[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Teraz pistolet wymierzony był w głowę Thorpe a.
- Piętnaście minut, Ed - przypomniał mu chłodno Thorpe. - Uzgodniliśmy, że będę się
meldował co piętnaście minut, pamiętasz?
Ktoś wcisnął w ręce Liv filiżankę kawy. Nie zdążyła jej jednak nawet spróbować.
Nieoczekiwanie dobiegł ją głos Thorpe'a - spokojny i chłodny, gdzieś z wnętrza policyjnego
auta. Wypuściła z rąk filiżankę. Gorąca kawa oblała jej palce. Nie możesz tu stać tak
bezczynnie, powiedziała do siebie. Rób to, co należy do twoich obowiązków. Odwróciła się i
podeszła do swojej ekipy, aby przekazać kolejny reportaż  na żywo .
Trzydzieści minut urosło do sześćdziesięciu. W pokoju dosłownie nie było czym
oddychać. Thorpe wiedział, iż dawno powinien ten wywiad zakończyć. Wszystko już zostało
powiedziane. Jednak instynkt podpowiadał mu, że Morrow nie był jeszcze gotowy. Siedział
zgarbiony w fotelu, a jego oczy sprawiały wrażenie przymglonych. Nad górną wargą pojawiły
się kropelki potu, a mięsień lewego policzka od czasu do czasu nerwowo drgał. Jednak
pistolet wciąż tkwił w jego ręku.
- Nie jesteś żonaty, mam rację, T.C?
- Nie jestem. - Thorpe ostrożnie wyciągnął papierosy i poczęstował Morrowa.
Morrow pokiwał głową.
- Masz jakąś kobietę?
- Taaa... - Thorpe zaciągnął się papierosem i pomyślał o Liv. Chłodne ręce, chłodny
głos. - Taaa, mam kobietę.
- Ja miałem żonę... i dwoje dzieci. - W jego oczach pokazały się łzy. - Wyprowadziła
się tydzień temu. Dziesięć lat. Oświadczyła, że to dostatecznie długo, abym wreszcie
dotrzymał złożonej jej obietnicy. Przyrzekłem jej kiedyś, że nigdy już nie ulegnę hazardowi. -
Azy popłynęły mu po policzkach, mieszając się z potem. - Ale ja nie mogłem bez tego żyć. -
Zadrżał.
- Są ludzie, którzy mogą ci pomóc, Ed. Wyjdzmy stąd. Ja znam takich.
- Pomóc? - Morrow westchnął. Thorpe poczuł niepokój. - Dla mnie już nie ma
ratunku, T.C. Przekroczyłem linię. - Spojrzał Thorpe'owi w oczy. - Mężczyzna powinien
wiedzieć, co się stanie, kiedy ją przekroczy. - Znowu podniósł do góry broń i Thorpe nagle
poczuł w sercu lodowaty chłód. - Dotrzymałeś słowa. - Morrow załkał. - Miałem swój
antenowy czas. - I zanim Thorpe zdążył wykonać jakikolwiek ruch, skierował broń w swoją
stronę.
Padł strzał. Jeden. Tylko jeden. Liv poczuła, że nie ma władzy w nogach i że
granitowa fasada budynku jakby nagle się rozpłynęła. Ktoś chwycił ją pod ramię, widząc, że
się chwieje.
- Liv, trzymaj się. Może lepiej będzie, jeśli usiądziesz. - Głos Boba brzmiał tuż przy
jej uchu, a jego ręka spoczywała na jej ramieniu.
- Nie! - odepchnęła go. Nie miała zamiaru mdleć. Nie miała zamiaru się poddawać.
Nagle zaczęła torować sobie drogę wśród otaczającego ją tłumu. Chciała tam być, kiedy
ukaże się w drzwiach. Kiedy przez nie przejdzie, ona tam będzie, dla niego.
Boże, nie pozwól, aby mu się coś stało. Boże, nie pozwól, aby... Strach paraliżował jej
krtań. Tylko bez histerii, powtarzała sobie, odsuwając na bok jakiegoś reportera i dwóch
kamerzystów. Wkrótce przejdzie przez ulicę. Będziemy mieli przed sobą całe życie. Ryzyko?
Będziemy je podejmować setki razy. Wspólnie, niech cię diabli, Thorpe. Wspólnie. Nie miała
już co do tego żadnych wątpliwości.
Nagle go ujrzała. %7ływy i cały szedł w jej kierunku. A ona biegła, przedzierając się
przez tłum i policyjną barykadę.
Niech cię szlag trafi, Thorpe. A niech cię szlag! Akając, przytuliła się do niego.
Nieopisane szczęście malowało się na jej zalanej łzami twarzy.
Nagle wybuchnęła śmiechem. To był, mimo wszystko, piękny dzień. Chwyciła go za
włosy i odciągnęła do tyłu jego głowę, aby zobaczyć jego twarz.
- Ty, sukinsynu, chciałeś mnie tą historią znokautować, nieprawdaż? Och, Thorpe! -
Przywarła ustami do jego ust i mocno się do niego przytuliła. %7ładne z nich nie zwracało
uwagi na pracujące dookoła kamery.
Odsunął ją od siebie i szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, chociaż ślady tego,
co się nie tak dawno wydarzyło, wciąż były widoczne w jego oczach.
- Czy ty mnie kochasz? - zapytał.
- Tak, do cholery. Tak!
Kiedy chciała się znowu do niego przytulić, zatrzymał ją, unosząc do góry brwi.
- Wyjdziesz za mnie?
- Natychmiast. Nie będziemy więcej tracić czasu.
I wtedy przyciągnął ją do siebie i pocałował. Po chwili, ująwszy się pod ręce, ruszyli
przed siebie.
- A propos, Carmichael - powiedział, kiedy oddalili się od budynku - jesteś mi winna
dwieście dolców. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl