[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Lecz jeśli zmierzacie do czegoś więcej niż przyjazni, nalegałbym,
żebyście zachowywali się dyskretnie. Nie pozwolę, aby ktokolwiek z
pracowników mojej gazety stał się obiektem plotek! - Ponownie szarpnął jej
rękę. - Czy jasno się wyraziłem? Mam nadzieję, że nie muszę tego powtarzać.
106
R S
- Tak, wystarczająco jasno! - potwierdziła pobladła z emocji Angela.
Odwzajemniła jego spojrzenie. Ledwie panowała nad sobą i nad nienawiścią,
jaką do niego czuła w tej chwili.
Bez słowa puścił ją i opadła z powrotem na poduszki. Serce waliło w niej
jak oszalałe.
W tej samej chwili usłyszeli dyskretne chrząknięcie. Wszedł służący i
zwrócił się po arabsku do Raszida. Ten odpowiedział mu coś pospiesznie, po
czym odwrócił się w stronę Angeli i spytał:
- Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli tu odbiorę telefon?
Pokręciła głową.
- Naturalnie, że nie - odpowiedziała. Tymczasem służący przeszedł przez
pokój i podał Raszidowi do ręki przenośny telefon.
Angela wsunęła się głębiej i oparła o rozłożone na sofie poduszki. Nadal
oddychała z trudem. Raszid był zajęty prowadzoną po arabsku rozmową.
Siedziała bez ruchu, otępiała i przerażona. Przeżyła szok, a skandaliczne
zachowanie Raszida nie było bynajmniej jedynym tego powodem. Dręczyło ją
coś o wiele grozniejszego, coś, co mogło okazać się zgubne w skutkach.
Gdy tylko wściekłość opadła z niej na tyle, by mogła trzezwo myśleć, z
przerażeniem zrozumiała, że tak naprawdę dotknął ją nie sam wybuch Raszida,
lecz jego przyczyna.
Przez jedną, krótką chwilę mylnie sądziła, że wściekał się, ponieważ był o
nią zazdrosny. Skąd ta nieprawdopodobna myśl przyszła jej do głowy, jeden Pan
Bóg raczył wiedzieć. Teraz znała całą prawdę. Raszid dbał tylko o dobre imię
swojej gazety. Ona sama interesowała go tyle co zeszłoroczny śnieg.
107
R S
I chociaż nie powinno tak być, świadomość tego zaciążyła na jej sercu jak
kamień.
ROZDZIAA SIÓDMY
Kilka dni pózniej cały świat Angeli wywrócił się do góry nogami.
Zupełnie niespodziewanie ojciec oświadczył jej, że postanowił wrócić do Anglii,
aby tam spędzić okres rekonwalescencji.
- Mam parę miesięcy zaległego urlopu i uroczy, mały domek w samym
sercu Kentu - powiedział któregoś dnia, gdy odwiedziła go w szpitalu. - Od
wielu lat obiecywałem sobie spędzić w nim trochę czasu. - Mrugnął
porozumiewawczo do Angeli. - Teraz chyba nadeszła właściwa pora. Kilka
spokojnych, pełnych próżniactwa miesięcy w chłodnym klimacie naszej
ukochanej ojczyzny. Oto czego mi trzeba.
Lekarze z całym przekonaniem przyklasnęli jego decyzji. W ciągu
następnych czterdziestu ośmiu godzin wszystko było przygotowane do wyjazdu.
- Na pewno nie przeszkadza ci, że zostaniesz tu sama? - upewniał się po
raz n-ty, gdy odwoziła go na lotnisko. - MacLeish nie robiłby większych
problemów i pozwoliłby ci wyjechać wcześniej, gdybyś go poprosiła.
- Nie chcę go o to prosić. Lubię moją pracę. - Posłała mu uspokajający
uśmiech i uścisnęła jego dłoń. - Mam zamiar dotrwać do końca
trzymiesięcznego okresu próbnego, a pózniej dopiero zdecyduję, czy powinnam
zostać tu, w Dżahirze, czy wracać do Anglii.
108
R S
W rozmowie z ojcem nie wspomniała jednak o pewnej nurtującej ją
sprawie. Po jego wyjezdzie z Dżahiry, zamiast powrócić nareszcie do swojej
willi, będzie musiała nadal mieszkać w pałacu Raszida.
Ten układ z dnia na dzień stawał się dla niej coraz bardziej uciążliwy.
Każdy kontakt z Raszidem ranił ją, pogłębiał wewnętrzne rozterki. Nie potrafiła
tego zrozumieć.
Potem wydarzyło się coś, co spowodowało jeszcze większy zamęt w jej
głowie.
Minęło kilka dni od wyjazdu ojca. Angela wyszła z pracy i wróciła do
pałacu na lunch. Zgodnie ze swoim zwyczajem udała się do kuchni, żeby
naprędce przygotować sobie coś do jedzenia. Ku swemu zaskoczeniu, zastała
tam wysoką, ciemnowłosą dziewczynę w barwnym arabskim kaftanie - stała
właśnie przy stole kuchennym i wrzucała do szklanej miski drobno pokrojone
warzywa.
Podczas gdy Angela zatrzymała się w drzwiach, wahając się, czy wejść,
dziewczyna podeszła do niej uśmiechając się szeroko i powiedziała:
- Cześć! Ty musisz być Angela. Nareszcie się spotykamy. Ja jestem
Mariam, siostra Raszida.
Angela z niedowierzaniem uścisnęła dłoń dziewczyny. Gdzie się podziało
owo zastraszone stworzenie, które sobie wyobrażała, całe odziane w czerń,
zamknięte na klucz w swoim pokoju?
- Miło cię poznać - odpowiedziała.
- Przykro mi, że nie było mnie tu przez parę ostatnich tygodni. Miałam
strasznie dużo roboty z moimi uczniami. - Mariam znów się zajęła miską z
warzywami. Wycisnęła sok z cytryny i wlała go do środka. - Przygotowuję
109
R S
tabbula. - Uśmiechnęła się do Angeli. - Sporo mi tego wyszło, starczy dla nas
obu. Lubisz tabbula?
Angela wprost uwielbiała tabbula. Nazywano tak mieszaną sałatkę o
posmaku mięty, którą wszyscy w Dżahirze jedli w ogromnych ilościach.
- Przepadam za tym. - Kiwnęła z entuzjazmem głową. - Ale czy mogłabyś
mi wytłumaczyć, co miałaś na myśli mówiąc o uczniach? - spytała po chwili,
marszczÄ…c brwi.
Mariam odrzuciła do tyłu lśniące, czarne włosy, luzno związane wstążką
na karku.
- Jak to co? Jestem nauczycielką - odpowiedziała z uśmiechem.
- Pracujesz? - spytała z niedowierzaniem Angela. Powstrzymała się, by
nie zadać jej innego pytania: ,,Raszid pozwala ci pracować?" Coś jej mówiło, że
tej uroczej i inteligentnej dziewczynie nie spodobałyby się takie pytania.
Mariam roześmiała się na widok zdumionej miny Angeli.
- Jasne, że pracuję. I możesz mi wierzyć lub nie, ale mam niezłą harówkę.
Przez ostatnie tygodnie siedziałam w robocie po same uszy. Pomagałam
niektórym z moich uczniów w przygotowaniu się do egzaminów. Cały ten czas
dosłownie nie wytknęłam nosa poza mury szkoły.
Ustawiła kilka półmiseczków z mazza, mięsnymi i jarzynowymi
przystawkami, dookoła stojącej na środku stołu miski z sałatką i zaprosiła
Angelę, by przyłączyła się do niej.
- Chodz, zjemy. Musisz opowiedzieć mi wszystko o sobie - powiedziała.
Tak zaczęła się ich gorąca, spontaniczna przyjazń. Angela ze zdziwieniem
odkryła, jak wiele miały ze sobą wspólnego. Wieczorami, przy kolacji,
rozmawiały o książkach, filmach i modzie, o Anglii i Dżahirze, o miejscach,
110
R S
które obydwie zwiedziły. Mariam dużo podróżowała. Często odwiedzała
rodziców mieszkających w Paryżu.
Czasami, zwłaszcza podczas weekendów, dołączał do dziewcząt Raszid.
- Chyba nie macie nic przeciwko mojemu towarzystwu - żartował. -
Przyrzekam solennie, nie będę was zanudzał gadaniem o piłce nożnej i polityce.
Nie nudzili się wcale. Wręcz przeciwnie. Angela bawiła się świetnie i
zawsze z niecierpliwością czekała na ich kolejne spotkanie. Od powrotu
MacLeisha rzadziej widywała Raszida w redakcji i jakoś dziwnie brakowało jej
codziennych z nim kontaktów.
Przyjemnie było czuć się swobodnie w jego towarzystwie. Gdy Mariam
była w pobliżu, Raszid przestawał zachowywać się oficjalnie, a uczucia, jakimi
darzył siostrę, zdawały się spływać także na Angelę.
Potrzebowała trochę czasu, aby się do tego przyzwyczaić. Odkryła w nim
innego człowieka, mężczyznę, który traktował kobiety z miłością i szacunkiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]