[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdołał ponownie ją pochwycić, wydobyła z kieszeni pistolet
i odciągnęła kurek.
- Stój! - krzyknęła. - Ani kroku dalej! - Nie zważając na
ostrzeżenie, ruszyÅ‚ ku niej, na co wycelowaÅ‚a mu broÅ„ w ko­
lana. - Mówię poważnie! Roztrzaskam ci rzepkę!
W milczeniu mierzyli się wzrokiem. Serena spoglądała
uważnie na mężczyznę, a jej ręka ani drgnęła.
- A niech mnie... - mruknÄ…Å‚ i zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ z lekkim podzi­
wem. - WierzÄ™ ci.
- I dobrze - oznajmiła ponuro.
- Może jednak się omyliłem. Czy to oznacza - wybacz, jeśli
moje słowa wydadzą ci się nieco obcesowe - że cała ta sprawa
nie stanowiÅ‚a elementu planu, który miaÅ‚ ci umożliwić zawar­
cie ze mną bliższej znajomości?
- Wolałabym bliżej zaznajomić się z boa dusicielem niż
z panem. Dlaczego coś podobnego przyszło panu do głowy?
- A cóż innego miałem pomyśleć? Och, wyceluj ten pistolet
gdzie indziej. Daję słowo, że nic ci z mojej strony nie grozi.
- Chwilowo sama będę decydowała, gdzie celować. Póki co,
nie zamierzam panu wierzyć.
- Zatem jesteśmy kwita, Williamie Blake'u... A może
Williamie Wordsworcie? Jak siÄ™ nazywasz, dziewczyno?
Zawahała się.
- Serena - wyznała. - Więcej pan się nie dowie.
Wybuchnął gromkim śmiechem.
62
- Serena! I mam w to uwierzyć? Znowu coś wymyślasz.
- Nie, to moje prawdziwe imiÄ™.
-Serena... Paradne, doprawdy! Czekaj! Czy zamierzasz
wrócić do domu konno?
Odwróciła głowę i ujrzała, jak Trask powoli znika z pola
widzenia. Odetchnęła gÅ‚Ä™boko i wykonaÅ‚a ruch, jakby chcia­
Å‚a pobiec za wierzchowcem. Zanim jednak zrobiÅ‚a choćby je­
den krok, mężczyzna chwycił ją za nadgarstek i gwałtownym
szarpniÄ™ciem zmusiÅ‚ do wypuszczenia broni. Serena krzyk­
nęła z bólu i spojrzaÅ‚a na napastnika wzrokiem peÅ‚nym nie­
skrywanego strachu. Nie puÅ›ciÅ‚ jej, ale też nie próbowaÅ‚ po­
nownie całować.
- JeÅ›li obiecasz, że nie bÄ™dziesz trzymaÅ‚a mnie na musz­
ce, zwrócę ci pistolet - oznajmił cicho, patrząc jej prosto
w oczy. - Nie chcÄ™ ci zrobić krzywdy. Wierzysz mi? Obie­
cujesz?
Serena skinęła gÅ‚owÄ…, na co podniósÅ‚ broÅ„ z ziemi i wrÄ™­
czyÅ‚ jÄ… wÅ‚aÅ›cicielce. Po krótkim wahaniu ostrożnie jÄ… scho­
wała i dyskretnie roztarła obolały nadgarstek. Dżentelmen
zauważył ten gest i wyciągnął rękę, aby ponownie chwycić
jej przegub. Cofnęła się nerwowo, a wówczas podniósł ręce
i uśmiechnął się przyjaznie.
- Nic ci nie zrobiÄ™. Przykro mi, że sprawiÅ‚em ci ból. Prze­
praszam też za swoje zachowanie. Chyba powinniśmy sobie
wyjaśnić to i owo, jak sądzisz?
- Trask? - wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
- Douce bez trudu go dogoni. Zaczekaj, zaraz wrócÄ™ z two­
im wierzchowcem.
Po chwili przyprowadziÅ‚ Traska i zaczekaÅ‚, aż Serena do­
prowadzi siÄ™ do porzÄ…dku.
63
- Serena. Też coś! - prychnął i wydął usta. - Trudno byłoby
znalezć mniej stosowne imię.
- Co pan powie na Prudence? - podsunęła Serena, a męż­
czyzna wybuchnÄ…Å‚ Å›miechem. Po chwili mówiÅ‚a dalej: - Mo­
że niespecjalnie przypominam syrenę, ale jeszcze mniej mam
wspólnego z pruderią. Tak czy owak, nawet nie wie pan, jak
ciężko być kobietą. Dziewczynom nie wolno robić tylu rzeczy,
które uchodzą płazem chłopakom.
- Powiedz mi, dlaczego postanowiłaś przemienić się
w chłopca?
Patrzyła na niego niepewnie. Na ile mogła mu zaufać?
- Sereno, dałem ci słowo. Nie tracę czasu na niechętne mi
kobiety, kiedy już się upewnię, że są niechętne, rzecz jasna.
Niewiele z nich mógłbym z czystym sumieniem zaliczyć do
tej grupy.
Serena podjęła decyzję.
- yle mnie pan zrozumiał. Zastanawiałam się, ile może pan
ode mnie usłyszeć, a nie czy ponownie mnie pan... zaatakuje.
WierzÄ™ panu na sÅ‚owo. Nie potrafiÄ™ jednak zrozumieć, dlacze­
go po odkryciu mojej pÅ‚ci doszedÅ‚ pan do wniosku, że moż­
na mnie tak niegodziwie potraktować. Nie jestem tego typu
kobietÄ….
- Do diaska, a co miaÅ‚em pomyÅ›leć? Przyzwoite mÅ‚ode da­
my zazwyczaj nie szwendają się po bezdrożach bez stosownej
eskorty. Poza tym przyzwoite młode damy nie przebierają się
za chłopców i nie jeżdżą, za przeproszeniem, okrakiem.
- Wszystko rozumiem, tylko dlaczego uznał pan, że robię
to, aby przyciągnąć pańską uwagę? A może, pańskim zdaniem,
to zupeÅ‚nie naturalne? Jest pan winny zbrodni o wiele poważ­
niejszej niż moja.
64
- Jak to? Jakiej znowu zbrodni?
- PróżnoÅ›ci! - Z satysfakcjÄ… dostrzegÅ‚a, że jej uwaga oka­
zała się celna.
- OdkÄ…d siÄ™gam pamiÄ™ciÄ…, sÅ‚aba pÅ‚eć darzyÅ‚a mnie zaintere­
sowaniem - oświadczył wyniośle. - Nie jestem jednak na tyle
naiwny, by wierzyć, że kobiety kochają mnie bezinteresownie.
Wszyscy doskonale wiedzą, że pochodzę z zamożnej rodziny,
zatem nietrudno się domyślić, dlaczego jestem atrakcyjny.
- Nic dziwnego, jeÅ›li poza majÄ…tkiem nie ma pan nic do za­
proponowania kobiecie.
- Czy naprawdę tak uważasz? Sądzisz, że bogactwo to mój
jedyny atut?
- ZgodziliÅ›my siÄ™ przecież, że nie jesteÅ›my sobÄ… zaintere­
sowani - zauważyÅ‚a Serena wynioÅ›le, lecz zepsuÅ‚a efekt, do­
dając: - Poza tym nie miałam pojęcia, i nadal nie mam, kim
pan jest. Jakże więc mogłabym być zainteresowana pańskim
majÄ…tkiem?
Arystokrata ukłonił się uprzejmie.
- Nazywam siÄ™ Wintersett.
- Cóż, panie Wintersett...
- Lordzie Wintersett. Na imiÄ™ mam James i tak siÄ™ do mnie
zwracaj, nalegam. Skoro ustaliliÅ›my już, jak prezentujÄ… siÄ™ na­
sze relacje - a raczej jak prezentuje siÄ™ nasz brak relacji - po­
winnaś mi zdradzić, czemu udawałaś chłopca. Póki co, wiem
jedynie, że ciężko być kobietą.
Ruchem gÅ‚owy wskazaÅ‚ zwalone drzewo na skraju Å›cież­
ki i oboje usiedli na pniu. Serena na wszelki wypadek zajęła
miejsce dość daleko od Jamesa.
- Do niedawna wiodłam swobodniejsze życie niż teraz
- zaczęła ostrożnie. - Nie zrozum mnie zle, Jamesie, moje '
65
poprzednie życie było jak najbardziej godne szacunku. Po
prostu czułam się... bardziej niezależna. To właściwe słowo.
- Jesteś za młoda na wdowę.
- Możesz się zastanawiać, ile dusza zapragnie. Nie powiem
ci nic ponad to, co uznam za stosowne. Tak czy owak, udało
mi się samodzielnie kierować własnym losem.
- A teraz?
- Teraz muszę dawać przykład osobie młodszej od siebie.
- JesteÅ› guwernantkÄ…? Wybacz, lecz trudno mi w to uwie­
rzyć.
- Może jestem, może nie. Czasami, niezbyt często, trudno
mi znieść ograniczenia, które mnie krÄ™pujÄ…. W takich chwi­
lach pragnÄ™ swobody.
- Wszystko to rozumiem, lecz dlaczego siÄ™ przebierasz?
- I jeszcze pytasz? Przed chwilÄ… zademonstrowaÅ‚eÅ›, w spo­
sób nad wyraz brutalny, co się dzieje z kobietami, które - jak
to ująłeś? -  szwendają się po bezdrożach bez stosownej
eskorty". Czy wyobrażasz sobie oburzenie, jakim zapałałaby
Å›mietanka towarzyska na wieść o tym, że osoba, majÄ…ca da­
wać przykÅ‚ad, Å‚amie wszelkie obowiÄ…zujÄ…ce zasady? Przebra­
nie miało mi gwarantować swobodę, której potrzebowałam.
Co do jazdy okrakiem.., Czy zdarzyło ci się widzieć chłopaka,
jadÄ…cego bokiem, w damskim siodle?
- Racja, to logiczne. I co teraz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl