[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest zadowolony z postępów śledztwa, ale musiał przyznać, że prowadzone było z wielką
energią. Nie pominięto żadnego najmniejszego szczegółu. A że nie było rezultatów? Zebrany
materiał okazał się zbyt szczupły, żeby mogły być. Sprawa nie ruszyła z miejsca, bo nadal
brakowało motywów tego tajemniczego zabójstwa. Chyba żeby przyjąć mało prawdopodobną
tezę, iż zbrodnię zainspirowała żona Stojanowskiego, Irena, która - jak wiadomo - tego
samego dnia uciekła za granicę razem z obywatelem austriackim, Helmutem Schulzem.
Schulz był przedstawicielem na Polskę wielkiej austriackiej firmy. Większą część
roku przebywał w Warszawie; mieszkał w pensjonacie na rogu Brackiej, Szpitalnej i Hibnera,
w domu, w którym mieści się popularna kawiarnia Szwajcarska . Austriak władał dość
dobrze językiem polskim. W Ministerstwie Handlu Zagranicznego i w polskich centralach
importowych znano go doskonale. Cieszył się tam opinią człowieka poważnego i solidnego.
Nasi handlowcy ze śmiechem odrzucili podejrzenia milicji, że mógłby być zamieszany w
jakąkolwiek aferę kryminalną, a cóż dopiero w morderstwo.
Austriak pertraktował właśnie w sprawie zawarcia kontraktu dotyczącego eksportu
maszyn budowlanych do Iraku. Warunki umowy zostały już uzgodnione z irańskimi firmami,
chodziło jedynie o dopracowanie szczegółów współpracy polsko-austriackiej. Panu
Schulzowi ogromnie zależało na sfinalizowaniu tej największej dotychczasowej jego
transakcji, dlatego też udał się do swoich pracodawców w celu ostatecznego uzgodnienia
kontraktu. Zarówno o jego wyjezdzie, jak i o dacie powrotu do Warszawy, a miało to nastąpić
mniej więcej za miesiąc, polskie koła handlowe były powiadomione.
Odpowiednie nasze centrale handlowe utrzymywały prawie codzienny kontakt
telefoniczny z Austriakiem lub z jego wiedeńskimi pracodawcami.
W tej sytuacji rzeczywiście wyglądało na to, że Helmut Schulz jest poza wszelkimi
podejrzeniami. Fakt, że ten człowiek znał Irenę Stojanowską, bywał w kawiarni Aida a
także wyjechał z Warszawy tym samym pociągiem co żona zabitego, mógł być zwykłym
przypadkiem. Zresztą Schulz dowiedziawszy się, że piękna kobieta wybiera się do Austrii
mógł dostosować swój wyjazd do jej projektów. Po prostu dlatego, żeby mieć w drodze
sympatyczne towarzystwo z widokami na flirt nad Dunajem.
Jedyną podejrzaną pozostawała nadal Irena Stojanowska, chociaż prowadzący
śledztwo jakoś nie mogli uwierzyć w jej winę.
Kiedy równo w dwa tygodnie po zabójstwie Zygmunta Stojanowskiego porucznik
Andrzej Ciesielski wchodził rankiem do gmachu Stołecznej Komendy MO, zatrzymał go
podoficer dyżurny.
Obywatelu poruczniku - meldował - od szóstej czeka na was jakaś kobieta.
Proponowałem jej, żeby przyszła po ósmej, ale ona wolała siedzieć w poczekalni.
Która to? - Porucznik ciekawie zerknął w głąb poczekalni, gdzie na stojących pod
ścianą krzesełkach siedziało sporo osób.
Ta z dużą walizą.
Mówiła, jak się nazywa?
Nie. Oświadczyła, że sprawa pilna i że musi was jak najprędzej zobaczyć.
Kobieta siedziała bokiem, Ciesielski zdołał zobaczyć tylko część jej głowy. Natomiast
waliza stała na widoku i rzeczywiście była potężnych rozmiarów.
- Znała moje nazwisko?
Tak. Od razu powiedziała, że chce się widzieć z porucznikiem Ciesielskim.
W jakiej sprawie? Wspominała?
Powiedziała, że w sprawie zabójstwa na Wilczej i że obywatel porucznik prowadzi
śledztwo.
Ciesielski jeszcze raz spojrzał w kierunku otwartych drzwi poczekalni, ale kobieta
ciągle była odwrócona w stronę okna. Czyżby Irena Stojanowska? Walizka świadczyła, że to
właśnie ona, i to bezpośrednio z wiedeńskiego pociągu.
Sierżancie - zdecydował oficer - za dziesięć minut poślijcie ją do mnie na górę. Ale
przedtem zapytajcie o nazwisko i zatelefonujcie.
Zrobi się. - Sierżant Paciorek mający za sobą przeszło dwadzieścia lat pracy w milicji,
odnosił się dość poufale do dużo młodszych od niego oficerów. - Czy z walizką? Czy
też ma ją zostawić w mojej dyżurce?
Niech będzie z walizką. Bomby ani broni na pewno tam nie ma.
Tym razem, ku zdziwieniu Andrzeja, podporucznik Szymanek siedział za swoim
biurkiem i pilnie wykańczał notatkę służbową z wczorajszej rozmowy z personalnym
Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego.
Chory jesteś, Antek? - zdziwił się Ciesielski.
Dlaczego?
Za dziesięć ósma, a ty już w pracy. Od dawna to się nie zdarzyło.
Zapomniałeś, że Hanka wczoraj wróciła z urlopu? Całe wiadro wody wylała mi rano
na twarz. Zciągnęła kołdrę i otworzyła okno. Musiałem wstać.
Zadzwonił telefon. Andrzej podniósł słuchawkę.
Obywatelu poruczniku - meldował z dołu sierżant Paciorek - zgłosiła się obywatelka
Irena Stojanowska.
Niech ją ktoś przyprowadzi do mnie na górę.
Tak jest. Przyjdzie z kapralem Niedzielskim.
To szlagier! - entuzjazmował się podporucznik. - Jednak wróciła! Ciekaw jestem, jak
wygląda i co nam powie?
Zaraz zobaczymy i zaraz posłuchamy. - Ciesielski był równie zaciekawiony, chociaż
nie dawał tego poznać po sobie.
Za chwilę w drzwiach stanęła wysoka kobieta. Rude włosy, duże zielone oczy, rysy
twarzy jakby żywcem skopiowane z jakiejś kamei renesansowego malarza. Figura i nogi bez
zarzutu. Nikt, kto opisywał oficerom milicji Irenę Stojanowską jako piękność, nie skłamał ani
nie przesadził nawet na jotę.
Chciałam mówić z porucznikiem Andrzejem Ciesielskim.
To ja. Dobrze się składa, bo ja także z niecierpliwością na panią czekałem.
Wróciłam dzisiaj o piątej rano z zagranicy.
Wiem o tym. Z Wiednia - odpowiedział porucznik. A jak się miewa pan doktor
Helmut Schulz?
Kobieta zaczerwieniła się. - Niech pan mi nie wspomina o tym łobuzie!
Aż tak - porucznik uśmiechnął się drwiąco.
Z dworca kolejowego pojechałam do domu. Zastałam na drzwiach mojego mieszkania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]