[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieżę.
Jako że głowę miałem na dole, ogarnęły mnie nudności. Miałem wrażenie, że lecę na
plecach tego mężczyzny, którego śmiech dobiegał do mnie ciągle, nieco stłumiony przez
wiatr. Byłem unieruchomiony  czułem przy sobie swoją szablę, ale nie mogłem
dosięgnąć
jej rękojeści.
Zupełnie już zdesperowany sięgnąłem po sztylet  nie ten wszakże, który zapewne
wypadł mi z ręki w trakcie krótkiej szamotaniny, lecz ten, który tkwił w jednym z butów.
Dobywszy go wreszcie, przekręciłem się frontem do pleców napastnika i jęcząc z wysiłku,
kilkakrotnie zatopiłem ostrze w miękkim materiale.
Zawył jak opętany, a ja zadałem kolejny cios.
Całe me ciało w rozdętym obecnie worku miotało się w powietrzu, oddalając się od
pleców mężczyzny.
 Ty mały potworze!  krzyknął.  Ty nędzny, zuchwały dzieciaku.
Zlecieliśmy gwałtownie na dół. Poczułem uderzenie o kamienisty, pokryty trawą grunt
i przewróciłem się, próbując rozciąć sztyletem płótno worka.
 Ty mały bękarcie  przeklinał mnie mężczyzna.
 Krwawisz, plugawy demonie?!  krzyknąłem.  Krwawisz, prawda? 
Rozdarłem w końcu więżący mnie worek i dotknąłem dłonią mokrej trawy.
Ujrzałem gwiazdy.
Następnie moje zaplątane w płótnie kończyny oswobodzono w końcu jednym
gwałtownym szarpnięciem.
Przez moment leżałem pod stopami porywacza.
Rozdział 6
Dwór Rubinowego Graala
%7ładna siła nie wyrwałaby mi tego sztyletu z ręki. Zatopiłem go w nodze mężczyzny,
który ponownie zawył z bólu. Uniósł mnie, podrzucił w górę i upuścił na pokrytą rosą
ziemię.
Wtedy to po raz pierwszy zobaczyłem jego niewyrazną jeszcze i zamazaną postać.
Otaczała go aura intensywnie czerwonego światła; miał na sobie płaszcz z kapturem, długą
staromodną koszulę i błyszczącą kolczugę. Poruszył tułowiem i złote włosy spłynęły mu na
twarz. Najwyrazniej odczuwał ból w zadanych mu przeze mnie ranach. Tupnął skaleczoną
nożem nogą.
Nie wypuszczając z ręki sztyletu, przeturlałem się dwa razy po ziemi, dzięki czemu
mogłem już teraz wyciągnąć szablę z pochwy. Zanim mężczyzna zdążył wykonać
jakikolwiek ruch, stanąłem przed nim i z całej siły dzgnąłem go szablą. Usłyszałem
odrażający odgłos tryskającej zeń krwi, która w jasnym świetle wyglądała tym bardziej
przerażająco.
Zawył ponownie, jeszcze straszniej niż poprzednim razem. Osunął się na kolana.
 Pomóżcie mi, imbecyle. To diabeł!  krzyknął. Kaptur zsunął mu się z głowy.
Przyglądałem się ogromnym fortyfikacjom, wznoszącym się po mojej prawej stronie.
Widziałem teraz dokładnie oglądane wcześniej z daleka wysokie wieże z krenelażami, na
których powiewały oświetlone jasno flagi. Był to zaiste zamek jak z baśni: spiczaste dachy,
ścięte u góry łukowate okna oraz wysokie umocnienia, na których poruszały się wpatrzone
w
nas ciemne postacie.
Po wilgotnej trawie podbiegła do nas Urszula  bez płaszcza, w czerwonej sukni, z
włosami zaplecionymi w warkocze i przewiązanymi czerwoną wstążką.
 Zabraniam ci go krzywdzić!  krzyknęła.  Nie próbuj go dotknąć.
Dołączyła do niej grupka mężczyzn, ubranych w znane mi już staromodne koszule,
długie aż do kolan. Każdy z nich miał na głowie hełm stożkowy, nosił brodę i odznaczał się
przerazliwie białą skórą.
Mój adwersarz rzucił się na trawę, tryskając krwią niczym jakaś potworna fontanna.
 Obacz, co on mi zrobił!  wrzasnął.
Zatknąłem za pas swój sztylet, chwyciłem oburącz szablę i z niepowstrzymanym
okrzykiem odciąłem mu głowę. Ta potoczyła się na dół po pochyłości trawiastego wzgórza.
 Tak! Teraz nie żyjesz, jesteś trupem!  ryknąłem.  Ty morderco, ty czarcie.
Wez no tę swoją głowę. Włóż ją z powrotem na kark.
Urszula zarzuciła mi ramiona na szyję, a jej piersi przywarły do moich pleców. Jej
dłoń zacisnęła się na mojej, przez co ostrze szabli po chwili przegięło się ku ziemi.
 Nie dotykaj go!  krzyknęła ponownie; w jej głosie dało się słyszeć grozbę.
 Zabraniam ci tu podchodzić.
Jakiś mężczyzna z grupki podniósł głowę mojego wroga i trzymał ją w górze, podczas
gdy pozostali przyglądali się ogarniętemu drgawkami ciału.
 O nie, już za pózno  rzekł jeden z nich.
 Nie, włóż ją na miejsce, wsadz mu ją z powrotem na szyję!  krzyknął inny.
 Pozwól mi odejść, Urszulo  powiedziałem.  Niech umrę jak człowiek
honoru. Uczyń mi tę uprzejmość, proszę  błagałem.  Uwolnij mnie, chcę umrzeć po
swojemu. Zrobisz to dla mnie?
 Nie.  Poczułem w uchu jej ciepły oddech.  Nie zrobię.
Obezwładniała mnie swoją siłą, niezależną od jedwabistej poduszki jej piersi i chłodu
jej miękkich palców. Miała nade mną pełną władzę.
 Idz do Godrica!  krzyknął jeden z mężczyzn.
Dwaj pozostali podnieśli wijące się i wierzgające ciało bezgłowego mężczyzny.
 Zanieście go do Godrica  powiedział ten, który trzymał głowę.  Jedynie
Godric może wyrokować w takiej sprawie.
 Godric!  Urszula wydała z siebie żałosny jęk, kojarzący się ze skowytem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl