[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym nie mówiłaś? Czy to coś poważnego?
- Jesteśmy jedynie dobrymi znajomymi... - zaczęła Keira, lecz
matka przerwała ze śmiechem.
129
R S
- No nie, tylko nie to, przestań. Ten twój Findlay nie wygląda mi
na wymoczka. Widziałam kiedyś w  Wiadomościach", jak
przeprawiał się przez rzekę razem z żołnierzami. Nieśli nad głowami
broń, a on był bez koszuli. Ależ to piękny mężczyzna!
Keira zacisnęła zęby. Miała ochotę przypomnieć matce, że jest o
dobre piętnaście lat starsza od Gerarda i oglądała korespondenta
wojennego, a nie jakiegoś komiksowego
Tarzana, wiedziała jednak, że Elise nigdy by jej tego nie
wybaczyła.
- Ivo strasznie się wścieka. Mówi, że nadużyłaś zaufania Hasana.
Postąpiłaś nierozważnie, kochanie, nie powinnaś była zapraszać
Findlaya do domu. Gdybyś po prostu spotkała się z nim w hotelu,
zaoszczędziłabyś sobie niepotrzebnych kłopotów...
- Chcę mówić z Ivem - ucięła gniewnie Keira. - Masz go tam
gdzieś pod ręką?
- Wyszedł. Dwie godziny temu. Chyba w jakichś interesach, ale
dokładnie nie wiem.
- Powiedział ci, kiedy wróci?
- Ależ skąd. Nigdy się przede mną nie tłumaczy, przecież wiesz.
- W takim razie poproś, żeby do mnie zadzwonił. Wyjeżdżam.
Jutro z samego rana.
- Tak prędko? Ale co się stało, kochanie? Chyba się nie
pokłóciłaś z tym twoim dziennikarzem? Co? Jeśli chodzi o mężczyzn,
zawsze byłaś niemądra. Nie masz w ogóle pojęcia, jak ich sobie
130
R S
ustawić. Więcej humoru, dziewczyno! Nie traktuj wszystkiego tak
poważnie, niech myślą, że się bawisz, a będziesz ich wodzić za nos...
- Przepraszam, Elise, muszę już kończyć. Cześć! - Keira rzuciła
słuchawkę na widełki i natychmiast zadzwoniła na lotnisko, żeby
zarezerwować sobie bilet.
Przez cały wieczór czekała na telefon od Iva, ale nikt się nie
zgłosił, toteż powiadomiwszy Hasana i Alimę o swoim wyjezdzie,
kompletnie rozstrojona wcześniej położyła się do łóżka. Spała zle.
Długo przewracała się z boku na bok, a kiedy wreszcie usnęła, nękały
ją koszmary.
Zniło się jej, że ucieka przed kimś, biegnąc przez mroczny dom,
który raz był willą w Tangerze, a kiedy indziej mieszkaniem w
Chelsea. Pędziła przez puste pokoje, a potem przedzierała się przez
tłum jakichś to zjawiających się nie wiadomo skąd, to znikających
postaci. Nie mogła jednak zgubić swego prześladowcy. W końcu
odwróciła się, żeby popatrzeć mu w twarz, ale był w masce. Ujrzała
jedynie szparki świecących oczu. Kiedy podniósł rękę, żeby zedrzeć
maskę, krzyknęła i śmiertelnie przerażona usiadła na łóżku.
Maska nie kryła żadnej twarzy. Była pod nią jedynie ciemna
pustka, która - Keira czuła to jeszcze chwilę po przebudzeniu -
wciągała ją w swoje otchłanie.
- Keiro! Panienko! - Alima niecierpliwie stukała w drzwi. - Czy
coś się stało?
- Nie, nie, naprawdę. Przyśnił mi się jakiś koszmar.
Przepraszam, że cię obudziłam.
131
R S
- Przynieść ci coś do picia?
- Nie, dziękuję. Zpij spokojnie, Alimo.
- I tak już miałam wstać. - Służąca zaszurała bosymi stopami i
Keira zapaliła lampę. Ze zdziwieniem stwierdziła, że dochodzi już
szósta.
- I ja powinnam. - Ziewnęła szeroko. - Muszę się spakować.
- Ja to zrobię - pospieszyła Alima. - Zaraz przyniosę śniadanie.
Keira wyśliznęła się spod kołdry, podeszła do okna i podniosła
rolety. Horyzont był już różowy - znak, że wschodziło słońce. Z
magnolii dochodził ptasi rwetes. Nie chciało się jej jeść, lecz Alima
przyniosła rogaliki, bułeczki, dżem czereśniowy, sok i kawę. Tacę jak
zwykle postawiła na balkonie. Popijając kawę, Keira usłyszała nagle
wjeżdżający przez bramę samochód i zbladła jak kreda. O tej godzinie
to nie mógł być Gerard. Chyba że... A jeśli to policja z nakazem
rewizji?
Służąca pierwsza wybiegła na korytarz, nasłuchując czujnie, co
dzieje się na dole. Z parteru dobiegał głos Hasana oraz... tak, nie
mogły się mylić.
- Ivo! - szepnęła zszokowana Keira.
- Pan przyjechał! - Alima patrzyła na nią z najwyższym
zdumieniem.
Chwilę pózniej rozległo się człapanie sandałów i u wylotu
schodów pojawił się Hasan. Alima chciała się z nim przywitać, lecz
przerwał jej niecierpliwym gestem. Wystarczyło parę
wypowiedzianych po arabsku słów, by całkowicie zamilkła.
132
R S
- Pan chce widzieć się natychmiast z panienką. Prosi do
gabinetu.
Keira skinęła głową. Nie miała wyboru. Musiała przez to
przejść. Zamknięte zazwyczaj drzwi apartamentu czekały na nią
otwarte. Zatrzymała się w progu i zobaczyła potężną postać Iva. Stał
przy oknie i spoglądał na nią spod ciężkich powiek.
- Wejdz i zamknij drzwi.
Ostry, ochrypły głos jak zawsze od razu ją zdenerwował. Nie
cierpiała Iva, lecz teraz budził w niej po prostu strach. Miał oczy
rozjuszonej bestii. Gdyby go to miało ocalić, pomyślała, zabiłby bez
wahania.
- Czy mama...
- Nie. - Nie pozwolił jej nawet dokończyć. - Nie ciągnąłem jej ze
sobą.
- Czy Hasan zrobi ci śniadanie?
- Zamknij się wreszcie! Nie czas na miłe słówka. Przyjechałem,
żeby się dowiedzieć, co się tu do diabła wyprawia. Jak śmiałaś
przywlec tego dziennikarza, żeby wypytywał służbę? W moim
własnym domu! Tylko mi nie mów, że to po prostu twój chłopak.
Dzwoniłem tu i ówdzie i wiem, co to za gagatek. Możesz mu ode
mnie powiedzieć, że będzie miał poważne kłopoty, jeśli nie przestanie
węszyć wokół mojej osoby. Zdaje się, że niedawno był ranny, co?
Oby znowu nie musiało mu się przydarzyć nieszczęście, bo tym razem
już się nie pozbiera.
133
R S
- Czyś ty oszalał?! - Keira spurpurowiała. - Takich pogróżek nie
puszcza się płazem.
- A czy ja komuś grożę? - Spojrzał na nią cynicznie. - Jeśli ci
powiem:  Nie wychodz na deszcz bez parasola, bo zmokniesz", to czy
to jest grozba? Ja cię jedynie uprzedzam. Jeśli Findlay ma za długi
nos, to mu się go przytnie.
- Powtórzę mu wszystko, co powiedziałeś. I nie zdziw się, jeśli
zacytuje cię w swoim programie.
Krensky'emu zastygła twarz.
- A więc to tak? Mogłem się tego domyślić... Robi program,
czyli czegoś szuka. Nie powiedział ci, o co mu dokładnie chodzi?
- Nie o co, a o kogo. O ciebie. W związku ze śledztwem w
sprawie kradzieży dzieł sztuki. - Usłyszała, że ojczym sapnął ciężko,
ale nie przerwał jej, mówiła więc dalej: - Findlay twierdzi, że powstał
międzynarodowy gang złodziei, pozostający na usługach
najzamożniejszych kolekcjonerów dzieł sztuki. Pewnych obrazów nie
można kupić, ponieważ są własnością państwową i nie znajdują się w
obrocie. W związku z tym - powtarzam ci jego opinię - jeśli ktoś chce
je mimo wszystko mieć, wynajmuje zawodowych złodziei... Ivo zaklął
siermiężnie.
- A ma na to dowody? Czy może raczej wyssał te brednie ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl