[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wy. No tak. Skoro zgodziła się, by Ryan ją chronił, to musi pozwo-
lić, by przez cały czas znajdował się w pobliżu. A to rzeczywiście
wymagało jakiegoś wyjaśnienia. Nikt w biurze nie wiedział dotych-
czas o prześladującym ją szaleńcu i Clea nie miała zamiaru wy-
znawać teraz swoim kolegom prawdy.
Chyba jednak lepiej byłoby, gdyby zrezygnowała z usług Ryana.
Ale teraz, gdy już wiedziała, że ktoś obcy kręcił się w nocy doko-
ła jej domu, nie mogła tego zrobić. Bała się zostać sama.
- Pewnie już masz pod ręką jakąś historyjkę - westchnęła.
- Owszem.
- Jaką? - zapytała, nie kryjąc ciekawości.
- Najbardziej oczywistą. %7łe jestem twoim kochankiem.
56
S
R
ROZDZIAA PITY
- Co takiego?! - zawołała Clea, patrząc na Ryana, jakby zupełnie
postradał zmysły.
- Myślę, że takie wyjaśnienie będzie najbardziej oczywiste i dla
większości ludzi najłatwiejsze do zaakceptowania.
- Nie - powiedziała stanowczo. - W żadnym wypadku. To abso-
lutnie wykluczone.
- To jedyny pretekst, jaki udało mi się wymyślić.
- Ależ to zupełny absurd.
- Dlaczego?
- Bo jesteś... - Przesunęła dłońmi po biodrach i spojrzała mu
prosto w oczy. - Bo nawet nie jesteś w moim typie.
Ryan wsunął ręce w kieszenie.
- Mógłbym ci udowodnić, że to nieprawda, ale nie mamy
na to czasu. Będziemy trzymać się mojej historyjki, chyba że ty
wymyślisz lepszą. A teraz trzeba tu posprzątać, bo zaraz musimy
wyjść.
Nie czekając na jej zgodę, zaczął zbierać z podłogi porozbijane
szkło. Przez chwilę w kuchni panowało milczenie. Potem Ryan
usłyszał stukot obcasów i skrzypienie drzwi szafy.
- Możesz powiedzieć, że pracujesz teraz w ochronie biura - ode-
zwała się wreszcie.
- Sprytne - mruknął Ryan, zmiatając kawałki stłuczonego talerza
na śmietniczkę. - Masz jeszcze jakieś pomysły? - Gdy Clea nie
57
S
R
odpowiedziała, dorzucił: - W takim razie pozostajemy przy wersji z
kochankami.
- Nie! - uniosła się. - To ty jesteś zawodowcem i ty powinieneś
wymyślić coś lepszego.
Ryan umył ręce nad zlewem.
- Ostatniej nocy zastanawiałem się nad tuzinem różnych możli-
wych wyjaśnień i musiałem je wszystkie odrzucić. Wersja z ko-
chankami jest najlepsza.
- Bardzo ci się ona podoba, prawda? - rzekła, mimowolnie oble-
wając się rumieńcem.
- Nie zaprzeczę - uśmiechnął się Ryan.
- Ale mnie nie - odparowała. - Nie chcę, żeby ludzie o nas tak
myśleli.
- A co innego możemy im powiedzieć?
- Nie wiem. Na przykład, że jesteś moim bratem... albo kuzy-
nem... albo nowym agentem.
Ryan rzucił ręcznik na szafkę, podszedł do Clei i chwycił ją za rę-
ce.
- Zacznij wreszcie myśleć rozsądnie! Wszyscy w biurze wiedzą,
że jestem kuzynem Donatellich i że pracuję z braćmi w agencji de-
tektywistycznej. Nikt nie uwierzy, że nagle zapragnąłem zostać pra-
cownikiem biura podróży! A poza tym to by nie wyjaśniało, dla-
czego towarzyszę ci także po pracy.
- Ale ja nie chcę, żeby ludzie myśleli, że jesteśmy kochankami.
Piękna i staroświecka, pomyślał Ryan. W zasadzie nie miał nic
przeciwko takiej kombinacji.
- No to możemy im powiedzieć, że jesteśmy zaręczeni.
- Zaręczeni!
- Jasne. Wszyscy słyszeli, jak oświadczyłem ci się na ślubie twojej
58
S
R
asystentki. No i jeszcze te przesądy. Ty złapałaś bukiet, a ja pod-
wiązkę. Możemy powiedzieć, że to, co się zaczęło jako żart, stało
się rzeczywistym związkiem. Przez kilka ostatnich miesięcy często
się spotykaliśmy i zakochaliśmy się w sobie do szaleństwa.
Oświadczyłem ci się ponownie i tym razem zostałem przyjęty.
- To chyba jeszcze gorszy pomysł.
- Wielkie dzięki! - rzekł Ryan z urazą. - Możesz mi wierzyć albo
nie, ale są na tym świecie kobiety, które bardzo chętnie widziałyby
mnie w roli narzeczonego.
- W takim razie afiszuj się z którąś z nich, a nie ze mną.
Cierpliwość Ryana znów zaczęła się wyczerpywać.
- Skończyłaś już? Bo jeśli tak, to obudz się wreszcie, księżniczko.
Masz poważne kłopoty i potrzebujesz mnie.
- Nie potrzebuję nikogo!
- I tu właśnie się mylisz - tłumaczył zniecierpliwiony Ryan. -
Jestem ci potrzebny, żeby znalezć tego zboczeńca, który dzisiaj w
nocy był pod twoim oknem.
Clea uniosła wyżej głowę.
- yle mnie zrozumiałeś. Nie potrzebuję ciebie. Ktoś inny może
się tym zająć. Zwalniam cię.
- Jak chcesz - mruknął Ryan. Odsunął ją i podszedł do okna.
Przedzierające się zza chmur słońce oświetlało wąski pasek trawnika
wzdłuż ściany domu. Wszystko tu było schludne i uporządkowane.
Może i nie był w typie Clei, ale ona również nie była jego ideałem.
Dlaczego więc nie potrafił się zdobyć na to, by odejść i zostawić ją
w spokoju?
- Jeśli chcesz, mogę ci od razu wypisać czek.
Ryan odwrócił się i serce mu się ścisnęło na widok wyrazu jej
twarzy. Clea czuła się zagubiona.
59
S
R
- Nie zawracaj sobie tym głowy. Przyślę ci rachunek pocztą.
Może rzeczywiście tak będzie najlepiej, pomyślał. Za bardzo
zaangażował się osobiście w tę sprawę. Niech ktoś inny, bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl