[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A gdy podeszli do niej ludzie, związali jej nogi i
związane ręce umocowali z tyłu na plecach,
opanował ją przestrach. Gdy w chwilę potem
podniesiono ją w górę i umieszczono na wznak na
wierzchu ołtarza, opuściła ją wszelka nadzieja i
zaczęła drżeć przerażona.
W czasie dziwacznego tańca, który potem odbyli
kapłani, leżała zlodowaciała z przerażenia, a cienkie
ostrze noża, wzniesionego powoli nad nią przez
wielką kapłankę, otworzyło jej oczy na to, co ją
czeka.
Kiedy ręka zaczęła się opuszczać w dół, Janina
Porter zamknęła oczy ,i zaczęła się modlić do
Stwórcy, przed którego obliczem miała stanąć.
Potem ulegając nerwowemu wyczerpaniu, zemdlała.
Dniem i nocą Tarzan z plemienia małp śpieszył przez
dziewicze bory ku walącemu się miastu, w którym,
jak się domyślał, kobieta, którą kochał, była
uwięziona i znajdowała się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie.
Przez jeden dzień i noc przebył taką przestrzeń, na
której przebycie pięćdziesięciu okropnych ludzi
potrzebowało blisko tydzień. Tarzan wybrał drogę
ponad splątaną roślinnością, utrudniającą
posuwanie się po ziemi.
Wiadomość, którą usłyszał od młodej małpy,
wyraznie mu mówiła, że wzięta do niewoli kobieta, to
Janina Porter, ponieważ nie było żadnej innej białej
kobiety w dżungli, a opisywani ludzie byli dziwaczną
parodią ludzi zamieszkujących zwaliska Opar.
Los, jaki czekał Janinę, mógł sobie wyobrazić tak
jasno, jak gdyby był naocznym świadkiem tego, co
się działo. Nie mógł powiedzieć, kiedy położą ją na
ponurym ołtarzu, lecz że jej drogie, drobne ciało
dostanie się tam, tego był pewien.
W końcu po upływie czasu, który wydał się długi jak
wieczność niecierpliwemu Tarzanowi, znalazł się na
wierzchołku granicznych skał opasujących pustą
dolinę. Pod nim rozpościerały się posępne i ponure
zwaliska strasznego miasta Opar. Biegiem ruszył
piaszczystą, zapyloną drogą, zawaloną skałami, ku
celowi swych dążeń.
Czy zdąży na czas? Nie chciał rozstać się z nadzieją.
Bądz co bądz 'będzie mógł wywrzeć zemstę, a w
gniewie czuł się na siłach do starcia z powierzchni
ziemi całej ludności tego okropnego miasta. Było
blisko południe, kiedy dotarł do skały, do której
wychodziło tajemne przejście do pieczar pod
miastem. Jak kot wdrapał się na strome boki
groznego granitowego wzgórza. W chwilę pózniej
biegł w ciemnościach długim, wąskim tunelem,
prowadzącym do sklepień ze skarbami. Przebył je, a
pózniej biegł dalej, aż dobiegł do podobnego do
studni zagłębienia, po którego drugiej stronie
znajdowało się więzienie z fałszywą ścianą.
Gdy zatrzymał się na chwilę na krawędzi studni,
doszedł go przez , otwór z góry odgłos. Jego bystre
uszy pochwyciły ten odgłos i zrozumiał, że to był
taniec poprzedzający ofiarę i rytualne śpiewy
wielkiej kapłanki. Mógł nawet rozróżnić głos.
Czy możliwe, że ceremonia świadczyła o dokonaniu
się tego, co chciał uprzedzić? Opanowało go
przerażenie. Czy nie przybywał za pózno? Jak
spłoszony jeleń .skoczył przez wąski parów na drugą
stronę w dalszą drogę. Rwał mury fałszywej ściany
jakby był opętany myślą o konieczności rozwalenia
przeszkody, jaką spotkał - potężnymi muskularni
otworzył sobie przejście, przesunął głowę i plecy
przez mały otwór i pociągając za sobą kawałki
ściany, które z hałasem spadły na podłogę więzienia,
przesunął się cały.
Jednym skokiem przebył długość izby i rzucił się na
stare wrota. Tu jednak musiał się zatrzymać. Mocne
zawory po drugiej stronie drzwi nie ustąpiły nawet
przed siłą jego muskułów. Chwila wysiłków
przekonała go o próżności usiłowań, aby przedostać
się przez tę nieprzeniknioną barierę. Była jeszcze
tylko jedna droga, a ta prowadziła z powrotem przez
długie korytarze do skalistego zwału o milę poza
murami miasta. Stamtąd przez otwarte miejsca,
którędy się dostał do miasta, gdy wszedł tu po raz
pierwszy ze swymi ludzmi z plemienia Waziri.
Zrozumiał, że jeśli zawróci tą samą drogą, by wejść
do miasta tamtędy, przybędzie za pózno, by ocalić
Janinę, jeżeli to ona znajdowała się na ofiarnym
ołtarzu, ponad nim. Nie widział jednak innej drogi,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]