[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie wystawiając nosa z Palm Beach...
- Wątpię, aby Harris podzielał twój entuzjazm - stwierdził
Billy, mając zaraz przed oczami nieskazitelnie białe koszule i
lśniące włoskie buty swego pracodawcy. Po raz pierwszy,
odkąd pocałował Julie, odważył się pomyśleć o Harrisie
Roperze i o tym, że ta bajka niebawem się skończy. Jego
uśmiech od razu przygasł.
- Z tego, co o nim opowiadałaś, sadzę że jest zbyt
elegancki, aby mieć frajdę z tutejszych atrakcji - spojrzał
znacząco na plamę błota na podkoszulku Julie, ślad po jej
próbach złowienia langusty w sieć.
- Wiesz, nie jestem pewna, czy kiedykolwiek widziałam,
jak Harrisowi coś sprawia frajdę i że mój brat dobrze się bawi.
On, jeśli akurat nie jest w biurze, to zamartwia się, co się tam
dzieje; pracuje na laptopie nawet w drodze do pracy. Poznasz
go zresztą, jak dojedziemy. Sam się przekonasz, że albo
będzie miał słuchawkę przy uchu, albo palce na klawiaturze
komputera.
Billy'emu jednak wcale się nie śpieszyło do spotkania z
bratem Julie. Harris będzie wściekły, z miejsca wyrzuci go z
pracy, a Julie zostanie brutalnie odarta ze złudzeń, bo dowie
się, że obaj ją oszukiwali. Nie była to wizja zachęcająca, ale
Billy postanowił stawić czoło temu, co go czekało, kiedy
przyjdzie na to czas. Na razie chciał się cieszyć tymi
chwilami, które mógł jeszcze spędzić z Julie. Jeszcze tylko
parę minut, mówił sobie w duchu. Potem zadzwonię do
Harrisa i wszystko się skończy.
Nieoczekiwanie zapytał: - A co byś powiedziała na
przejażdżkę na Karuzeli ze Stworami z Mokradeł z facetem,
który ma lekkiego pietra? No jak, nie boisz się?
Julie roześmiała się wesoło. Czekała, że jej to
zaproponuje; cieszyła się tu wszystkim jak dziecko. Pierwsza
dosiadła plastikowego aligatora, Billy stanął koło niej i
karuzela zaczęła obracać się, skrzypiąc głośno. Namawiała go,
żeby też dosiadł jakiegoś hipopotama czy szopa, ale karuzela
była już w pełnym biegu.
- Wcale nie żartowałem, kiedy powiedziałem ci, że mam
pietra - jęknął. - Poza tym od jazdy w kółko robi mi się
niedobrze.
- To minie - pocieszyła go Julie, która najwyrazniej
znakomicie się tutaj bawiła i nadrabiała zaległości z
dzieciństwa. - Tylko skup na czymś uwagę i nie myśl o
karuzeli!
A miał rzeczywiście na czym skupić uwagę, skoro tuż
przy nim siedziała piękna długowłosa blondynka, urocza w
swym nowym stroju z Zakątka Gator. Podmuch powietrza
rozwiewał jej długie włosy i ona przynajmniej świetnie się
tutaj bawiła. Mała, skrzypiąca karuzela była dla tej
młodziutkiej dziedziczki z Palm Beach czymś bardziej
ekscytującym niż lot odrzutowcem.
Julie patrzyła z kolei na jedynego oprócz nich pasażera,
małego chłopca, który "jechał" w plastikowej łódeczce.
Piszczał, krzyczał i chichotał, kiedy karuzela zarzucała w
biegu.
- Uwielbiam obserwować małe dzieci - wyznała. - Są
takie cudowne i naturalne. Niczym nieskrępowane. Puszczają
wodze wyobrazni i nie martwią się, co kto sobie o nich
pomyśli. Czy nie byłoby pięknie, gdybyśmy wszyscy działali
spontanicznie i pod wpływem impulsu, a nie wyłącznie
zdrowego rozsądku?
- To zależy, czy jest się porządnym facetem, czy nie
bardzo - zauważył Billy.
Julie spojrzała na niego z dezaprobatą.
- Na moment przestań myśleć jak policjant. Oczywiście,
że chodzi o porządnych ludzi. Czy nie byłoby cudownie,
gdybyśmy tak jak ten chłopczyk potrafili cieszyć się każdą
chwilą, zapomnieć o świecie, który nas otacza i o wszystkich
ludziach dookoła?
- A więc myślisz, że powinniśmy działać pod wpływem
impulsów, nie martwiąc się o to, co powiedzą inni?
- Tak! - Julie wydała głośne, dramatyczne westchnienie. -
Przynajmniej tak by było, gdybyśmy żyli w doskonałym
świecie.
Billy znów zaczął doświadczać gwałtownych wyrzutów
sumienia. Wiedział, co zaraz zrobi, czuł, że nie powinien i...
nic nie było w stanie go powstrzymać.
- Spróbujmy więc udawać, że żyjemy w świecie
doskonałym, przynajmniej dopóki możemy - powiedział.
Pochylił się nad zdumioną Julie i zaczął ją całować mocno, po
desperacku, jakby był skazańcem spożywającym swój ostatni
posiłek. Ten pocałunek pełny, głodny, głęboki uświadomił
Julie, że otwiera się przed nią niezwykła kraina tajemniczych
erotycznych przeżyć. Odpowiedziała na zew tak żywiołowo,
że Billy nagle uczuł się pijany radością. Kręciło mu się w
głowie, był trochę przestraszony i zły na siebie i chciał więcej,
więcej... To pragnienie zdawało się nie mieć końca. Chciał
sobie wyobrazić, jak by wyglądało jego dalsze życie bez Julie
i już nie potrafił. Przytuleni, spleceni w uścisku, złączeni
pocałunkiem, a świat kręcił się wraz z nimi, czy może wokół
nich...
Trwali jeszcze potem bez ruchu zapatrzeni w siebie
nawzajem, zdumieni tym, co właśnie odkrywali.
- Hej, jazda się skończyła! - krzyknął do nich
kilkunastoletni operator karuzeli, a na jego piegowatym
obliczu pojawił się szeroki uśmiech. - I to już jakiś czas temu.
Może raczej wynajmiecie sobie pokój?
Jazda się skończyła pomyślał Billy. Co za spostrzegawczy
smarkacz.
- O mój Boże! - jęknęła Julie zawstydzona i oblała się
rumieńcem. Zsiedli z karuzeli i poszli dalej, ale Billy nie był
już taki beztroski. Uwagi i uśmieszek tego chłopaka
zdecydowanie zepsuły mu humor.
- No to dokąd teraz pani rozkaże? - zapytał.
- Chodzmy tam, pod drzewo, gdzie jest miejsce na
piknikowanie; możemy usiąść przy stole. - Julie odetchnęła
głęboko, zbierając w sobie odwagę. - Chcę ci przedstawić
pewną propozycję. Akurat mi to przyszło do głowy, coś w
rodzaju nagłej wizji.
- O mój Boże! - jęknął Billy, jakby ją przedrzezniał. - Nie
rób mi żadnych propozycji. Jestem teraz w takim stanie, że
mógłbym powiedzieć  tak".
- Nic się nie bój! To nie jest żadna nieprzystojna
propozycja. Za kogo mnie masz? - Julie uśmiechnęła się
słodko, wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą. - Nie mogę się
doczekać, żeby ci to powiedzieć. Marzyłam o tym przez całe
życie, sama o tym nie wiedząc. No, nie bądz taki przerażony.
To jest w pewnym sensie... interes.
Billy patrzył na nią dość podejrzliwie; Julie była jakoś
nienaturalnie ożywiona, oczy jej lśniły. Chyba nie był to tylko
skutek pocałunków na karuzeli. Tu musiało chodzić o coś
więcej.
- Gdyby był tu twój brat - zapytał ostrożnie - czy ta
propozycja mogłaby mu się spodobać?
- Gdyby mój brat był tutaj - odpowiedziała Julie - to
chyba by dostał zawału serca albo padł trupem na miejscu,
widząc, jak mnie całowałeś. Tym sposobem nie miałby okazji
usłyszeć mojej propozycji, więc lepiej zostawmy mojego brata
w spokoju, Billy.
- Nic nie rozumiesz; nie mogę nie przejmować się twoim
bratem. Harris...
- Harris - przerwała mu Julie - jest teraz w Palm Beach, a
my tutaj. Chyba masz jakąś obsesję na jego punkcie. On nie
ma z tym wszystkim nic wspólnego.
Wyjąwszy fakt, że mi płaci, pomyślał Billy. I że jego
poznałem o wiele wcześniej niż ciebie.
- Mylisz się - rzekł.
- Masz rację - przyznała Julie - to nie było ładnie z mojej
strony. Ja też nie chcę, żeby Harris się niepokoił i dlatego
właśnie mam zamiar zaraz do niego zadzwonić i powiedzieć
mu, że nie wracam do domu.
ROZDZIAA PITY [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl