[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na pewno nie - odparła Maja. Była przekonana, że jest odporna. Zarazki chorobotwórcze nie
miały w jej organizmie żadnych szans. Całkowicie nad nim panowała.
- Masz jutro czas?
Bernd przygniótł na kamiennej posadzce niedopałek papierosa i zawinął go w papierową
chusteczkę. Ten gest spodobał się Mai. Palenie to jedno, a zostawianie po sobie obrzydliwych
niedopałków to drugie.
- Czas na co?
- Na rynku jakiś Włoch otworzył nową restaurację. Pierw-
40
sza klasa! Może zjemy tam pizzę? Albo pójdziemy do kina? Oczywiście, jeśli masz na to ochotę?
Spojrzała na jego ręce. Przez cały czas międlił w dłoniach papierową chusteczkę z niedopałkiem
w środku. Niemal się uśmiechnęła. Był równie zdenerwowany jak ona, chociaż przynajmniej dwa lata
starszy i chodził już wcześniej z Ullą.
Czy miała ochotę na pizzę, a może na kino? Pizza to przynajmniej osiemset kalorii, a minipizza
dwieście dziewięćdziesiąt.
W pizzerii dają na pewno jeszcze więcej sera. Ser jest na każdej pizzy. Tony tłustego sera.
Oczywiście może potem zażyć kilka zielonych pigułek. Tych cudownych tabletek, które jak
szczoteczka do paznokci szorują i wymiatają do czysta żołądek oraz kiszki. Kino to zero kalorii. Ale
tam jest czekolada, cola i popcorn. Poza tym raz w życiu może zjeść pizzę. To żaden problem! Dziś
zero kalorii, jutro zero i rachunek będzie wyrównany. Trzeba tylko panować nad sytuacją.
Maja uśmiechnęła się do Bernda.
- Uwielbiam pizzę. Jak się nazywa ta pizzeria?
5
- Nie rozumiem, dlaczego uparłaś się, żeby przed świtem roznosić gazety? - głos matki był
przenikliwy i wysoki. - Przecież dostajesz wystarczająco duże kieszonkowe!
- Uważam, że to wspaniale być tak wcześnie na nogach -przekonywała ją Maja.
Tylko częściowo odpowiadało to prawdzie. Oczywiście jazda rowerem o szóstej rano po niemal
wyludnionych ulicach miała w sobie pewien urok, ale chłodny świt, dziwaczne kształty chmur czy
pierwsze promienie słońca Maja rejestrowała jak film, który nie miał z nią nic wspólnego. Głównym
powodem było to, że zle spała. Niespokojnie przewracała się z boku na bok. Miała wrażenie, że czuje
każdą kość i o piątej była już zupełnie przebudzona. Z jednej strony zmęczona, z drugiej zaś
41
zbyt niespokojna, żeby dłużej wyleżeć w łóżku. Musiała coś robić, ruszać się, odwrócić swoją
uwagę. Oprócz tego dobra godzina jazdy na rowerze poprawiała oczywiście kondycję oraz pozwalała
spalić kalorie. Najczęściej Maja wracała do domu oblana zimnym potem i natychmiast brała prysznic.
Ostrożnie wycierając się ręcznikiem, gdyż jej skóra była teraz wrażliwa i popękana, obserwowała w
lustrze swoje odbicie. Uff, co za ulga, że znowu mogła zobaczyć wystające kości bioder, wyczuć
rękoma każde żebro, a jej twarz nabrała ostrzejszych rysów. Największym szczęściem zaś był fakt, że
przestała miesiączkować. Bez żadnej pomocy z zewnątrz zapanowała nad ohydnym krwawieniem,
zakręcając je jak nieszczelny kurek. Nic już nie będzie z niej kapać.
Odzyskała swoje ciało. Każdą wystającą spod skóry kość witała owacyjnie.
Co za szczęście! Jaki sukces! Jej trud nie poszedł na marne. Maja zaakceptowała nawet
bezsenność, ustawiczny głód i coraz częstsze zawroty głowy.
*
Pogodziła się też z myślą, że nie chce już widzieć Bernda. Chociaż wieczór w tej pierwszorzędnej
pizzerii rozpoczął się zupełnie niezle. Sąsiednie stoliki zajmowali tylko starsi uczniowie. Maja z jednej
strony czuła się dorosła i silna, z drugiej zaś przeszkadzały jej spojrzenia innych. Na szczęście znalezli
jeszcze jeden wolny, okrągły stolik w niszy, do połowy przysłonięty palmą w kolorze lila.
Pizza było grubo obłożona serem, pomidorami i salami. Po każdym kęsie z ust Mai zwisały
serowe nitki, które w pewnej chwili Bernd ostrożnie usunął palcem wskazującym. Lekko drgnęła, a
potem roześmiała się. Zmiech sprawiał jej ból.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że masz taki apetyt - powiedział, kiedy opróżniła kolejny kubek
lodów z gorącym sosem czekoladowym i dwie cole.
Maja położyła sobie ręce na brzuchu. Był napęczniały i okrągły jak piłka. Pomyślała o tej górze
jedzenia w środku i już na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze.
42
Bernd opowiadał o swoim domu, o tym, że jego rodzice są rozwiedzeni i jeden weekend w
miesiącu spędza u ojca, który mieszka razem ze swoją przyjaciółką.
- To cholernie stresujące - stwierdził, dłubiąc wykałaczką w zębach. - Moja matka za każdym
razem dostaje nagle migreny, a ojciec uważa, że musi zgrywać wspaniałego, młodego tatusia. Tylko
po to, żeby wywrzeć wrażenie na swojej Tussi.
Maja przyglądała się, jak chłopak grzebie sobie w zębach. Kolejno wyciągał ze szczelin małe
nitki sera, a nawet kawałek salami, który, starannie oblizawszy, zamierzał ponownie połknąć. To
wspólne wyjście było totalną pomyłką. Na dodatek do pizzerii! Tysiące kalorii!
- Zamurowało cię, czy co? - spytał.
Maja spojrzała na wykałaczkę, którą wrzucił do popielniczki.
- Masz papierosa?
Zaciągnęła się głęboko. I wtedy nareszcie wezbrała w niej fala mdłości.
- Przepraszam!
Pobiegła pędem do toalety. Tam zwróciła pizzę z serem, pomidorami i kawałkami salami. Dusiła
się i dławiła, aż łzy spłynęły jej po policzkach.
Z obrzydzenia i ulgi!
Dokładnie wypłukała usta i gardło, żeby pozbyć się tego wstrętnego, kwaśnego posmaku. Pózniej
spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Kredka do oczu rozmyła się, a pomadka znowu roztarła.
Starannie doprowadziła twarz do porządku, jakby malowała maskę. Efekt był zadowalający.
- Co się stało? - spytał Bernd.
Maja uspokajająco wygięła usta w czymś na kształt uśmiechu.
- Nie mam pojęcia! Może to jednak grypa. W każdym razie będzie lepiej, jeśli już pójdziemy.
Bernd zrobił lekko skwaszoną minę, ale nie skomentował tego ani słowem. W drodze do domu
szukał dłoni Mai. Pozwoliła się dotknąć przez kilka nieskończenie długich sekund. Jej ciało
wibrowało od szczęścia wypływającego z czubków palców. Wraz z nim wibrował strach.
43
W końcu cofnęła dłoń. Nie, taka bliskość to nie dla niej. Zaraz gotów jeszcze położyć rękę na jej
plecach, a może nawet zacząć całować. Pomyślała o wykałaczce, nitkach sera, kawałkach salami i z
trudem powstrzymała ponowne dławienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]