[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dokonałaś życiowego odkrycia, prawda?
- Owszem - przyznała Samantha, spoglądając na klejnoty.
Pomyślała jednak, że najważniejszym wydarzeniem, jakie nastąpiło
ostatnio w jej życiu, było spotkanie Jonathana Hazarda. Znów
rozmawiali o dwu różnych sprawach. Czy będzie miała odwagę, by
powiedzieć całą prawdę i wyznać miłość uwielbianemu mężczyznie?
- Chciałabym ustalić kilka fundamentalnych zasad - oznajmiła
niespodziewanie. Usiadła na łóżku, wyprostowała się i spojrzała
swemu gościowi prosto w oczy. Jonathan spoważniał, przysiadł obok
niej na posłaniu i skinął głową.
- Po pierwsze: żądnych psów. Przede wszystkim pekińczyki nie
wchodzą w rachubę.
- Mogę śmiało powiedzieć, że Kolt i ja popieramy takie
stanowisko.
- Po drugie: gdybyśmy potrzebowali gosposi, nie zatrudnimy
osoby nazwiskiem Danvers, choćby miała najlepsze referencje.
- Masz rację! - zawołał entuzjastycznie Jonathan. Nagle
spoważniał i zapytał niepewnym głosem:
158
RS
- Samantho, co próbujesz mi dać do zrozumienia?
Dziewczyna westchnęła ciężko i oznajmiła:
- Usiłowałam powiedzieć, że cię kocham. Jonathan oniemiał.
- Chciałam ci również coś zaproponować. - Hazard siedział
nieruchomo niczym posąg.
- Co? - wykrztusił po chwili.
- Małżeństwo.
Jonathan przez całe życie czekał na tę jedną, jedyną, wyśnioną
dziewczynę, od której pragnął usłyszeć miłosne wyznanie. Jego
marzenie w końcu się spełniło. Był tak wstrząśnięty, że nie mógł
wykrztusić ani słowa. Siedział na łóżku i patrzył na ukochaną jak
ostatni dureń. Opamiętał się, widząc rumieniec wstydu na policzkach
Samanthy.
- Zgadzam się - odparł pospiesznie.
Samantha uniosła dumnie głowę i założyła ręce na piersiach.
- Sądziłam, że zachowasz się inaczej.
- Jak? - wyjąkał zakłopotany.
- Powinieneś wziąć mnie w ramiona i powiedzieć, że mnie
uwielbiasz, a potem całować do utraty tchu i oświadczyć, że beze
mnie twoje życie nie ma sensu, że jestem i na zawsze pozostanę twoją
ukochaną. Mógłbyś dodać, że uważasz się za szczęściarza, ponieważ
odwzajemniłam twoje uczucie.
- To prawda, bez ciebie moje życie traci sens - odparł Jonathan,
obejmując nadąsaną dziewczynę. - Kocham cię i zawsze będę cię
kochać. Miałem cholerne szczęście, że pani się we mnie zakochała,
pani profesor, bo całkiem straciłem dla pani głowę.
159
RS
- To mi się podoba - mruknęła.
- Przestań tyle gadać, Sam, i pocałuj mnie wreszcie.
- Dlaczego?
- Bo oszaleję, jeśli tego nie zrobisz - jęknął rozpaczliwie.
Całowali się jak szaleni. W końcu Jonathan podniósł głowę i
powiedział rozmarzonym głosem:
- Jak to pięknie brzmi: profesor Samantha Hazard z małżonkiem.
- Poza pracą będziemy się przedstawiać jako państwo Hazard,
zgoda?
- Doskonały pomysł.
Jonathan zręcznie rozpiął guziki obu koszul, które po chwili
znalazły się na podłodze.
- Czekałam na ciebie przez całe życie - wyznała Samantha,
patrząc w ciemne oczy ukochanego.
- Mądra dziewczyna - mruknął Jonathan, obsypując pocałunkami
jej twarz, szyję i piersi. - Mógłbym ci się odwdzięczyć podobnym
wyznaniem.
- Wspaniała nowina. Będziemy się kochać przez całą noc,
Jonathanie?
- Spróbujemy, najdroższa.
- Nie podziękowałam ci jeszcze za uratowanie życia -
przypomniała Samantha, całując ukochanego w policzek. - Serdeczne
dzięki.
- Nie ma za co.
- Jestem ci bardzo wdzięczna - mruczała Samantha, muskając
wargami szyję Jonathana.
160
RS
- Drobiazg.
- Dzięki - szeptała, okrywając pocałunkami jego tors.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Byłeś wspaniały. Bardzo ci dziękuję, że przybyłeś mi na
ratunek.
Serce Jonathana biło coraz szybciej. Wdzięczność jego wybranki
okazała się bezmierna. Czuł, że traci zmysły, i podejrzewał, że nikt
mu nie przyjdzie z pomocą. Zrównoważona pani profesor stała się
nienasyconą kochanką.
- Samantho? - jęknął.
- Słucham, najdroższy - odparła z roztargnieniem.
- Przestań mi wreszcie dziękować.
- Muszę udowodnić, co do ciebie czuję. Jesteś bohaterem.
Ocaliłeś życie nie tylko mnie, lecz także wujowi George'owi.
Jonathan uśmiechnął się, wspominając pierwsze spotkanie z
panią profesor. Huxley okazał się nie lada spryciarzem. Hazard miał
teraz wobec niego dług wdzięczności. No i dobrze, pomyślał biorąc w
objęcia ukochaną.
161
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]