[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poniewa\ kobiecie z futerałem udało się zbiec z zasięgu mojego wzroku, pierwszą myślą, jak
przyszła mi do głowy było to, \e to właśnie ona wzburzyła zieloną kotarę na baszcie. Stałem na
środku niewielkiego placyku, który za moimi plecami ograniczała przepaść. Przed moją twarzą
rozciągała się ściana zamku. Schody zaczynały się około metra ode mnie i tu\ obok wstrzeliwała się
w niebo wspomniana baszta.
Naprędce przeanalizowałem sytuację. Miałem trzy wyjścia: dalej iść za Zośką, spróbować
sprawdzić, kim jest kobieta z czarnym futerałem, albo najzwyczajniej zrezygnować z tropienia i
pójść spać. Ostatniej mo\liwości nie wziąłem pod uwagę. Co do pierwszej - stwierdziłem, \e Zośka
nie wyglądała ani na przestraszoną, ani nie zachowywała się, jakby ktoś ją do czegoś zmuszał, więc
odpuściłem sobie śledzenie siostrzenicy. Najbardziej zafrapowała mnie tamta kobieta. Gdzie\ ona
mogła pójść? Szła za Zośką czy za mną? To wa\ne pytanie, poniewa\ spostrzegłem ją dopiero
zauwa\ywszy Zośkę, tak więc, je\eli kobieta wcześniej śledziła mnie, mogła zorientować się, \e
zainteresowałem się piosenkarką". Celowo u\yłem tu cudzysłowu - nie \ebym kpił sobie z zawodu
siostrzenicy - po prostu kimkolwiek byłaby Zosia, zawsze będzie moją podopieczną, je\eli znajdzie
się blisko mnie i to, \e jest osobą publiczną, nie ma najmniejszego znaczenia. To ju\ takie niepisane
zobowiązanie wynikające z więzów rodzinnych. A Zośka od urodzenia była niesforna i choć teraz
spowa\niała odrobinę, jej postępowanie napawało mnie obawą. Bałem się, \e prędzej czy pózniej
znajdzie się w tarapatach. Nie mogłem dopuścić do tego, by z powodu moich detektywistycznych
pasji stało się coś złego komukolwiek z mojej rodziny, tym bardziej tej młodej kobiecie. Być mo\e
przesadzałem z obawami, czułem jednak, \e sprawa zaczyna nabierać rumieńców.
Nagle ktoś zacisnął na mnie ramiona. Straciłem oddech, zamroczyło mnie. Zamyślony dałem
41
się zaskoczyć. Szybkim haustem złapałem powietrze do płuc i ju\ gotowy do prędkiego odwetu i
ewentualnej szarpaniny z przeciwnikiem usłyszałem:
-Nonie! Stryjek?
Uścisk zel\ał.
- Jacek!
Nie powiem, \ebym nie odetchnął. Co prawda ćwiczyłem kiedyś sztuki walki wręcz, było to
jednak tak wiele lat temu, \e moja sprawność fizyczna dawno zdą\yła gdzieś uciec i w głowie
pozostała sama teoria. Gdybym musiał - broniłbym się, ale na szczęście nie było takiej
konieczności.
- Myślałem, \e stryj to jakiś kolejny zakręcony fan Zośki. Ona jest taka łatwowierna!
Umówiła się z jakimś typem w restauracji. Najpierw zjedli kolację, a potem wyszli. Wystraszyłem
się, \e jeszcze ktoś za nimi idzie i mo\e zrobić jej krzywdę. Tu jest ciemno i prawie pusto, więc
bałem się, \e taki nocny spacer będzie dla niej niebezpieczny i śledziłem ją - Jacek szybko szeptał. -
A stryjek?
- Ten sam scenariusz. Jacku, nie mamy czasu, bo w tym przedstawieniu gra jeszcze jakaś
kobieta. Pobiegła tamtędy - wskazałem ręką spokojnie zwisające z muru dzikie wino, ale szybko
zrezygnowałem z tego, bo w ciemności i tak nie było widać dłoni. - Miała czarny pokrowiec ze
srebrnym zamkiem.
- Ja idę za Zośką. Wcią\ nie mam pojęcia, kim jest tamten facet i po co ona włóczy się z nim
nocą po tarasach. Nie spuszczę jej z oka! - oświadczył Jacek i dwoma susami zeskoczył ze
schodów. Skrył go mrok.
Rozmowa przedłu\yła się, co pozwoliło drobnej kobiecie zaszyć się w bezpiecznym
zakamarku. Chocia\ właściwie miała wystarczająco du\o czasu, by bez skrępowania przejść na
dziedziniec, a stamtąd przemknąć albo do hotelu, albo na parking - do samochodu...
Niespodziewanie pozostałem sam na placu boju i właściwie gnanie za Zośką było zupełnie
bezcelowe - Jacek potrafił przecie\ zaopiekować się siostrą, a pogoń za drugą panią
prawdopodobnie byłaby bezowocna.
Zapaliłem papierosa i po omacku wróciłem na oświetloną elektrycznymi lampami drogę,
zastanawiając się, jak to mo\liwe, \e podą\ając za Zośką nie przewróciłem się w ciemnościach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]