[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzwięk nie wydobył się z jego ust. Był kredowo biały, ale nie chwiał się na
nogach. Nie odpowiedział na jej oskarżenia.
 Kim jest ten mężczyzna?  spytał. Na to nie była przygotowana.
Odparła mimo woli:  To Jerzy Lister.
 Któż to jest?
 Ten młody człowiek, którego widziałeś na balu!
 Ten chłystek! A... dokąd pojechali?
 Nie odpowiem na to pytanie.
 Nie odpowiesz! A ja ci ręczę, że mi odpowiesz, z pewnością!
 Puść mnie! Boli mnie ręka! Puścił momentalnie jej rękę.
 Powiesz, dokąd pojechali?  Nie.
 A czy wiesz...?
 Wiem.
 Odpowiadaj!
 Dlaczegóż miałabym odpowiedzieć?
W tej odpowiedzi czuło się już słabnącą wolę.
 Odpowiedz mi przez wzgląd na twoją siostrę!
 Co masz na myśli? Zamierzasz ją ścigać?
 Tak. Odnajdę ją!
 I przywiezć ją z powrotem?
 Tutaj? Nie, na pewno nie.
 Chcesz ją bić, upokorzyć, przerazić!
 Odpowiedz: gdzie ona jest?
 Jeżeli odpowiem... czy zabierzesz mnie z sobą?
 Nie.
 A... zatem... powiem ci... wszystko, ale przyrzeknij mi, że będziesz
dobry dla niej!
 Będę pamiętał o jednym: o tym, że jest moją żoną. Powiedziała mu
wszystko...
Bez argumentów zmienił jej punkt widzenia. Była w tym człowieku jakaś
utajona siła, jakaś ukryta moc, druzgocąca wszelkie przeszkody.
Rozdział dziewiąty
Ciemno było dokoła. Nana drżała w trzęsącym się powoziku. %7łałowała, że
nie pozwoliła Jerzemu przyjechać po nią na stację, ale z powodów, których
sama sobie nie uświadamiała jasno, wolała tego uniknąć. On zaś, posłuszny
każdemu jej skinieniu, posłał po nią konie, a sam kończył przygotowania do
godnego przyjęcia swej pani. Oczekiwał ją w domku myśliwskim swego
ojca.
Ten dzień wydawał się obojgu nieskończenie długi. Nana jechała z niczym
niezmąconą ufnością. Jerzy był przyjacielem, nic więcej, nie miała zamiaru
zmieniać tej sytuacji i nie czuła żadnych wyrzutów sumienia w stosunku do
nikogo.
Nie miała pojęcia o kodeksie prawnym; była pewna, że ta ucieczka
zapewni jej upragnioną wolność, że dzięki niej uzyska rozwód.
Niemniej drżała przy każdym skrzypnięciu kół, przy każdym odgłosie
innego pojazdu na drodze. Bała się własnego cienia. Nerwy! Czegóż się bać
teraz, skoro już wydobyła się spod władzy tego tyrana? Nareszcie ktoś go
nauczył!
Wreszcie powozik zatrzymał się i wesoły głos powitał ją serdecznie.
Odpowiedziała mu z jakimś dziwnym wahaniem. Było jej ciężko na duszy.
Nie rozumiała samej siebie, ale nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że jej coś
zagraża.
Ogarnęły ją wątpliwości, co do czystych intencji Jerzego. Ofiarował jej
swą opiekę po rycersku, po chłopięcemu, a ona z dziewczęcą beztroską
przyjęła to schronienie. Ale czy okaże się, że oboje dorośli do tych przejść
ostatnich kilku dni? Czy on nie potraktuje jej jak kobiety, która lekkomyślnie
porzuca męża i gotowa jest go bodaj i zdradzić ze swym przyjacielem?
Czuła wielką udrękę. Wiedziała teraz, że popełniła największy błąd swego
życia. Popełniła go świadomie, ale to nie zmieniało faktu.
 Jesteś strasznie zmęczona, prawda?  powitał ją Jerzy.  Wyglądasz
bardzo mizernie. Przygotowałem dla nas wyborny obiadek; sam
przyrządziłem większość potraw. Nie ma tu żywej duszy w całym domu
oprócz nas dwojga. Przypuszczałem, że będziesz wolała na razie obywać się
bez służby.
Podziękowała mu z bladym uśmiechem. Przyglądał jej się przyjaznie, z
odcieniem troskliwości.
 Może uważasz, że tu jest prymitywnie, co? No, widzisz, to jest tylko
dom myśliwski, pawilon, który rzadko kiedy bywa zamieszkiwany przez
panie. Oprowadzę cię, gdy napijesz się grogu. Masz, Nano! Pij! Zmarzłaś,
biedactwo. O, już wyglądasz lepiej!
Usiłowała odpowiadać mu normalnym głosem, ale coś hamowało jej
swobodę wewnętrzną. A przecież była mu wdzięczna; wiedziała, jakich
dołożył starań, ażeby jej umożliwić pobyt na tym odludziu.
 Wszystko mi się podoba  oświadczyła  a ty jesteś najmilszym
chłopcem na świecie. Już mi ciepło. Jaki ładny hall! Zliczny!
 Hall!  powtórzył Jerzy.  To jest salonik. Ale na górze jest inny
salonik, w którym będziesz mogła siadywać. Przypuszczałem, że będziesz
wolała piętro niż parter. Możemy sobie składać wizyty, wiesz? Chodz,
zobacz, co się dzieje w kuchni, gdzie gotuję nasz obiad!
Poszła z nim do kuchni i wychwalała pod niebiosa wszystko, co widziała.
 Zawsze jestem kucharzem podczas naszych polowań  oznajmił Jerzy
z dumą.
Nana rozglądała się dokoła.
 A gdzie ty będziesz spać?
 Ja się nie troszczę o swój komfort. Zresztą moi rodzice spędzili tu przed
laty swój miesiąc miodowy, więc i ja mogę tu przenocować. A przed trzema
laty mieszkałem tu przez trzy tygodnie z dwoma kolegami. Chcieliśmy
polować na dzikie kaczki. Ale pochowały się, bestie! Mam nadzieję, że
wytrzymamy tutaj, jak długo będzie trzeba.
 Mój drogi  odparła Nana impulsywnie,  gdyby to był pałac, nie
czułabym się w nim lepiej.
 Za pół godziny obiad  zapowiedział gospodarz uroczyście. Nana
weszła na piętro, szczerze zaciekawiona, jak Jerzy wyobraża sobie komfort,
niezbędny dla kobiety.
Doszła wąskim korytarzem do małego pokoiku, gdzie palił się wesoło
ogień na kominku. Nie opodal stała sofa, na niej leżały stosy poduszek. Stały
tam dwa wyściełane krzesła, mały stolik, na którym postawiono zapaloną
lampę, a obok niej położono nóż do papieru, banjo Jerzego, gazetę,
papierośnicę.
Okno zasłonięte było czerwoną firanką. Całość wywierała korzystne,
zaciszne wrażenie. Usiłowania Jerzego nie były daremne.
Przeszła do drugiego pokoju i znalazła się w sypialni. Napalono tu w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl