[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ohydnym smaku.
Wyczułem to od razu po wejściu w ten labirynt. Z ka\dym krokiem staje się silniejsze.
To& plugawość zatrzymał się i splunął. Ale jest stara, bardzo staro\ytna i nie sądzę, by
nam zagra\ała. Przybyliśmy o całe stulecia za pózno.
Conan skinął głową i ruszył w dalszą drogę. Słowa czarnoksię\nika nie przekonały go.
Jego własne zmysły nie były magiczne, ale dzięki nim zachował \ycie w wielu przypadkach i
one właśnie mówiły mu, \e tu jest niebezpiecznie! Ani na chwilę nie rozluzniał palców
zaciśniętych na broni.
Korytarz nagle wyszedł na otwartą przestrzeń. Tutaj w skalnym podło\u wyryto
skomplikowane wzory. Całość tworzyła wielki dziedziniec przed frontem świątyni wyciętej w
zboczu góry. Wzdłu\ fasady wznosiły się \łobkowane kolumny, a między nimi stały niegdyś
dwie dziesiątki obsydianowych posągów wysokości czterech ludzi ka\dy. W całości zachował
się tylko jedna z nich czarny wojownik z długą włócznią. Wiatr i deszcze zatarły jego rysy.
Z reszty posągów zostały tylko potrzaskane kawały czarnego kamienia i kikuty nóg.
Conan schował sztylet i przytrzymał Jehnnę za rękę, gdy dziewczyna spróbowała pobiec
do świątyni.
Uwa\aj, dziewczyno powiedział. Tu ja będę nadstawiał karku. Tobie nie wolno
ryzykować!
Bombatta złapał ją za drugą rękę i obaj mę\czyzni lodowato zmierzyli się wzrokiem ponad
głową Jehnny. Bez słów obiecali sobie śmierć. To kolejny powód, by pragnąć jak
najszybszego zakończenia tej podró\y, pomyślał Conan. Taka obietnica nie mogła pozostać
nie spełniona.
Puśćcie mnie! zawołała ze złością Jehnna, szarpiąc się w ich stalowych dłoniach.
Muszę znalezć Róg! Jest w środku. Puszczajcie!
Zula patrząc drwiąco na obu mę\czyzn poło\yła ręce na ramionach dziewczyny.
Chcecie rozedrzeć ją na części? A mo\e zmia\d\yć między sobą?
Conan cofnął rękę, Bombatta uczynił to mgnienie oka pózniej. Zula odciągnęła
dziewczynę, szepcąc jej coś do ucha. Conan bez zmru\enia powieki spojrzał we wściekłe
oczy Bombatty.
Musimy to załatwić, złodzieju rzekł wojownik o porytej bliznami twarzy.
W Shadizar powiedział Conan, a tamten skinął głową na zgodę.
Akiro ruszył pierwszy i pochylił się przed resztkami posągu. Potem przyklęknął próbując
wymyć palcami zatarte przez czas znaki na piedestale obsydianowego posągu. Niewiele ich
pozostało.
Co robisz? roześmiał się Malak na ten widok. Czytasz ozdoby? Widziałem ju\
lepsze esy floresy zrobione przez pewnego jednookiego pijaczynę&
Akiro westchnął, wyprostował się i otrzepał ręce.
Przeczytałbym je, przynajmniej po części, gdyby nie były tak paskudnie zatarte. To
pismo, nie ozdoby. Ta świątynia jest starsza, ni\ myślałem. Ostatnie znane zapiski w tym
języku pochodzą sprzed ponad trzech tysięcy lat, a nawet wtedy był on ju\ językiem
martwym. Zachowały się tylko porozrzucane po świecie fragmenty. Mo\e w środku znajdę
coś więcej.
Nie przyszliśmy tu po to, by odczytywać stare napisy! warknął Bombatta.
W duchu Conan musiał przyznać mu rację, ale powiedział tylko:
To chodzmy.
Skalne gołębie wystrzeliły z gniazd ukrytych nad masywnymi kolumnami. Trzepot
skrzydeł zabrzmiał w ciszy jak huk. Conan podszedł do wysokich brązowych drzwi,
porośniętych wielowiekowym grynszpanem. W zielonej masie zdołał dostrzec olbrzymie
otwarte oczy wykute w metalu obu skrzydeł drzwi. Pod ka\dym wisiał wielki brązowy
pierścień.
Nigdy ich nie otworzymy powiedział Malak patrząc z powątpiewaniem na
spatynowane wrota.
Strona 54
Jordan Robert - Conan niszczyciel
Conan złapał za jeden pierścień. Ku jego zdumieniu potę\ne drzwi otworzyły się ze
skrzypem. Powiedział sobie, \e to przypadek, i\ otworzyły się tek łatwo. Gdyby ktokolwiek
korzystał z nich częściej, zawiasy z pewnością byłyby naoliwione. Nie spodobała mu się ulga,
jaką odczuł na tę myśl.
Bądzcie czujni rozkazał i pilnujcie się. Potem wszedł do środka.
Na posadzce le\ała gruba warstwa wiekowego kurzu. W złotych uchwytach na pokrytych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]