyniosła mu kubek kawy, powitał
ją z nie ukrywaną radością.
- Dzięki! - Zanurzył usta w gorącym płynie. - Zawsze
macie tu takie urwanie głowy?
- Niestety! - odrzekła z westchnieniem. - Nie pamiętam
dnia, żebyśmy nie musieli zostawać po godzinach. Naprawdę
nie wiem, jak Alex to wszystko wytrzymuje. Haruje jak wół
od rana do wieczora.
- Jak to? - zdziwił się. - Mówisz tak, jakby to na niej
spoczywał cały ciężar prowadzenia przychodni.
- Bo właściwie tak jest. - Dorothy przymknęła drzwi, by
nikt na korytarzu jej nie słyszał. - Nawet nie wiesz, jak się
martwię, co będzie dalej. Doktor Barker robił wszystko, co
mógł, ale naprawdę nie czuł się dobrze. Wiele razy widzia-
łam, że powinien zostać w domu, ale oczywiście przychodził
do pracy. Znasz go przecież.
S
R
- Owszem. - Stephen próbował stłumić w sobie wyrzuty
sumienia. Jak mógł dać się zwieść zapewnieniom przyjaciela,
że wszystko jest w porządku? - Domyślam się, że w związku
z tym coraz więcej obowiązków spadało na barki doktor
Campbell. A co ona na to? Nie protestowała?
- Alex? Nigdy. Wierz mi, ta dziewczyna to prawdziwy
skarb. Ani razu nawet nie poskarżyła się, że ma za dużo pracy.
Całkiem inaczej niż Peter, który pracował tu przed nią. Ten
ciągle tylko narzekał, jaki jest zmęczony, a robił połowę tego
co Alex - ciągnęła rejestratorka. - Wyobraz sobie, że kiedy
tylko zauważyła, że doktor Barker wygląda gorzej niż zwy-
kle, prosiła mnie po kryjomu, żebym jak najwięcej pacjentów
kierowała do niej. Gdyby nie ona, chyba musielibyśmy za-
mknąć przychodnię. Ale skoro przyjechałeś nam pomóc, to
ubędzie jej przynajmniej część obowiązków, prawda?
Z rejestracji dobiegł dzwonek telefonu, więc nie czeka-
jąc na odpowiedz, Dorothy poszła odebrać kolejne pilne
zgłoszenie.
Stephen zamyślił się. Słowa starej znajomej poruszyły go
do głębi, nie tylko dlatego że spotęgowały poczucie winy,
jakie gnębiło go od pewnego czasu. Opowieść o godnych
uznania wysiłkach Alex kazała mu zobaczyć ją w innym
świetle. Już w czasie porannej rozmowy zaczął podejrzewać,
że nie jest bezduszną, wyzutą z uczuć osobą, jaką próbuje
udawać, a informacje uzyskane od Dorothy utwierdziły go
w przekonaniu, że się nie mylił. Mimo to wciąż nie potrafił
jej rozgryzć.
Kiedy drzwi zamknęły się za ostatnim z zapisanych na
przedpołudnie pacjentów, zegar dawno już wybił dwunastą.
Większość przypadków, z jakimi Stephen miał dziś do czy-
nienia, to przeziębienia i różnego rodzaju infekcje, ale także
S
R
niepokojąco wysoka liczba chronicznych schorzeń, szczegól-
nie astmy. Idąc korytarzem, jeszcze raz przeglądał karty.
Troje dorosłych i jedno dziecko z chorobami płuc. Pomyślał,
że to pewnie normalne w okolicy, gdzie powietrze jest aż
gęste od zanieczyszczeń.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]