[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się pan czuje? Na tyle, żeby prowadzić? spytał Tolliver neutralnym tonem.
Właściwie to nie przyznał Fred ku memu zaskoczeniu. Chyba nigdy nie słyszałam, jak
mężczyzna z własnej woli mówi, że nie jest w stanie prowadzić, a widywałam w życiu mężczyzn w
różnych stanach upojenia alkoholowego. Każdy z nich twierdził, że da radę pokierować autem,
ciężarówką czy łódką.
Siądę za kierownicą, a ty pojedziesz za nami zadecydował Tolliver, patrząc na mnie.
Skinęłam głową. Nie byłam zachwycona perspektywą wyciągania samochodu z garażu hotelowego
po raz kolejny tego dnia, ale nie widziałam innego wyjścia. Włożyłam czek do torby z laptopem, a
Tolliver zadzwonił do recepcji, aby przyprowadzono oba samochody. Podtrzymując Harta,
ruszyliśmy do windy. Całą drogę na dół dziękował nam za pomoc i przepraszał, że tak ostro mnie
potraktował.
Nie mogłam rozgryzć tego mężczyzny, więc w końcu zaniechałam prób. Bez wątpienia był pod
wpływem jakiegoś ogromnego stresu, a waga problemu przytłaczała go całkowicie. Ale dlaczego
Fred Hart? Nie dziwiłabym się temu w przypadku Joela. W końcu stracił córkę, cała rodzina
znajdowała się w kręgu podejrzeń, a jego żona niebawem miała w tej tragicznej sytuacji urodzić
dziecko.
Z trudem i przy wydatnej pomocy boya hotelowego udało nam się umieścić Freda na siedzeniu
pasażera. Przyjechał swoim lexusem, identycznym jak samochód zięcia. Pomimo okoliczności
Tolliverowi zaświeciły się oczy, gdy siadał za kierownicą. Uśmiechnęłam się w duchu, przekręcając
kluczyk w stacyjce naszego wozu, który w porównaniu z tamtym był bardzo niepozorny.
Widziałam, że Fred, który wskazywał Tolliverowi drogę, coraz bardziej osuwa się na siedzeniu.
Podążałam za nimi na wschód, poza kampus, do Germantown. Skręcaliśmy tyle razy, że zaczęłam się
martwić, czy wydostaniemy się stąd po odstawieniu Freda do domu.
Tolliver wjechał na drogę prowadzącą do leżącego nieco na uboczu osiedla.
Oszołomiona patrzyłam na luksusowe posesje. Okolicę, w której mieszkał Fred Hart musiano
zabudować jakieś ćwierć wieku temu, mniej więcej w jednym okresie. Architektura budynków
przedstawiała się dość nowocześnie, ale drzewa mocno wyrosły, a zieleń na skwerach była bujna.
Najbardziej zaskakiwały mnie same domy, które wyglądały jak po dużej dawce sterydów. W
najskromniejszym mieściły się co najmniej ze cztery sypialnie. Prawdopodobnie każdy z nich
kosztował milion albo i więcej. Na pewno nie w takiej okolicy będziemy z Tolliverem szukać domu.
Wjechałam do garażu, w którym prócz lexusa i naszego, zmieściłyby się jeszcze ze dwa inne auta.
Poza tym, że garaż mógłby z powodzeniem posłużyć za dom dla czterech rodzin z Trzeciego Zwiata,
prowadziło z niego wejście do sporego schowka, prawdopodobnie składziku na narzędzia. Podłogi
nie brudziła nawet jedna plamka oleju.
Wyskoczyłam z wozu, aby pomóc Tolliverowi, który miał wyrazne kłopoty z wyciągnięciem Harta.
Zasnął po drodze wyjaśnił. Dobrze, że zdążył dać mi wskazówki, jak tu dojechać. Mam
nadzieję, że klucze pasują. Jeśli pomyliliśmy domy, mamy przekichane. Roześmialiśmy się, ale
niezbyt wesoło. Nie miałam ochoty na kolejną rozmowę z policją, nieważne na jaki temat.
Podał mi klucze wydobyte z kieszeni Freda i wrócił do wywlekania pijanego gospodarza z
samochodu, a ja pospieszyłam otworzyć drzwi. Udało mi się dopasować klucz za drugim razem. Jeśli
w domu był alarm, to widocznie wyłączony, bo nie zadziałał, kiedy Tolliver wprowadził
zataczającego się mężczyznę do środka. Ruszyłam z zamiarem znalezienia jakiegoś odpowiedniego
miejsca, gdzie mógłby złożyć swój ciężar, ale przystanęłam w pół kroku. Myślałam, że dom
Morgensternów był wielki i wspaniały, ale ten po prostu oszałamiał. Kuchnia, którą mijaliśmy była
ogromna, po prostu olbrzymia. Przechodziło się z niej do bawialni, salonu czy sali balowej nie
wiem jak to nazwać do wielkiego pomieszczenia ze skośnym sufitem z odkrytą więzbą,
gigantycznym kominkiem i skupiskami siedzisk.
Wychowując się tutaj, nabrałabym przekonania, że mogę mieć wszystko, co zechcę
powiedziałam ogłuszona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]