[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczorem, kiedy poinformowano Ojca Zwiętego, \e na Placu czuwają i śpiewają dla niego
tysiące młodych ludzi, On coś wyszeptał, szept ten rozszyfrowano jako słowa: Szukałem
was, teraz przybyliście do mnie i za to wam dziękuję".
190
Następny komunikat zapowiedziano na dziewiętnastą.
Południe. Moi rodzice pewno przy telewizorze. Starzy ju\ bardzo. Ojciec schorowany.
Prze\ywają umieranie Papie\a jak swoje?
O siódmej byłbym ju\ z nimi.
Ty, jakbyś słyszał moje myśli, mówisz: Zostań, ojciec. Zamącisz im skupienie. Chyba \e
jesteś pewien, \e nie chcieliby być sami. Jutro pojedziesz.
Zostałem. Kupię dla rodziców tę ostatnią ksią\kę Papie\a, podobno przystępna, przejrzę ją
sobie w pociągu.
Wyszedłem. Od księgarni do księgarni: Nie ma, ju\ nie ma, jeszcze wczoraj mieliśmy itepe,
przy Koszykowej kobita (Anna Seniuk) wyjęła mi egzemplarz spod kasy ( Trzymałam dla
kuzynki, ale nie przyszła").
W oknach na MDM-ie kilka flag biało-czerwonych i parę \ółtych chorągiewek (papieskie).
Przed kościołem Zbawiciela, na schodkach - kwiaty. Chodnikowa kwiaciarnia. Ni\ej znicze.
Ile? Kilkaset?
Idę na południe, pod słońce, wiosna. Sobota.
Miał rację ojciec we śnie: Papie\ umiera tak, jakby nie kończył, ale zaczynał. Coś bardzo
wa\nego. Co? Jakieś \niwa?
Zaglądam do syna - zaskoczenie! Telewizory wyłączone, komputer te\. Le\ysz na wznak.
Patrzysz w sufit.
Zauwa\yłeś ksią\kę - chwyciłeś łapczywie. Czytasz.
Włączam moją radiostaq'ę (mało słów, du\o muzyki, Ba-chowej). Co pół godziny
dwuzdaniowy komunikat: Na placu św. Piotra i w pobliskich ulicach czuwa ju\ kilkadziesiąt
tysięcy pielgrzymów i rzymian. Oczekujemy na oświadczenia biura prasowego Watykanu.
Zjadłem kanapkę i zająłem się zszywaniem plecaka. Po-nadrywane pasy i sprzączki. Okulary
- igła - nitka. Lubię to, takie nieskomplikowane czynności. Taka jazda rowerem po pustych
dró\kach. śadnego napięcia. Relaks.
Siódma, komunikat, króciutki: Gorączka bardzo wysoka, módlmy się.
191
Wstrzymuję rękę z igłą. Dość! mówię sam do siebie, w duchu. Bądz szczery, przyznaj się,
Andrzeju. Obok szacunku i respektu masz do Niego \al. Wielki \al, \e choć taki mądry i
zorientowany, tak pózno zauwa\ył, \e amerykańska chciwość jest gorsza dla świata ni\
radziecki ateizm. Kiedy zaatakowano Serbię, wahał się. Ataku na WTC te\ nie zrozumiał: co
atakują, a czego bronią muzułmanie. Przeciwstawił się dopiero agresji na Irak.
Zmitygowałem się. No, no, panie Kmiciś - wolnego! Co to? Masz się za mądrzejszego?
Diabeł zamieszał ci w mózgu? Pychą ci rozum nasącza? Toć Watykan działa na styku dwóch
wymiarów: niebieskiego i ziemskiego. Ana ziemskim rządzą pieniądze. A najwięcej do
watykańskiej kasy wpłacali katolicy amerykańscy. I nawet On - nieustraszony, nieustępliwy -
nie mógł oceniać ich bezpardonowo. Kładę się na wznak. Uporczywie wraca wyobra\enie
własnej śmierci. Dziwne: du\o o naszej śmierci myślimy w dzieciństwie. Boimy się, śni się
ona, biała zjawa, budzimy się, siadamy z krzykiem. A mama czy babcia: Co tobie, kocik?
Wilk się przyśnił? Nie ma wilka, śpij, maleńki, no! Spij.
A potem, im doroślejsi, tym zawzięciej barykadujemy się przed nią. Tyle spraw do
załatwienia. Praca, długi, mieszkanie, dzieci. Zastanowię się na emeryturze, będzie więcej
czasu.
Mnie się udało. Rozbiłem się, ale wyrzuciło mnie na szczęśliwy brzeg. Wyłączyłem się z
idiotyzmu kapitalistycznego kierata zwanego przedsiębiorczością. I z labiryntu \ycia
rodzinnego. I z telewizyjnego ob\arstwa. Od ósmej do szesnastej zarobkowanie plus
gazetowy przegląd świata. Od siedemnastej do północy - ksią\ki. Trudne. Z encyklopedią pod
ręką.
Po trzydziestu latach - od nowa orka przez matmę i fizę. Ale ju\ nie na kolokwia, nie na
egzaminy. Ju\ dla siebie. Z własnej potrzeby zrozumienia \ycia. Ach! Tamte nudne wzory,
martwe definicje - o\yły! Rachunek ró\niczkowy
192
i całkowy. Geometria przestrzeni i czasoprzestrzeni. Typologia! Mechanika kwantowa! Bo\e,
jak\e cudownym darem jest rozum! Jakim\ czarodziejskim zmysłem - wyobraznia! Syn -
humanista, włodarz opasłej księgi mitów i tradycji, nie zrozumiał rewelacyjnej ksią\ki
irlandzkiego księdza profesora o zmartwychwstaniu, a ja - moim in\ynierskim umysłem -
pojąłem!
Pójdę, wyprowadzę go z błędu.
Le\ysz, czytasz ksią\kę Dalajlamy.
Ja: Dlaczego - tamtą - spalić?
Ty: Facet twierdzi stanowczo: nie ma \adnych historycznych dowodów na
zmartwychwstanie. Legendę stworzyli uczniowie i ewangeliści pod wcześniejsze proroctwa
Starego Testamentu. Dopasowali.
Ja: A jeśli?
Ty: No to klops! Ju\ rozmawialiśmy: całe chrześcijaństwo stoi na dogmacie
zmartwychwstania. On zmartwychwstał -to i ja zmartwychwstanę.
Ja: Ale\ z tej ksią\ki wynika, \e Chrystus faktycznie \ył, nauczał i swoją naukę pod\yrował
krzy\em. Czy umarł na krzy\u, czy prze\ył i umarł kilkadziesiąt lat pózniej - sprawa drugo-
albo i trzeciorzędna. śe umarł, \e trzeciego dnia wstał z martwych, owszem, wa\ne, ale jako
świetny chwyt promocyjny. Wa\niejszym i niepodwa\alnym cudem było -według tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]