[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobrze, że cię odnalazłem.
Maggie chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że
zaczęła płakać.
- Jak ci się udało... ? - zaczęła.
Shep położył dłoń na jej ustach, a po chwili zamknął je
żarliwym pocałunkiem. Pożądanie niczym elektryczna iskra
przebiegło przez ich ciała. Jednak czy byli tutaj bezpieczni?
Shep wyjrzał zza sosny. Nie miał wątpliwości, że jeśli
terroryści się pojawią, to od strony potoku. Prawdopodobnie w
tej chwili przeczesują tereny przy rzece i posuwają się w głąb
parku.
Już wkrótce trzeba więc będzie poszukać nowej kryjówki.
Shep nie mógł się oprzeć pokusie i raz jeszcze przytulił do
siebie drżącą Maggie. Nareszcie ją znalazł. Przestało go
dręczyć przygniatające poczucie winy.
- Jak tu w ogóle trafiłeś? - Maggie na tyle się uspokoiła,
by wreszcie zadać dręczące ją od paru minut pytanie. -
Myślałam, że nikt tu nie dotrze. %7łe mnie zastrzelą albo umrę z
wycieńczenia.
Jeszcze raz ją objął, chcąc uspokoić.
- Wdziała was turystka z hotelu - zaczął. - Opisała
furgonetkę, mieliśmy więc jakiś punkt zaczepienia.
- Zledziłeś nas? - spytała z podziwem.
- Raczej udało mi się was znalezć - odparł. - Wynająłem
samolot i przeczesywałem okolicę. Ale trzeba przyznać, że
miałem sporo szczęścia.
W takich akcjach szczęście rzadko opuszczało Shepa.
Zawsze udawało mu się wyjść cało nawet z najgorszych
opresji.
- Samolot? W taką pogodę? - zdziwiła się. Skinął głową.
- Wylądowałem na drodze przed furgonetką - wyjaśnił. -
Zdziwiło mnie, że bandyci nagle się zatrzymali. Stwierdziłem,
że coś się musiało stać.
- To pewnie było zaraz po tym, jak uciekłam - domyśliła
się Maggie. - Strzelali do ciebie?
Pokręcił głową.
- Właśnie nie, chociaż widziałem jakiegoś faceta w
samochodzie. Tylko mi się przyglądał.
Maggie odetchnęła z ulgą.
- A więc żyje - powiedziała. - Wiesz, nazywa się Aleks
Romanow. Walnęłam go metalową rurką w głowę. Bałam się,
że go zabiłam.
Shep tylko spojrzał na nią z uśmiechem. Oczywiście, mógł
się tego spodziewać. Ten drań zastrzeliłby Maggie z zimną
krwią, a ona przejmowała się jego zdrowiem.
- Jak udało ci się uciec? - spytał.
- Skorzystałam z okazji - odparła. - Na drodze pojawiło
się bydło, a oni chcieli je przegonić. Dlatego zostawili mnie
samą w wozie, to znaczy z tym Romanowem.
Maggie przytuliła się mocniej do Shepa.
- Uciekłam, nie myśląc, co dalej - dodała. - Ale tak
naprawdę nie wiem, jak bym sobie poradziła. Tu jest tak
strasznie.
Rozejrzała się dokoła i, o dziwo, miejsce wydało jej się
teraz znacznie przyjemniejsze. I w dodatku deszcz jakby mniej
zacinał. A może po prostu była dobrze schowana, siedząc
pomiędzy Shepem a sosnowym pniem.
- To był niezły wyczyn, malutka - pochwalił ją,
odgarniając do tyłu jej mokre włosy. - Jesteś najodważniejszą
kobietą, jaką znam.
Maggie pociągnęła nosem.
- Po prosto nie chciałam umierać - powiedziała. - Zależy
mi na życiu i... na tobie - dodała cicho, nie bardzo wiedząc,
czy Shep ją słyszy.
Jednak to, co nastąpiło po chwili, przekonało ją, że Shep
wszystko usłyszał. Przytulił ją jeszcze mocniej i zasypał jej
twarz, szyję i ramiona gradem pocałunków. Maggie
przymknęła oczy, nie mogąc się nacieszyć pieszczotą.
Nagły hałas spowodował, że oderwali się od siebie. Shep
wyciągnął pistolet, który wcześniej schował do kabury.
- To tylko ptak - stwierdził, patrząc w górę. Maggie
powoli wracała do rzeczywistości.
- Co dalej, Shep?
W odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami.
- Musimy się bronić - powiedział. - Bardzo możliwe, że
terroryści mają gdzieś niedaleko swoją bazę.
Maggie pokręciła głową.
- Nie. Jechaliśmy do Charlestonu, do Kemper Plantation.
Stamtąd mieliśmy polecieć prosto do ich głównej bazy w
Albanii. Z tego, co wiem, w kraju znajduje się w tej chwili
dziesięciu członków Czarnego Zwitu.
- Dobra robota! - W głosie Shepa zabrzmiał podziw. - Ty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]