[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Georgia wzruszyła ramionami.
- Chciałabym, żeby to nie była prawda. Tata bardzo się posta-
rzał. Od paru lat co jakiś czas zapada na zdrowiu, ale, oczywiście,
nie daje mi o tym znać. Czasami w ogóle się zastanawiam, czy... -
Georgia zawiesiła głos. Nie chciała zdradzić ogarniających ją myśli.
- Przez pierwsze lata po powrocie z Bostonu, kiedy spotykaliśmy się
z tatą w obecności ludzi, usiłowałam nawiązać z nim kontakt Zbli-
żyć się. Przeprosić...
Jacka ogarnęła nagła złość.
- Dlaczego ty miałabyś go przepraszać?
- Bo to ja zachowałam się zle - z taką pewnością siebie
oznajmiła Georgia, że Jack z furią zacisnął zęby.
- Ale...
Nie dała Jackowi szansy, żeby wystąpił w jej obronie. Cią-
gnęła nieprzerwanie:
- Chciałam naprawić wzajemne stosunki, ale tata ani razu na
mnie nie spojrzał. Traktował jak powietrze. To było... okropne.
Nawet jego przyjaciele byli tym zaskoczeni.
80
S
R
Jack nie był, lecz tego Georgii nie powiedział.
- W każdym razie - mówiła dalej - dość szybko zorientowałam
się, że sytuacja jest beznadziejna. - Spojrzała w okno. - Sama nie
wiem. Może gdybym wyszła za mąż, dając tacie wnuki, udałoby
się naprawić stosunki. A tak...
Jack nie chciał myśleć o Georgii wychodzącej za mąż i mają-
cej dzieci. Uznał to za idiotyczny pomysł naprawienia czegoś, co
w ogóle nie miało prawa się wydarzyć. Tak sobie przynajmniej
tłumaczył. Równocześnie jednak sama myśl, że Georgia mogłaby
związać się z kimś na całe życie, wywołała w nim falę zazdrości.
- Dlaczego nie wyszłaś za mąż? - zapytał, uważając pytanie za
stosowne, po tym, co mu powiedziała.
Ona jednak wydawała się zaskoczona. Spojrzała na Jacka z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przez chwilę się namyślała, tak
jakby nigdy przedtem nie zastanawiała się nad tą sprawą, a potem
oznajmiła:
- Nie mam pojęcia. Chyba po prostu nie spotkałam męż-
czyzny, z którym chciałabym się związać.
Jack przyjął do wiadomości to wyjaśnienie. Nie pytał o nic
więcej.
- A ty? - zagadnęła Georgia. - Dlaczego się nie ożeniłeś?
Jack zorientował się nagle, że odwróciły się role. Było mu to nie na
rękę. Ale nie miał wyjścia. Sam przecież podjął ten temat. Powoli
zbierał myśli.
Georgia chyba błędnie zinterpretowała milczenie Jacka. Na
jej twarzy dostrzegł zaniepokojenie i konsternację.
- A może jesteś żonaty? - spytała szybko. Właściwie nic nie
mówiłeś na ten temat.
Ona naprawdę myśli, że się zmieniłem, stwierdził w duchu.
- Sądzisz, że gdybym był żonaty, siedziałbym tu teraz z tobą?
- pytaniem wymigał się od odpowiedzi.
81
S
R
Chyba zaskoczył Georgię, gdyż odparła powoli:
- Nie wiem, Jack.
- Nie mam żony - stwierdził. - I nigdy jej nie miałem. Jego
wyjaśnienie chyba przyjęła z ulgą.
- Dlaczego? - Z ust Georgii padło nieuchronne pytanie. Jack
wzruszył ramionami.
- Z tych samych powodów, co ty. Chyba nie spotkałem odpo-
wiedniej kobiety. A ponadto pracuję po piętnaście godzin na dobę
przez sześć lub siedem dni w tygodniu. Nie starcza czasu na inne
sprawy.
Georgia skinęła głową. Nie pytała o nic więcej.
- A więc... - odezwał się znów Jack. - Istnieje jeszcze jakaś
szansa naprawienia twoich stosunków z ojcem?
- Dlaczego o to pytasz?
To było dobre pytanie. Zmuszała go, żeby się tłumaczył.
- Ja tylko... - zaczął niepewnie. - Sam nie wiem. Chyba dlate-
go, że ostatnio ciągle myślę o rodzinie.
Georgia nieco się rozluzniła. Zaakceptowała wyjaśnienie.
- Rozumiem. O własnej.
- Mojej. Twojej. W ogóle o rodzinie. Odkąd dostałem ten list,
nie potrafię myśleć o niczym innym.
Uśmiechnęła się. Po raz pierwszy ciepło i czule.
- To musi być dziwne uczucie tak nagle po latach dostać wia-
domość o siostrze i bracie.
- Geo, określenie dziwne" nie jest w stanie opisać moich do-
znań. Oni mają teraz po trzydzieści pięć lat. Są w pełni ukształto-
wanymi, dorosłymi ludzmi. Z własnymi rodzinami. Kiedy widzia-
łem ich po raz ostatni, byli jeszcze w pieluchach, które co parę
kroków opadały im wokół krzywych, tłustych nóżek... - Energicz-
nym ruchem Jack przetarł oczy. - Przez cały czas mieszkali w po-
bliżu - ciągnął. - Już jako dojrzały człowiek mogłem wielokrotnie
mijać ich na ulicy, nie zdając sobie sprawy z tego, kim są.
82
S
R
Geo, potrafisz zrozumieć, jak ja się teraz czuję?
- Nie - odparła szczerze. - Nie potrafię. Ale to wszystko należy
do przeszłości i nic już nie zmienisz. Możesz tylko sprawić, że w
przyszłości będziecie często się widywać, a może nawet mieszkać
blisko siebie.
Jack potrząsnął głową.
- Aatwo ci tak mówić. Nie masz pojęcia, jak bardzo byłem
sfrustrowany nie wiedząc, gdzie są i co się z nimi stało. Na samą
myśl, że znajdowali się w potrzebie, a ja nie mogłem im pomóc,
dostawałem szału.
- Nawiąż więc od razu kontakt z rodzeństwem - zapro-
ponowała Georgia. - Wystarczy, że wezmiesz słuchawkę do ręki i
zadzwonisz do tej detektywistycznej agencji. I może już jutro bę-
dziecie świętować wspólne spotkanie.
Jack energicznie potrząsnął głową.
- Nie. Jeszcze na to nie czas - oznajmił.
- Jak długo zamierzasz czekać? Zawahał się na chwilę.
- Nie wiem.
Georgia z niezadowoleniem pokręciła głową.
- Wiesz, co mi przyszło do głowy? - spytała Jacka. Podniósł
na nią pełen smutku wzrok.
- Co?
- Sądzę, że się boisz.
Zerwał się gwałtownie z kanapy. Odstawił kieliszek i po chwi-
li znalazł się po drugiej stronie pokoju. Gniewnym wzrokiem zmie-
rzył Georgię.
- Zwariowałaś? - zawołał. - Niby dlaczego miałbym się oba-
wiać własnego rodzeństwa?
- A skąd ja mogę o tym wiedzieć?
Opanował się trochę. Zamyślił.
83
S
R
- To dla mnie obcy ludzie - oświadczył po chwili. Georgia
zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, Jack. Oni są twoim rodzeństwem. Siostrą i bratem.
Wsunął ręce do kieszeni. Opuścił ramiona. Wyglądał jak człowiek
pokonany.
- Co będzie, jeśli mnie nie zaakceptują? - zapytał tak cicho, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]