[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że dwór przenosi się do Paryża; na nieszczęście,
jak to sam Benvenuto określił, dwór w owych cza-
74/234
sach podróżował,niczym kondukt żałobny. Po-
przedzany dwunastoma, piętnastoma tysiącami
konnych, stawał w miejscu, gdzie znajdowało się
ledwie dwa, trzy domy, co wieczór tracił cztery
godziny na rozbijanie namiotów i tyleż rankiem na
ich zwijanie, tak że chociaż rezydencję od stolicy
dzieli zaledwie szesnaście lieues , podróż z Fon-
tainebleau do Paryża zajęła pięć dni.
Wielokrotnie w drodze Cellini miał chęć ruszyć
przodem, za każdym jednak razem kardynał Fer-
rary powstrzymywał go przed tym mówiąc, iż gdy-
by król nie widział złotnika przez cały dzień, z
pewnością by zapytał, co się z nim stało, a
dowiedziawszy się, że odjechał, potraktowałby ów
odjazd bez zezwolenia jako uchybienie dworskiej
etykiecie. Benvenu-to powściągał tedy niecierpli-
wość i podczas długich popasów próbował zabić
czas wykonując rysunki do Nimfy z Fontainebleau.
Wreszcie dotarł do Paryża. Pierwszą wizytę
złożył Primaticciowi, któremu po Leonardzie da
Vinci i mistrzu Rosso powierzono prowadzenie w
Fontainebleau rozpoczętego przez tamtych dzieła.
Mieszkający od dawna w Paryżu Primaticcio
powinien go od razu naprowadzić na trop tego,
czego szukał, i powiedzieć mu, gdzie może
znalezć modele.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Primaticciu.
75/234
Signor Francesco Primaticcio, od miejsca
urodzenia zwany również Bologna, uczeń Giulia
Romano, pod którego kierunkiem pracował przez
sześć lat, ósmy rok już mieszkał we Francji, gdzie
wezwał go Franciszek I za radą markiza Mantui,
swego wielkiego werbownika" artystów. Był to
człowiek, co widać po samym Fontainebleau,
niezwykle płodny, o śmiałych i imponujących
środkach wyrazu, nieskazitelnej czystości linii.
Primaticcia długo nie doceniano, jego rozległej
wiedzy, nieograniczonego talentu, który obej-
mował wszelkie rodzaje malarstwa, a za trzy wieki
niesprawiedliwości pomściła go dopiero nasza
epoka. Z inspiracji religijnej powstały jego, obrazy
dla kaplicy w Beauregard; tematyka moralna
znalazła swój wyraz w personifikacji głównych
cnót chrześcijańskich przedstawionych w pałacu
Montmorency; na koniec rozległe Fontainebleau
wypełniają jego dzieła: zdobienia Złotej Bramy i
Sali Balowej pokazują najbardziej wdzięczne tem-
aty mitologiczne i. alegoryczne; w Galerii Ulissesa
i w salonie Ludwika Zwiętego Primaticcio stał się
za Homerem poetą epickim i przełożył na język
malarski Odyseję" i część Iliady". Następnie od
czasów legendarnych przeszedł do wieków hero-
icznych i czerpał tematy z historii. Główne
wydarzenia z życia Aleksandra i Romulusa oraz
76/234
poddanie Hawru zostały przedstawione na
obrazach zdobiących Wielką Galerię i komnatę
przylegającą do Sali Balowej; przyroda znalazła
odbicie w wielkich pejzażach z Gabinetu Osobli-
wości. Gdybyśmy chcieli tedy poznać miarę jego
talentu, zróżnicowanie, podsumować jego dzieło,
okaże się, że na dziewięćdziesięciu ośmiu dużych
obrazach i stu trzydziestu mniejszych przedstaw-
iał pejzaże, flotę, historię, portrety, tematy religi-
jne, alegoryczne i epickie.
Jak zatem widzimy, był to człowiek mogący
pojąć Celliniego, Toteż zaledwie Benvenuto przy-
był do Paryża, z szeroko otwartymi ramionami
ruszył do Primaticcia; ten zaś powitał go równie
radośnie.
Po pierwszej szczerej pogawędce dwóch przy-
jaciół, którzy się zeszli na obcej ziemi, Benvenuto
otworzył przed Primaticciem swoje teki, wyjaśnił
mu zamysły, pokazał wszystkie szkice i zapytał,
czy wśród jego modeli nie ma takiego, co by speł-
niał wymagane przezeń warunki.
Primaticcio potrząsnął głową ze smutnym
uśmiechem.
Nie znajdowali się wszak w Italii, będącej córą
Grecji, rywalką swej matki. Francja była wówczas,
jak i obecnie, krajem wdzięku, uroku i kokieterii;
77/234
próżno by jednak szukać na ziemi Walezjuszy
olśniewającej piękności, którą na brzegach Tybru i
Arno inspirowali się Michał Anioł i Rafael, Giovanni
da Bologna i Andrea del Sarto. Niewątpliwie, gdy-
by malarz czy rzezbiarz mógł, jak już powiedziano,
wybrać model spośród arystokracji, szybko by
znalazł to, czego szukał; lecz jak cienie zatrzy-
mane po drugiej, stronie Styksu, musiał poprzes-
tać, na oglądaniu spacerujących po Polach Elizejs-
kich gdzie wstęp miał wzbroniony pięknych
i szlachetnych kształtów, niezmiennych przed-
miotów jego artystycznej edukacji.
Benvenuto było zrozpaczony, ale oto
pewnego wieczoru wracając z kolacji z trzema
ziomkami spotkanymi w Paryżu, a mianowicie z
panern Pierem Strozzi, jego szwagrem hrabią
dell'Anguillara oraz Galeottem Pico, siostrzeńcem
słynnego Giovanniego Pico delia Mirandola gdy
szedł samotnie ulicą des Petits-Champs, ujrzał
przed sobą piękną i pełną wdzięku dziewczynę.
Benvenuta przebiegł dreszcz radości: dotąd nie
napotkał nikogo, kto by lepiej niż ta kobieta
ucieleśnienie jego marzenia. Ruszył przeto za nią.
Kobieta podążyła przez wzgórze des Orties, obok
kościoła Zwiętego Honoriusza i weszła na ulicę du
Pelican. Znalazłszy się tam, zerknęła za siebie, by
sprawdzić, czy nadal ktoś za nią idzie, a ujrzawszy
78/234
o kilka kroków Benvenuta, mocno pchnęła jakieś
drzwi i zniknęła. Beń-venuto doszedł do drzwi i
również je. pchnął; drzwi ustąpiły w samą porę, by
dojrzał jeszcze na zakręcie schodów oświetlonych
dymiącym kagankiem rąbek sukni owej kobiety.
Znalazł się na piętrze; jedyne drzwi były uchy-
lone, a w izdebce zobaczył tę, za którą szedł.
Nie tłumacząc jej powodów swej artystycznej
wizyty, .słowem się nawet nie odzywając, Ben-
venuto, aby się upewnić, że kształty ciała
odpowiadają rysom twarzy, obszedł dwa czy trzy
razy zdziwioną dziewczynę, bezwiednie mu
powolną, jakby, okrążał antyczny posąg, każąc jej
podnieść ramiona nad głową, w tej pozycji za-
mierzał bowiem przedstawić swoją Nimfę z Fon-
tainebleau.
W modelu, jaki Benvenuto miał przed sobą,
niewiele było z Cerery, jeszcze mniej z Diany, ale
dużo z Erigony. Mistrz postanowił zatem, świadom
niemożliwości połączenia tych trzech typów, po-
zostać przy bachantce.
Do bachantki znalazł jednak doprawdy to,
czego szukał: płomienny wzrok, koralowe usta,
zęby jak perły, pięknie osadzona szyja, krągłe
ramiona, wąska talia i bujne biodra; wreszcie wąs-
ka w przegubie ręka i w kostce noga oraz długie
79/234
palce nosiły w sobie znamię arystokratyczne, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]