[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uważając drugie małżeństwo ojca za nieudane? - Chciałem
zobaczyć się z ojcem, o ile go zastałem. To nie potrwa
długo.
- Charles jest w Å‚azience. Bierze prysznic, ale zaraz
powinien być gotowy. - Macocha zaprosiła go do środka. -
I, proszę, nie tłumacz się. Przecież wiesz, że zawsze jesteś
tu mile widziany.
- Dziękuję - odpowiedział Adam, idąc za nią do salonu.
- Napijesz się kawy? - zaproponowała.
- Nie, dziękuję. Co słychać u Dani?
- Wszystko w porządku. Wiesz, bardzo chciałaby się
z tobą zobaczyć. Była niepocieszona, że nie było cię na
obiedzie w Zwięto Dziękczynienia.
- Taak? No cóż, miałem mnóstwo pracy - tłumaczył się
Adam. - Zadzwonię do niej w tygodniu. Może umówimy
się któregoś dnia na lunch.
- Bardzo siÄ™ ucieszy.
Zapadła krępująca cisza.
- Nie musisz mnie zabawiać, Marsho - przerwaÅ‚ mil­
czenie Adam. - Pewnie masz mnóstwo roboty. Proszę, nie
krępuj się mną.
- Właściwie to zbierałam się na odwagę, żeby z tobą
porozmawiać, Adamie - odezwała się nieśmiało macocha.
- Porozmawiać? - zdziwił się Adam.
Marsha potakujÄ…co kiwnęła gÅ‚owÄ…, siadajÄ…c w ulubio­
nym fotelu Charlesa Wortha.
- Jestem ci winna przeprosiny, Adamie. Dopóki nie
wyjechałeś do college'u, nie zdawałam sobie sprawy, że
byłam dla ciebie niedobra.
- Wcale nie, Marsho - zaprotestował słabo.
- O tak, byłam. - W głosie Marshy zabrzmiał gorzki
ton. - Mogłabym przytoczyć setki powodów, z powodu
których byÅ‚am wÅ‚aÅ›nie taka, ale wiem, że to żadne uspra­
wiedliwienie. Teraz jest mi naprawdÄ™ bardzo przykro
i chciałabym cię prosić, żebyś dał mi jeszcze jedną szansę.
Jeśli nie możesz zrobić tego dla mnie, zrób to, proszę, dla
swojego ojca. On tak bardzo pragnie się do ciebie zbliżyć,
Adamie. Twoja obojętność go rani.
- Mnie też - powiedział Adam cicho, patrząc jej
w oczy.
Marsha ze smutkiem pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…. W jej oczach po­
jawiły się łzy.
- Jeszcze raz ciÄ™ przepraszam i cieszÄ™ siÄ™, że wyjaÅ›nili­
śmy to sobie.
- Adam? - zdziwił się Charles Worth, wchodząc do
salonu. - Czy coś się stało?
- Nie. Nic takiego - zapewnił Adam, podrywając się
z kanapy. - Tylko... chciaÅ‚em z tobÄ… porozmawiać. Potrze­
bujÄ™ ojcowskiej rady.
- Jasne... oczywiÅ›cie. - Na twarzy starszego pana ma­
lowało się zdumienie.
- Muszę wyjść do sklepu - wtrąciła Marsha, wstając
z fotela. - Proponuję, żebyście przenieśli się do kuchni.
Właśnie wyjęłam z piekarnika świeże bułeczki z jagodami,
a w dzbanku jest kawa. WrócÄ™ nie wczeÅ›niej niż za godzi­
nę. To miło, że wpadłeś, Adamie. Mam nadzieję, że teraz
będziesz nas częściej odwiedzał.
- Na pewno - przytaknął Adam - i... dziękuję.
Macocha kiwnęła mu głową i wyszła.
- No, to może chodzmy do kuchni - zaproponował
starszy pan.
Podczas gdy ojciec przygotowywał kawę i bułeczki,
Adam zastanawiał się, jak taktownie skierować rozmowę
na temat małżeÅ„stwa Charlesa i Marshy. Na próżno. W gÅ‚o­
wie miał zupełną pustkę.
- A więc, co cię trapi, synu? - przerwał ciszę Charles,
siadajÄ…c naprzeciw Adama.
Adam odchrząknął z zakłopotaniem.
- Hm, chodzi o Christy. Poznałeś ją, Christy jest ode
mnie młodsza. Dużo młodsza. Zciśle mówiąc o dwanaście
lat.
- I to ci przeszkadza?
Adam obojętnie wzruszył ramionami.
- Do tej pory nie, ale wczoraj wieczorem Christy urzÄ…­
dziła przyjęcie dla przyjaciół. Czułem się tam jak intruz.
Oni wszyscy są tacy młodzi... Pamiętam, że ty i Marsha
sprzeczaliÅ›cie siÄ™ kiedyÅ› w podobnej sprawie i zastana­
wiam siÄ™, czy...
- Tak?
- Czy nie żałujesz, że ożeniłeś się z młodszą od siebie
kobietą? - dokończył.
- I tak, i nie - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Worth senior. - Zapew­
niam cię, że nie znajdziesz żonatego mężczyzny czy też
zamężnej kobiety, którzy od czasu do czasu nie wyrzekali­
by na swoje małżeństwo. To normalne.
- Więc gdyby można było cofnąć czas, jeszcze raz
poślubiłbyś Marshę?
- Bez namysłu - zapewnił go ojciec. - Małżeństwo to
nie zabawa, Adamie. Nie będę cię oszukiwał, że różnica
wieku nic nie znaczy, ale jeśli ludzie naprawdę się kochają,
zrobią wszystko, by przezwyciężyć kłopoty, jakie z niej
wynikają. A wtedy istnieje szansa, że się im poszczęści.
Adam nie widzącym wzrokiem wpatrywał się w stojący
przed nim kubek z kawą. Christy miała rację. Małżeństwo
ojca nie było aż tak złe, jak mu się wydawało. Z okresu
dzieciństwa najbardziej wryły mu się w pamięć ich kłótnie.
Teraz przypomniaÅ‚ sobie, że bywaÅ‚y i inne chwile. Widy­
waÅ‚ przecież ojca caÅ‚ujÄ…cego i tulÄ…cego żonÄ™. PamiÄ™taÅ‚ czu­
Å‚e uÅ›miechy i porozumiewawcze mrugniÄ™cia. Ojciec ko­
chał Marshę, ale on nie chciał dostrzec tej miłości. Audził
się nadzieją, że Charles wróci do jego matki.
- Czy to, co powiedziaÅ‚em, pomogÅ‚o rozstrzygnąć tra­
piÄ…ce ciÄ™ wÄ…tpliwoÅ›ci? - spytaÅ‚ starszy Worth, patrzÄ…c z tro­
skÄ… na syna.
- Tak, dziękuję - kiwnął głową Adam.
- Nie ma za co.
Wstali od stołu. Charles wyciągnął rękę na pożegnanie.
Adam pod wpływem nagłego impulsu postąpił krok do
przodu i serdecznie uścisnął ojca. Charles odwzajemnił
gest i Adam poczuł, że może jednak uda im się zaprzyjaz-
1
nić. Wiedział, że zawdzięcza to Christy. Gdyby nie jej
zachęty, nigdy nie udałoby mu się zbliżyć do ojca.
W tym czasie, gdy Adam rozmawiał z ojcem, Christy
przeprowadziÅ‚a podobnÄ… rozmowÄ™ ze swojÄ… matkÄ…. Opo­
wiedziała jej o kłótni, jaka miała miejsce poprzedniego
wieczoru, po przyjÄ™ciu. Ilona Knight w milczeniu wysÅ‚u­
chała skarg córki.
- Przecież to śmieszne! - zakończyła Christy. - Tylko
jak go o tym przekonać?
- Myślę, że on sam musi zrozumieć, iż nie ma racji,
Christy.
- A ja co? Mam siedzieć z zaÅ‚ożonymi rÄ™kami i pa­
trzeć, jak Adam się ode mnie oddala? - zaprotestowała
Christy. - Musi być jakiś sposób.
- Sposób na co? - spytał Robert Knight, stając w
drzwiach kuchni.
- Na Adama - odpowiedziała ojcu Christy. - On uważa,
że jest dla mnie za stary, i nawet nie próbuj się z nim
zgadzać - ostrzegła.
- Nie będę - zapewnił córkę Robert. Podszedł do żony
i pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… na dzieÅ„ dobry. - Mam dosyć waszego gde­
rania.
- To dobrze. To znaczy, że pomożesz mi udowodnić
Adamowi, że się myli.
Robert Knight rzucił córce zdziwione spojrzenie.
- Ja?
- Tak, ty - potwierdziła Christy nie zrażona jego miną.
Zmarszczyła gniewnie brwi, widząc, jak ojciec wyciąga
paczkę papierosów. - Palisz? Przecież lekarz ci zabronił.
- Mam chyba prawo do jednego papierosa dziennie,
młoda damo. Nawet gdyby miało mnie to wpędzić do
grobu. A teraz powiedz mi, co się takiego stało?
- To przez to przyjęcie - wybuchnęła Christy. - Adam
stwierdził, że nie może znalezć wspólnego języka z moimi
znajomymi i nie cierpi współczesnej muzyki. Zapropono­
wałam, że następnym razem zaprosimy i jego przyjaciół.
On jednak upiera się, że to tylko jeden z wielu problemów,
jakie wynikają z dzielącej nas różnicy wieku.
- CoÅ› podobnego! Ten facet nie jest taki gÅ‚upi, za jakie­
go go uważałem - mruknął starszy pan.
Christy zgromiła ojca spojrzeniem.
- Tato! JeÅ›li zamierzasz utwierdzać Adama w przeko­
naniu, że ma rację, nie odezwę się do ciebie do końca życia
- zagroziła. - Kocham Adama. Chcę za niego wyjść, mieć
z nim dzieci, i znajdę na to jakiś sposób.
- Nie zmusisz Adama, by spojrzał na wszystko twoimi
oczami - odezwała się Ilona Knight.
- W tym względzie całkowicie zgadzam się z mamą -
poparÅ‚ żonÄ™ Robert. - Na razie, póki jesteÅ› tym tak podeks­
cytowana, nie myślisz rozsądnie. Z czasem to się zmieni.
Uspokoisz się, ochłoniesz, nabierzesz dystansu. Tak jak się
to przytrafiło Adamowi wczoraj na przyjęciu. Zamiast się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl