[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtedy, gdy próbując wstać, poczuł ból w ramionach.
Słońce już zrobiło swoje: spojrzawszy w dół, zobaczył
spieczoną skórę na piersi i ramionach. Ali Hejaz pomylił się tylko w jednym - spał dłużej niż do
wschodu słońca. Teraz starał się leżeć bez ruchu.
152
Słońce stało wysoko, bezpośrednio nad nim. Philipowi się wydawało, że zamiast języka ma w ustach
kawa
łek suchej szmaty. Krople potu ściekające po spalonej skórze sprawiały piekący ból. Znów zadał
sobie pytanie, jak długo będzie mógł to wytrzymać. Zmusił się, aby myśleć o czymś przyjemnym, i
zatopił się w rozmyślaniach o Christinie.
Z marzeń wyrwał go głos, dochodzący jakby z daleka. Z wysiłkiem otworzył oczy i zobaczył
stojącego nad nim Ali Hejaza. Próbował coś powiedzieć, ale w gardle mu zaschło, a wargi miał
spękane i pokryte pęcherzami.
- Ach, więc jeszcze żyjesz? - zdziwił się Ali. - Widzę, że bardzo chcesz żyć. - Zwracając się do
wartownika, dodał: - Daj mu kilka kropli wody, ale nie więcej!
Strażnik zwilżył usta Philipa, a Ali mówił dalej:
- Pożyjesz nie dłużej niż do rana. Jeśli o tej porze nie będziesz jeszcze martwy, każę cię dobić, bo
jutro musimy zwinąć obóz i przenieść się w inne miejsce. Kończą się nam zapasy wody. Zabrałbym
cię ze sobą, żebyś się upiekł jak należy, ale twoi ludzie niedługo zaczną cię szukać. Tak czy owak
umrzesz jutro. Miłych snów, Abu!
Słońce zaczęło się zniżać, ale Philip czuł, że cały płonie. Odrobina wody, jaką zmoczono mu usta,
tylko podrażniła zmysły. Miał świadomość, że Christina znajduje się kilka kroków od niego, w
namiocie Hejaza. Ona przynajmniej prześpi ten koszmar, chociaż może chętnie oglądałaby go
smażącego się na słońcu. Twierdziła przecież, że go nienawidzi! Cóż, niedługo wróci do brata, jak
tego chciała.
Po niebie płynął już księżyc, kiedy Philip wyczuł czyjąś obecność.
- Cały obóz śpi, ale musimy zachowywać się cicho, żeby nikogo nie zbudzić - wyszeptał mężczyzna,
który się nad nim nachylił. - Jestem Amair Abdalla, brat Aminy, która mieszka wśród was.
Chciałbym, żebyś wyba-153
czył mnie i mojemu ojcu, że przyłożyliśmy rękę do tego porwania. Mój ojciec jest już stary i po
prostu chciał zakończyć ten wieloletni spór, by zobaczyć swoją córkę.
Teraz zrozumiał, że zle zrobił, bo ani ty, ani twoja kobieta nie zasłużyliście na tyle cierpienia.
Wysmaruję cię maścią leczniczą/tylko błagam, nie krzyknij!
Philip wzdrygnął się pod dotknięciem ręki Amaira i zaciskał zęby, żeby nie jęknąć głośno, kiedy
młody człowiek nakładał mu chłodzącą maść na pierś i twarz.
- Uwolniłbym cię już wczoraj w nocy, ale za mocno spałeś - tłumaczył Amair, wycierając ręce z
resztek ma
ści. - Za chwilę ból powinien się zmniejszyć.
Przeciął sznury, postawił Philipa na nogi i podał mu manierkę z wodą. Philip upił trochę.
- Twój koń czeka w cieniu - mówił dalej Amair. -
Twoja kobieta ciągle śpi, bo dostała za dużo ziół nasennych. Sama nie utrzymałaby się na koniu.
Zaraz ją tu przyniosę. Możesz mówić?
Philip pociągnął duży łyk i dopiero wtedy wydobył
z gardła ochrypły szept:
- A co się stanie...
- Z samego rana, zanim szejk Ali się obudzi, mój ojciec spotka się ze starszymi plemienia. Przekona
ich, by odwiedli Alego od zamiaru pościgu za tobą i osłonili mnie przed jego gniewem. Musisz
zrozumieć, że nie chciałem porywać twojej kobiety, ale nie miałem wyboru, bo taki dostałem rozkaz.
Czy możesz mi wybaczyć?
- W moim obozie zawsze będziesz miłym gościem -
zapewnił Philip.
- Idę zatem po twoją kobietę. Do wschodu słońca masz pięć godzin, a po upływie tego czasu już
chyba będziesz mógł się ubrać.
Amair podszedł do bocznej ściany namiotu i rozciął ją nożem. Wczołgał się pod płótno i po chwili
wypełzł
154
stamtąd, trzymając na rękach Christinę. Położył ją obok Philipa i poszedł po jego konia.
Przyprowadził Zwycięzcę, pomógł Philipowi go dosiąść i posadził Christinę przed nim na końskim
grzbiecie.
- Będziesz mógł jechać? - spytał.
- Będę musiał.
Amair wyprowadził cicho konia poza uśpiony obóz.
- %7łyczę ci szczęścia i pomyślności, Abu! - pożegnał
Philipa - Niech cię Allach błogosławi.
- Zegnaj, przyjacielu. Zawdzięczam ci życie - wyszeptał w odpowiedzi Philip. Ponaglił Zwycięzcę
do galopu i skierował go w stronę swojego obozu. Każdy ruch konia przyprawiał go o ostry ból; po
pewnym czasie maść zaczęła działać. O dziwo, nie czuł w sercu nienawiści do Ali Hejaza. Raczej
żal mu było starego człowieka, który przez tyle lat pielęgnował swoje urazy.
Philip dziękował Bogu, że uszedł cało z tej opresji.
Oparzenia wkrótce się zagoją, a najważniejsze, że odzyskał Christinę; naprawdę miał za co być
wdzięczny Opatrzności!
Oby jeszcze Christina go pokochała, byłby wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Nie
mógł jednak wywierać na nią żadnego nacisku. Gdyby teraz otwarcie wyznał jej miłość - pewnie
roześmiałaby mu się w nos. Musiał więc uzbroić się w cierpliwość i powoli zdobywać jej serce.
Christina stopniowo odzyskiwała przytomność.
W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że znajduje się na grzbiecie konia. Widziała przed sobą
koński kark i piasek pustyni. Przypomniała sobie, że przebywała w jakimś pustynnym obozowisku,
gdzie coś jadła i piła wino, ale niczego więcej nie pamiętała. Skąd więc się wzięła na koniu i dokąd
ją znów wiozą?
155
Powzięła mocne postanowienie, że czym prędzej ucieknie, aby wrócić do Philipa. Przerzuciła nogę
ponad szyją konia i upadła twarzą w piasek. Usłyszała, że mężczyzna siedzący za nią jęknął, kiedy się
o niego otarła, ale nie zważała na to. Poderwała się na nogi i zaczęła biec.
- Christino!
Stanęła jak wryta, nie dowierzając własnym uszom.
Czyżby to był Philip, który po nią przyjechał i zabierał
do domu? Z radością wykrzyknęła jego imię i obróciła się ku niemu.
- O Boże! - szepnęła z przerażeniem, kiedy zobaczy
ła jego twarz pokrytą pęcherzami.
- To samo powiedziałem, kiedy ciebie zobaczyłem.
Nie czas teraz na wyjaśnienia. Wsiadaj szybko na konia, musimy się spieszyć.
- Ależ, Philipie, twoja twarz...
- Mogę sobie wyobrazić, jak wyglądam. Dobrze, że nie widzisz własnej twarzy - przerwał jej. -
Rodzone matki by nas nie poznały, ale wszystko się zagoi. Wsiadaj, Tino, jedziemy.
Christinie udało się wdrapać na konia i usiąść przed Philipem. Niepokoił ją jego wygląd; nie
rozumiała, gdzie mógł się tak strasznie poparzyć. Najważniejsze jednak, że byli znów razem, za co
dziękowała Bogu.
Po godzinie dojechali do swego obozowiska. Mieszkańcy wybiegli im na spotkanie; na ich twarzach
odmalowało się zdziwienie i przerażenie. Pomogli zsiąść z konia Philipowi i Christinie. Amina,
płacząc ze szczę
ścia, rzuciła się ku niej, aby ją czule powitać.
- Myślałam, że nie żyjesz... to znaczy wszyscy tak myśleliśmy. A kiedy szejk Abu tak długo nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]