[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmywarki, gdy usłyszała, że wrócił Zach.
- Przepraszam za spóznienie - przywitał się, zamykając drzwi.
- Nie ma sprawy - skłamała.
Zach. przejrzał papiery na biurku, choć Janinę była pewna, że robił to już wcześniej.
- Czy odsłuchałaś moją wiadomość?
- Tak. Zrobić ci coś? Mogę raz dwa coś ugotować - zaproponowała.
- Dziękuję, ale już jadłem.
Przez blisko godzinę oglądali telewizję, a potem postanowili się położyć. Janinę przebrała się w
piżamę, przeklinając się w duchu, że nie ma odwagi założyć na siebie prezentu od Pam.
Wychodziła właśnie z łazienki ze szczo-
196
Dobrana para
teczką do zębów w ustach, gdy wpadła na Zacha. Powiedzieli już sobie dobranoc i nie spodziewała się
zobaczyć go przed śniadaniem. Teraz stała przed nim i cała dygotała zarówno wystraszona
niespodziewanym zderzeniem, jak i podekscytowana faktem, że znowu go widzi. Rozdarta
wewnętrznie biła się z myślami. Część jej pragnęła rzucić się na niego i prosić, by się z nią kochał z
taką pasją, jaką okazywał Marie, zdrowy rozsądek zaś kazał jej natychmiast cofnąć się do łazienki i
poczekać, aż droga będzie wolna.
Napięcie między nimi było tak silne, że omal nie zemdlała.
Zach chwycił ją za ramiona, żeby się nie przewróciła. Następnie zawahał się, ale przesunął dłonią po
jej gładkich włosach i nachylił się lekko, by spojrzeć jej w oczy. Spuściła głowę zmieszana.
- Pchepcham - wymamrotała, co nie było łatwe ze szczoteczką w ustach.
- Słucham?
Wbiegła do łazienki, przepłukała usta i chwilę pózniej znów stała przed nim.
- Powiedziałam przepraszam - powtórzyła.
Debbie MACOMBER
197
- Czy jesteś pewna, że będzie ci wygodnie w gościnnej sypialni? - spytał.
- Tak, na pewno. Wyciągnął rękę z kocem.
- Pomyślałem, że może ci się przydać.
- Dziękuję - powiedziała i zrobiła krok w jego stronę, by odebrać koc.
Oddychała ciężko. Tak silnie pragnęła rzucić mu się w ramiona. Poczuć jego pieszczoty. Oddać się
wspólnej namiętności.
Zach oddawał jedynie ciepły koc.
- Dzwoniłam do dziadka - powiedziała, próbując zatrzymać go jeszcze chwilę przy sobie.
- Też chciałem to zrobić.
- Słychać było, że czuje się dobrze. Byli u niego doktor Coleman i kilku innych przyjaciół.
- Miło słyszeć, że radzi sobie z wolnym czasem.
- Też się cieszę - dodała, przeklinając własną słabość.
Kończyły się jej pomysły na nocną rozmowę pod drzwiami łazienki, a nie potrafiła go dotknąć.
- Dobranoc Janinę - powiedział po chwili Zach i odwrócił się.
198
Dobrana para
- Dobranoc - odparła głucho.
Chwilę pózniej leżała w łóżku. Miała jednak świadomość, że to będzie długa i ciężka noc. Byli
zaledwie o kilka metrów, ale dystans emocjonalny między nimi zdawał się nie do przebycia.
Budzik Zacha zadzwonił o siódmej, ale Janinę już była na nogach. Ubrana czekała na niego z kawą w
kuchni.
- Dzięki. - Spojrzał na nią zaskoczony, gdy podała mu kubek do rąk. - To bardzo... Tak robią żony. -
Uśmiechnął się.
- Co? Kawę?
- Wstają rano, by wyprawić męża do pracy.
- Po prostu obudziłam się i musiałam coś ze sobą zrobić.
Otworzył lodówkę i wyjął z niej karton soku pomarańczowego.
- Rozumiem - mruknął.
Napełnił szklankę, po czym odstawił sok z powrotem.
- Zgodziłaś się, że nasze małżeństwo będzie prawdziwe.
- To prawda.
Ale to było zanim dowiedziała się o wielkiej namiętności jego życia. Zach uprzedzał
Debbie MACOMBER
199
ją, że ich małżeństwo przyniesie obojgu wiele korzyści, ale że miłość będzie na szarym końcu tej listy.
Zgodziła się na wszystko, bo w głębi serca wierzyła, że pewnego dnia pokochają się. Teraz wiedziała
już, że to niemożliwe. I wątpiła, czy sobie z tym poradzi.
- Janinę. - Wyrwał ją z zamyślenia. - Co się dzieje?
- A co niby ma się dziać?
- Najwyrazniej coś jest nie tak. Wyglądasz, jakbyś straciła kogoś bliskiego.
- Co ty nie powiesz - krzyknęła i wybiegła z kuchni.
- Stój! - krzyknął i pobiegł za nią.
Wściekła wpadła do swojego pokoju i usiadła na brzegu łóżka. Dłonie zaciśnięte w pięści położyła na
kolanach.
- O czym ty u licha mówisz? - powtórzył pytanie, gdy stanął w drzwiach pokoju.
- O kobiecie, którą kochałeś - wyrzuciła z siebie.
- Marie? A co ona ma wspólnego z nami?
- Kochałeś ją całym sercem, miłością pełną pasji. Była odważna i piękna. Ja nigdy taka nie będę. yle
radzę sobie z bólem, a patriotką jestem taką, że czasem biorę udział
200
Dobrana para
w wyborach. Nie wspominam już o językach obcych, bo z francuskiego znam tylko odmianę kilku
czasowników.
- Do diabla - zezłościł się. - Ale jaki to ma związek z nami? - powtórzył kolejny raz, po czym, nie
mogąc znieść napięcia, machnął gniewnie rękami. - Jaki to ma związek z czymkolwiek?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]