[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zmiana tematu niczego nie zmieni.
- Nie zmieniam tematu - rzekł Jericho przez zęby. - Nie ma żadnego tematu, ja o
tym nie rozmawiam. Nie z wami dwoma. Zresztą z nikim. Nie ma o czym mówić.
R
L
T
- Zwariowałeś czy jesteś tylko głupi? - spytał Jesse. - Masz kobietę, która wygląda
jak wygląda, świetnie gotuje i jeszcze wytrzymuje z twoimi humorami dłużej niż pięć
minut, i nie padasz przed nią na kolana?
Jericho uśmiechnął się do niego ironicznie.
- Znów przesadzasz - rzekł Justice nieco bardziej gwałtownie niż zwykle. - Ale
masz rację. Na Boga, Jericho, naprawdę chcesz spędzić resztę życia na tej górze jak pu-
stelnik?
- Jak pustelnik? Przecież cały czas przyjeżdżają tu i wyjeżdżają stąd jacyś ludzie.
- Kluczowe słowo w twoim zdaniu - odparował Jesse - to wyjeżdżają.
- Kto ci dał głos? - warknął Jericho.
Jesse wyprostował się i stanął twarzą w twarz ze swoim starszym bratem.
- Zauważyłeś, że twoje zachowanie staje się bardziej gówniane, kiedy nie masz ra-
cji?
- Zamknij się, dobrze? - Jericho pokręcił głową, spojrzał na swojego bardziej ra-
cjonalnego brata i zapytał: - Justice, mogę go wrzucić do jeziora?
- Spróbuj - prowokował go Jesse.
- Nie - odparł Justice. - Bella by dostała ataku szału. Wierz mi, że nie chciałbyś jej
wtedy widzieć.
- Amen - mruknął Jesse.
- Dobra. Nie wrzucę go do jeziora, ale dość dobrych rad - rzekł Jericho i zatrzasnął
bagażnik, aż metal zagrzechotał.
- Okej - zgodził się Jesse. - Koniec z dobrymi radami, chociaż ich potrzebujesz.
- Wsiadaj - rzucił Justice, a kiedy Jesse go posłuchał, dodał: - On ma rację, Jericho.
Pomyśl o tym, zanim wszystko schrzanisz. Coś o tym wiem. Sam mało nie schrzaniłem
sprawy.
Jericho westchnął i wsunął palce we włosy.
- Cieszę się, że dogadaliście się z Maggie. Naprawdę. Ale z Daisy to inna sprawa.
- Jaka?
- Jest coś, o czym ona nie wie - odparł Jericho.
R
L
T
- Sprawy, o których nie rozmawialiśmy. Zresztą nawet pomijając to - dodał, powoli
kręcąc głową - zbyt wiele nas różni. Ja piję szkocką, ona wino. Ja lubię naturę, ona woli
siedzieć w domu. To by się nie udało, czy ci się to podoba czy nie. To nie jest dla niej
miejsce.
Daisy przygryzła wargę, by się nie odezwać i nie przedstawić swojego stanowiska.
Nie powinna była słuchać rozmowy braci Kingów. Z początku nie miała takiego zamia-
ru. Kiedy jednak ruszyła do domu po nożyce do ścięcia zwiędłych kwiatów, wciągnęła ją
ich dyskusja.
Przyjemnie było słuchać, jak bracia się przekomarzają. Przypomniała sobie swoje
rozmowy z Brantem, więc przystanęła w ukryciu i przysłuchiwała się tej rodzinnej
sprzeczce. Potem, gdy rozmowa zeszła na nią, była zbyt zaintrygowana, by się oddalić.
Teraz owładnięta niepokojem czuła się, jakby przemarzła do kości. Oparła się o
ścianę domu i zacisnęła dłonie w pięści. Siłą woli powstrzymała się przed tym, by nie
pobiec na podwórze przed domem i nie domagać się od Jericha prawdy, którą przed nią
ukrywał.
Co takiego przed nią zataił?
- I dlaczego? - szepnęła, zerkając na Nikki, która siedziała z przekrzywioną głową i
postawionymi uszami, jakby też roztrząsała pytanie Daisy.
Nie znalazłszy odpowiedzi, Daisy przeniosła wzrok na niebo. Nie widziała chmur,
które napływały szeroką ławą. Widziała niebieskie oczy Jericha. Widziała jego twarz
zmienioną pod wpływem emocji, kiedy przykrył jej ciało swoim. Kiedy leżeli, rozma-
wiali i śmiali się po seksie.
Oczami wyobrazni widziała go także, jak mówi do Justice'a: To nie jest dla niej
miejsce.
Jak to możliwe, że wciąż tak uważa? Czy nie pokazała mu, że się tu zadomowiła?
Czy nie pomaga mu obsługiwać gości? Czy nie zamieniła tego surowego funkcjonalnego
budynku w przytulny dom? Czy nie spędzała wszystkich nocy w jego ramionach?
R
L
T
Zirytowała się, a zaraz potem poczuła żal i smutek. Spędzili razem parę minionych
tygodni. Pracowali razem. Wybrała się z nim i jego gośćmi na wyprawę do lasu i nie tyl-
ko dotrzymywała im kroku, ale jeszcze im gotowała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]