[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czym jest człowiek bez ciała? Fargo wiedział, że takie pytania nie doprowadzą go do
niczego. Uporczywie przeszukiwał zawartość pamięci wzorców - tak nazwał martwe psychiki
współwięzniów - zawartych w jego umyśle. W niektórych znalazł wspomnienie efektu
wstrzeliwania przez telepatów nowego więznia do sparaliżowanego ciała. Wiedział już
teraz, że towarzyszył temu oślepiający błysk, w jakiś sposób bolesny dla tych, co tkwili już w
środku, i coś... coś jak... wahał się z doborem odpowiedniego określenia, ale zdawało mu się...
Nie, miał nadzieję, że przez chwilę, przez ułamek sekundy oczy paralityka odzyskiwały swe
funkcje. A więc nie były ślepe... Najprawdopodobniej za pomocą aparatury czy prostych
osłon są włączane w odpowiednim momencie. Usiłował wyobrazić sobie sposób
postępowania Organizacji. Czy jest ktoś, kto stoi bezpośrednio przy łóżku niepełnosprawnego
człowieka? Czy wszystko odbywa się zdalnie , pozbawiając go wszelkich szans? Wiedział,
że zasięg telepatów nie jest nieograniczony. A więc najprawdopodobniej dwóch z nich
podążało za ofiarą, by ująć jej psychikę i przekazać ją... Komu? Możliwe, że osobie czy
osobom, które czuwały tuż przy sparaliżowanym człowieku. Podczas zabiegu wstrzeliwania
trzeba patrzeć na cel. Z tego wniosek, że miał szansę, cień szansy, który należało
wykorzystać. Ale co potem? Nie mógł pozwolić sobie na dekoncentrację, na poświęcanie
uwagi jakimkolwiek sprawom poza trwaniem w gotowości. Teraz ważny był tylko czas.
Czas... Człowiek leżący w absolutnej ciemności słyszy na przykład własny oddech, czuje
tętno... Jego funkcjonowanie podzielone jest na mniej lub bardziej regularne rytmy snu i
79
czuwania. W końcu można choćby liczyć. Tysiąc sto jeden, tysiąc sto dwa... Tak, to miara
upływających sekund. Ale tak robi człowiek mający ciało. Jeśli liczy czy mówi w myślach,
odruchowo reaguje na to jego aparat głosowy, język, struny - to wszystko drży lekko,
automatycznie układa się, by wypowiedzieć słowa, regulując tym samym prędkość. A z jaką
szybkością człowiek myśli? Myśli abstrakcyjnie? Ile na zewnątrz upłynęło czasu? Rok? Pięć
lat? A może tylko kilka minut? Fargo czuł, że coraz trudniej mu się skupić na tak prostej
sprawie jak utrzymanie gotowości. Jaką miarę tu zastosować? Czas formalny, nieformalny,
techniczny zaproponowany przez E.T. Hola? Indyjski Wielki Czas? A może czas
regenerowany przez rytuały w tradycyjnych kulturach? Wiedział tylko, że sekundy i godziny
nie miały żadnego zastosowania.
Nagły paraliżujący błysk zaskoczył go zupełnie. Zdezorientowany, w panice, że nie
zdąży, wystrzelił się prawie na oślep, zanim jeszcze zdał sobie sprawę, że nosicielowi na
moment przywrócono wzrok.
Stał na ugiętych nogach, z pięściami przyciśniętymi do piekących, oślepionych nawałem
światła oczu, dławiąc się własnym krzykiem.
Spokój! Spokój! - powtarzał sobie w myślach. - To jeszcze nie koniec.
Dobiegł go trzask otwieranych drzwi. Zaciskając zęby, rozwarł bolące powieki, usiłując
powstrzymać potok łez.
- Czy coś się stało? - Pielęgniarka patrzyła na niego z niepokojem.
- Nie, nie... - Fargo prześlizgiwał się wzrokiem po aparaturze ustawionej w niewielkiej
sali. Na środku, w specjalnym, podtrzymywanym skomplikowaną kratownicą łożu
spoczywało spowite dziesiątkami rurek i przewodów wyschnięte ciało.
- Dlaczego pan krzyczał?
- Och, drobiazg, potknąłem się - rozpaczliwie szukał jakiegoś wyjaśnienia - i... no, i
niechcący, łapiąc równowagę, włożyłem sobie palec do oka... Myślałem, że mózg mi
wypłynie.
- Może poproszę doktora.
- Nie - uśmiechnął się, ale wiedział, że wyglądało to nienaturalnie. - To nic takiego...
Zawsze byłem histerykiem.
- Proszę pokazać oko. - Pielęgniarka podeszła bliżej. - Zobaczę, co...
- Nie, nie - przerwał jej, ruszając do drzwi. - Przyłożę sobie kompres.
- Proszę pokazać to oko - pielęgniarka ruszyła za nim - mógł pan sobie coś uszkodzić.
- To naprawdę drobiazg - przeszedł do małego gabinetu z całą ścianą zajętą przez
nieczynne monitory. - Proszę nie robić sobie kłopotu.
Otworzył solidne, dębowe drzwi, uśmiechnął się w progu, ocierając płynące ciągle łzy.
- I przepraszam za te krzyki - szepnął. - Powinienem bardziej uważać.
Zatrzasnął drzwi i stojąc już na pozbawionym okien, jasno oświetlonym korytarzu poczuł,
że drży. Chryste! Udało mu się wyrwać z tego koszmaru! Wiedział, że musi zachować spokój,
80
że to jeszcze nie koniec. Rozejrzał się w poszukiwaniu lustra - musiał dowiedzieć się, w
czyim jest ciele. Nie, to niepotrzebne. Przy sparaliżowanym człowieku w momencie
wstrzeliwania nowego więznia mógł być tylko jeden z telepatów. A więc to jego ciało.
Fargo zrozumiał, że wcześniejsze przewidywania były słuszne. Spokojnie... Ruszył przed
siebie, mijając rząd zamkniętych drzwi. Czy pielęgniarka należy do Organizacji? Na pewno
tak. A w związku z tym, czy podniesie alarm? Czy nabrała dostatecznych podejrzeń? Miał
ochotę rzucić się do panicznej ucieczki. Wolał wszystko, nawet samobójstwo, niż powrót do
mentalnego więzienia. Z najwyższym trudem panował nad emocjami. Czuł, że rozedrgane
nerwy mogą go zawieść w każdej chwili. Ponieważ na razie nic się nie działo, zamknął oczy i
zaczął liczyć. Niewiele to pomogło. Kiedy doszedł do końca korytarza, serce znowu
podskoczyło mu do gardła na widok skomplikowanego zamka w drzwiach zamykających
dostęp do klatki schodowej. Przeszukał kieszenie szarego garnituru, który miał na sobie, ale
klucza nie znalazł. Roztrzęsiony oparł się o stojący pod ścianą stolik z kółkami, którym
przewozi się lekarstwa. Kto mógł mieć klucz? A może drzwi otwiera się jakimś szyfrem?
Gorączkowo przeszukiwał pamięć, mając nadzieję, że ktoś z ludzi, których osobowości
przyłączył do swojej, wie coś na temat zamków. Jest ślusarz. Usiłował dogrzebać się do
zawartych w jego wzorcu wiadomości. Nagle spostrzegł, że dzieje się z nim coś dziwnego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]