[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pierwszy zetknęła się z przyjaciółmi Keitha.
Zroda była ostatnim dniem przed przerwą letnią w przed-
szkolu. Andrea przyniosła dzieciom pudło domowych cia-
132
S
R
steczek oraz przyprowadziła Keitha. Malcy byli wniebowzię-
ci. Keith znowu przeczytał im bajkę o gdaczących i kwaczą-
cych stworzeniach. I tak w nim wezbrały ojcowskie uczucia,
że pózniej w domu całe popołudnie wypytywał Andreę o to,
co wie o maleństwie, które w niej żyje.
Zadawał dziesiątki pytań dotyczących szkół rodzenia, rozwo-
ju płodu w łonie matki, a nawet pedagogiki prenatalnej, aż w
końcu Andrea zaczęła się śmiać, bo nie podejrzewała swego
przyszłego męża o taką dociekliwość w tej dziedzinie.
Wieczorem tego dnia oboje urządzili małe przyjęcie, żeby
przyjaciele Andrei mogli bliżej poznać Keitha. Spotkanie
wypadło niezwykle sympatycznie, Keith opowiadał anegdot-
ki z życia  wyższych sfer" i błyskotliwe dowcipy; oczarował
całe towarzystwo. Andrea była uszczęśliwiona i dumna.
A czwartek był już dniem wolnym; pogoda była wspaniała,
zdecydowali więc, że wybiorą się na wycieczkę za miasto.
Samochód zostawili na leśnym parkingu i ruszyli na spokoj-
ną, leniwą wędrówkę podziwiając krajobrazy.
Cieszyli się przyrodą i sobą nawzajem. Niebem płynęły
mlecznobiałe obłoki, świeciło słońce, oni zaś chodzili po
łąkach, po ścieżkach leśnych i rozmawiali bez końca.
Wspominali wspólne przygody z czasów przedszkolnych
i szkolnych, planowali przyszłość swoją i dziecka, liczyli
tygodnie i dni do jego narodzin, spierali się nawet o to, do
jakiej będzie chodziło szkoły! Nigdy jeszcze Andrea nie
czuła ani takiej harmonii pomiędzy sobą i światem, ani
takiej bliskości ze strony drugiego człowieka. I pomyśleć,
że to wszystko mogłoby się nie wydarzyć, gdyby Keith
nie był tak uparty!
133
S
R
Wrócili do Royal dopiero wieczorem, opaleni, szczęśliwi
i... bardzo głodni.
- Może wpadniemy do Manny'ego na hamburgery? - za-
proponował Keith.
- A potem koniecznie kawałek ciasta kokosowego -
dodała Andrea, oblizując się i mrużąc oczy.
U Manny'ego nie dostrzegli, o dziwo, nikogo znajome-
go, choć była to przecież pora, gdy wszyscy się ze wszy-
stkimi spotykają. Wybrali dla siebie ustronny kącik. Keith
wyszedł na moment do toalety, Andrea zaś usadowiła się
wygodnie i już miała sięgnąć po kartę dań, gdy przy sto-
liku pojawiła się Laura Edwards. Wyglądała jeszcze mar-
niej niż przed trzema tygodniami.
- Witaj, Lauro - pozdrowiła ją Andrea. - Co się dzieje?
Mizernie wyglądasz.
- Ach... - westchnęła kelnerka. Po czym pochyliła się i
niemal szeptem zapytała: - Czy pani oferta jest wciąż aktual-
na? Czy mogłabym do pani zadzwonić i umówić się gdzieś? -
Rozejrzała się bojazliwie na boki. - Mam jutro wolne i gdy-
bym... Gdyby pani...
- Oczywiście - Andrea położyła rękę na jej dłoni. - Cze-
kam na twój telefon.
Pojawił się Keith. Laura umknęła, a on rozsiadł się i zapy-
tał:
- No jak? Będą nasze hamburgery?
Andrea podążyła wzrokiem za odchodzącą dziewczyną.
- Jeszcze niczego nie zamawiałam. Zamieniłyśmy tylko
parę słów z Laurą... Słuchaj, Keith, zdaje się, że ona ma po-
ważne kłopoty. Jest bardzo przestraszona. Ma do mnie jutro
zadzwonić.
134
S
R
W tym momencie w głowie Keitha zapalił się pewien sy-
gnał. Przecież to Laura Edwards... Ależ tak! To ona dostar-
czyła alibi Dorianowi w procesie o zabójstwo Erica Cham-
bersa. Według Laury, w porze gdy zamordowano Chambersa,
Dorian przebywał tu, w Royal Diner. A więc Laura...
- Andy - powiedział - nie chciałbym, żebyś się wpakowała
w jakieś kłopoty.
- W kłopoty? Ja?... Ależ kochany, pomagałam wielu ko-
bietom. Na tym polega moja działalność w New Hope.
Nie dasz wiary, ile kobiet nie potrafi sobie poradzić ze
swoim życiem, ile znosi przemoc ze strony mężczyzn.
A Laurę obserwuję od dawna: jest z nią coraz gorzej.
- Widzisz... - zaczął Keith i ugryzł się w język. Nie
wolno mu było powiedzieć Andrei, o co naprawdę toczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl