[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ze ściśniętym gardłem myślała o prośbie, którą musiała
przedstawić.
- Muszę ci przypomnieć o pewnym drobiazgu. Chodzi
o moje apanaże. Omówiliśmy wiele spraw, ale nie wspo
mniałeś, kiedy dostanę pierwszą...
- Pensję - wpadł jej w słowo.
Oczy mu pociemniały, szmaragdowa zieleń nabrała
barwy szarego nefrytu. Zmiana nastąpiła prawie nieza
uważalnie. Magnus zacisnął usta. Ktoś inny pewnie by te
go nie dostrzegł, ale Caroline była wyczulona na jego
zmienne nastroje. Siedziała bez ruchu, czekając na
odpowiedz. Wiele by dała, żeby to beztroskie popołudnie
nie zostało zepsute rozmową o pieniądzach, o jej pensji,
ale zdawała sobie sprawę, że nie jest w tym domu po to,
by przyjemnie spędzać czas z jego właścicielem. Przyszła
tu dla pieniędzy, których potrzebowała na ratowanie Ja
mesa.
- Ile chcesz dostać? - zapytał w końcu Magnus.
- Wszystko, jeśli łaska - odparła pospiesznie, z oba-
wy, że za chwilę słowa nie przejdą jej przez gardło.
Zawahał się i przez moment sądziła, że odmówi. Potem
wstał i powiedział uprzejmie:
- Zaraz siÄ™ tym zajmÄ™. PieniÄ…dze sÄ… twoje i otrzymasz je,
skoro tego sobie życzysz. Zapracowałaś na nie ostatniej nocy.
Odrzuciła głowę, jakby ją spoliczkował. Poczuła na so
bie jego niechętne, zimne spojrzenie. Odwrócił się i wy
szedł z pokoju. Gdy została sama, westchnęła głęboko. Te
zmiany nastroju nie mogła przypisać jego kapryśnemu
usposobieniu. Sama zepsuła urocze popołudnie. Czy mog-
ła postąpić inaczej? Kiedy jak szalona cwałowała w de
szczu, podziwiała piękne widoki i nad bystrym nurtem ca
łowała się z mężem, jej brat jak co dzień leżał w łóżku,
a nieznaczna poprawa lub pogorszenie niewiele zmienia
ły. Zamieszkała w tym domu przez wzgląd na Jamesa.
O miłości nie było mowy.
Te rozmyślania wytrąciły ją z równowagi. Z jękiem
uświadomiła sobie całą prawdę. O tak, łatwo pokochać
Magnusa. Ukryła twarz w dłoniach i próbowała trzezwo
ocenić sytuację. Nie wolno myśleć o miłości, skoro on
umiera. To byłaby prawdziwa katastrofa. Dość, że boi się
o Jamesa; ten ciągły lęk był nie do zniesienia. Czyż nie
cierpiałaby jeszcze więcej, wiedząc, że straci ukochanego
męża?
Nie pokochała go jeszcze, chociaż wszystko się może
zdarzyć. Potrafił być czarujący. Przystojny mężczyzna,
namiętny kochanek. Najwyrazniej pomyliła rozkoszne,
lecz chwilowe pożądanie, które w niej obudził, z długo
trwałym uczuciem. Gdy Magnus odejdzie, z pewnością
będzie za nim tęskniła, ale potrafi żyć dalej bez niego.
Kwadrans po nagłym wyjściu Magnusa wszedł Artur
i postawił na stole srebrną tacę z pokrywą. Caroline unios
ła ją i zobaczyła plik banknotów. Nagle poczuła się winna.
Ileż by dała, by po prostu wyjaśnić, że te pieniądze uratują
życie dziecka. Wiedziała, że to niemożliwe, ale tak bardzo
pragnęła zobaczyć Magnusa, że włożyła zmiętą muślino
wą suknię i poszła do jego gabinetu. Przez uchylone drzwi
zobaczyła, jak stoi tam w nonszalanckiej pozie.
- Coś jeszcze? - spytał znudzonym głosem, gdy zapu
kała. Nałożył znów maskę wyniosłego arystokraty. Weszła
do pokoju jak do jaskini lwa.
- Chcę ci wytłumaczyć, czemu poprosiłam o pienią
dze.
- Nie widzÄ™ takiej potrzeby.
- Mimo to nalegam. Moja matka jest zadłużona, a nie
ma żadnych dochodów.
- O co ci chodzi? Przecież żyje na mój koszt.
- Nie wypada, żebyś mi to wypominał. - Jego uwaga
bardzo ją zabolała.
Spochmurniał i odparł chłodno:
- Chciałem jedynie podkreślić, że nie rozumiem, na co
wydaje pieniÄ…dze.
- Nie pomyślałeś o strojach? - odparła. Przesunęła rę
koma po zmiętej sukni. - Sądzisz, że ubierała się lepiej
ode mnie? Jej suknie wyglądają znacznie gorzej niż ta.
Od czasu do czasu kupuje jakiÅ› drobiazg dla Jamesa. To
siedmiolatek, a nie ma się czym bawić. Na Boże Narodze-
nie uszyła mu z gałganków kolorową poduszkę. Ode mnie
dostał w prezencie książkę z uszkodzoną okładką, choć
ledwie potrafi składać litery. Spisali ją na straty w księ-
garni.
Zorientowała się, że stoi przed nim harda, z rękoma
opartymi na biodrach. Obserwował ją spod przymkniętych
powiek.
- Dzięki za wyjaśnienia. Dostałaś pieniądze.
- Tak, ale jesteś na mnie zły, bo o nie poprosiłam.
- To nie złość, Caroline. - Kąciki jego ust powoli się
uniosły. - Jeśli będę wściekły, na pewno się zorientujesz.
- Umilkł i przymknął oczy, ale szybko wziął się w garść
i znów na nią popatrzył. - Idz do łóżka.
- Jest za wcześnie. - Rzuciła mu pytające spojrzenie.
- W takim razie wróć do swego pokoju i zajmij się lek-
turą albo pisaniem listów - burknął, rozluzniając krawat.
- Jesteś wściekły! Nie wiem...
- Caroline - przerwał, stając przy biurku. Oparł się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]