[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrócić do króla. Na dobrą sprawę, dziesięcioletnia księżniczka Elżbieta była
więzniem politycznym - pionkiem w rozgrywce z królem. Gdyby ktoś wiedział,
że jest w Grafton, jej los byłby przesądzony.
Anne westchnęła ciężko. Wciąż pamiętała pewną wzruszającą scenę.
Ciągle powracał do niej widok śpiącej księżniczki, przez sen wołającej ojca.
Matka Elżbiety była we Francji, a rodzeństwo rozproszyło się po całym świecie.
Dziewczynka nie miała praktycznie nic poza marzeniami o lepszej przyszłości.
Na barkach Anne spoczywało ciężkie brzemię królewskich rozkazów. Karol
napisał do jej ojca list:
Opiekuj się moją córką, a kiedy przyjdzie czas, przywiez ją do mnie...
Proste słowa, ale zadanie prawie niemożliwe.
Tymczasem zbliżał się dzień rozstania. Anne postanowiła sobie, że zrobi
dosłownie wszystko, aby Elżbieta jak najszybciej znalazła się u boku ojca.
Stanęła przed drzwiami kaplicy. Gdyby zdołała w jakiś sposób przedostać
się do zakrystii, to byłaby bezpieczna. A jeśli nie? - przemknęło jej przez głowę.
No, cóż... Będę musiała coś wymyślić.
Szybko zakradła się do kaplicy. Było tu zupełnie pusto. Simon szuka jej
zapewne gdzie indziej. Pobiegła nawą do zakrystii. Drzwi nadal były zamknięte.
Na szczęście Simon nie kazał ich wyważyć swoim ludziom. Rozdygotaną dłonią
wsunęła klucz do zamka, przekręciła go i...
Główne drzwi kaplicy otworzyły się z głośnym hukiem. Do wnętrza
weszli Simon Greville, Will Jackson i sześciu żołnierzy. Stanęli w przedsionku
tuż za nią.
Anne odwróciła się z przesadnie wystraszoną miną i lekko zmrużyła oczy,
oślepiona światłem pochodni. Zamknęła drzwi od zakrystii tak, jakby właśnie z
niej wychodziła. Oparła się plecami o twarde deski i wzięła głęboki oddech.
- Lordzie Greville? - spytała zdezorientowanym tonem. Zabrzmiało to
przekonująco. - Coś się stało? Co robią tutaj ci żołnierze?
-Pani! - Jackson był wyraznie zaskoczony. - Ja... -zwrócił się do Simona. -
Mógłbym przysiąc, że... jej tu nie było, jak szukaliśmy, milordzie!
Anne zrobiło się go trochę żal. Z udawaną konsternacją powiodła
wzrokiem po twarzach żołnierzy.
- Lordzie Greville? - powtórzyła grzecznie. - O co tutaj chodzi?
Simon podszedł bliżej, trzymając ręce w kieszeniach. Na pozór
zachowywał się całkiem normalnie, ale zdradzało go czujne spojrzenie.
- Gdzie byłaś? - zapytał sucho. Anne szeroko otworzyła oczy.
- Jak to? Tutaj. Przecież mówiłam kapitanowi Jacksonowi...
- Kapitan Jackson zaprowadził cię do kościoła pół godziny temu -
przerwał jej Simon. - Zamknęłaś mu drzwi przed nosem i uciekłaś. Chcę
wiedzieć, gdzie byłaś!
Anne starała się wyglądać na skruszoną. Spuściła głowę i spod oka
zerknęła na oficera.
- Bardzo przepraszam, kapitanie Jackson. Chciałam przez chwilę zostać
całkiem sama. Na pewno pan to rozumie.
Odwróciła się do Simona.
- Przez cały czas byłam tutaj, milordzie. W zakrystii. Jackson wydał
stłumiony okrzyk niedowierzania, ale Simon uciszył go jednym spojrzeniem.
- Cały czas byłaś w zakrystii? - powtórzył zwodniczo łagodnym głosem. -
Słyszałaś zatem, że cię szukamy.
Anne spuściła wzrok.
- Nic nie słyszałam. Obawiam się, że byłam zbyt zdenerwowana.
Jackson i towarzyszący mu żołnierze czuli się niezręcznie, słuchając tej
rozmowy. Simon patrzył na nią z niedowierzaniem. Zapadła długa, krępująca
cisza.
- Chciałabym już wrócić do swojej komnaty - nieśmiało powiedziała
Anne. - Jeżeli można...
Simon uniósł brwi.
- Oczywiście - odparł. - Nie ma o czym mówić. Jackson odprowadz ludzi
do strażnicy. Przy okazji powiedz wszystkim pozostałym, żeby przerwali
poszukiwania. Lady Anne już się znalazła.
Anne patrzyła, jak przygnębiony kapitan wyprowadza żołnierzy z kaplicy.
Po chwili została sam na sam z Simonem. Ciągle przyglądał się jej z bliska. Nie
miała cienia wątpliwości, że nie uwierzył w żadne jej słowo. Odesłał ludzi tylko
po to, aby nie było świadków ich dalszej rozmowy.
- Już skończyłaś nocne modlitwy? - spytał ozięble. -W takim razie
pozwól, że cię odprowadzę do twojej komnaty.
Puścił ją przodem i przeszedł krok w krok za nią przez cały dziedziniec.
Anne była bardzo zdenerwowana. Chciała się odezwać, coś powiedzieć, żeby
tylko przerwać tę niezręczną ciszę.
Podejrzewała jednak, że Simon tylko na to czeka.
Zanim dotarli do drzwi komnaty, Anne niemal omdlewała z nerwów.
Postanowiła jednak nadal się nie odzywać. Położyła dłoń na klamce, ale w tej
samej chwili Simon chwycił ją za rękę.
- Chwileczkę, milady. Anne zamarła.
- Dlaczego weszłaś do zakrystii, a nie zostałaś przed ołtarzem? - zapytał.
Poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
- Chciałam poczytać przy biurku. Ojciec Michael trzyma w szufladzie
modlitewnik.
- Zamknęłaś za sobą drzwi? Popatrzyła na niego z wyższością.
- Tak. Nie chciałam, żeby mi przeszkadzano.
- Okno w zakrystii było otwarte - powiedział Simon. -Zauważyłaś?
Anne zawahała się.
- Nie - odparła po dłuższej chwili. - To pewnie sprawka ojca Michaela. Na
stare lata zrobił się zapominalski.
W ciemnych oczach Simona zamigotały wyzywające ogniki.
- Musiało być ci strasznie zimno - stwierdził.
- Miałam płaszcz - zwróciła mu uwagę Anne.
- Ach, tak - Simon puścił jej rękę, pochylił się i podniósł coś z podłogi.
- Cóż to? Ach, słoma - oznajmił z udawanym zdziwieniem. - Czyżby
ojciec Michael trzymał w zakrystii konie?
Anne szybko zerknęła w dół i zamarła. Rzeczywiście, do jej sukni
poprzyczepiały się zdzbła słomy i siana. Strząsnęła je szybkim ruchem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl