[ Pobierz całość w formacie PDF ]
waniu coś nowego, jakby czuł się jej właścicielem i chciał to pokazać.
- Kochanie - powiedział - właśnie mówiłem hrabiemu Paolowi, jak jest nam przy-
jemnie, że mógł przyjechać na bal. Pytałem, czy zostanie również na ślubie, ale pan hra-
bia mówi, że wyjedzie po balu, bo obowiązki wzywają go do Włoch.
Mariah odczuła ulgę, starała się jednak tego nie okazać.
- Mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało, panie hrabio? Cieszymy się, że
wezmie pan udział w balu. Tak szczodrze nas pan podjął w Mediolanie...
Hrabia wykonał ruch w jej stronę, więc była zmuszona podać mu rękę. Skłonił się
nad jej dłonią, ale nie złożył pocałunku. Gdy uniósł głowę, Mariah zauważyła gniewny
błysk w jego oczach i zrozumiała, że hrabia ogładą maskuje furię.
R
L
T
- Cała przyjemność po mojej stronie. Miło mi, że pani to pamięta, bo ja nie zapo-
minam niczego. Pani była ozdobą mojego domu, który bez niej jest pusty i czeka na po-
wrót tego, co zostało mi ukradzione. - Ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, że Mariah
nie była pewna, czy ktokolwiek oprócz niej je usłyszał.
Cofając rękę, mimo woli zadrżała. Nie wątpiła, że słowa hrabiego stanowiły zama-
skowane ostrzeżenie, przeznaczone tylko dla jej uszu.
- Pan jest zbyt łaskawy, hrabio.
Mruknął coś niezrozumiałego i zaraz się cofnął.
Mariah podeszła do narzeczonego i wzięła go pod ramię. Dłoń wciąż lekko jej
drżała. Andrew uniósł brwi, na co odpowiedziała nieznacznym przeczącym ruchem gło-
wy. Nie mogła wyjawić, że czuje się zagrożona w miejscu, gdzie otaczają ją przyjaciele.
Może zagrożenie było tylko wytworem jej wyobrazni?
Tymczasem Sylwia ujęła ramię hrabiego i oboje ruszyli za Mariah i Andrew do sa-
lonu, w którym miano podać podwieczorek. Mariah słyszała, jak jej przyjaciółka śmieje
się z czegoś, co powiedział hrabia, i znów zaczęła się zastanawiać, czy nie przesadziła z
przypisywaniem znaczenia jednemu spojrzeniu i kilku słowom.
W salonie zastali Lucindę z Justinem oraz Jane z lordem George'em, którzy za-
trzymali się u Andrew, ale po drodze zajechali do książęcej rezydencji. Wybuchło spore
zamieszanie. Damy wyściskały Jane, a dżentelmeni wymienili uwagi o ulubionych wi-
nach.
Gdy Mariah rozejrzała się dookoła, stwierdziła, że hrabia Paolo znalazł się w cen-
trum zainteresowania i właśnie wychwala zalety win ze swoich winnic.
- Zawiązałem spółkę z niektórymi sąsiadami, abyśmy mogli wysyłać większe par-
tie wina do Anglii - zwrócił się do lorda George'a. - To jest możliwość inwestycji dla
dżentelmenów, którzy lubią elitarne przedsięwzięcia, chociaż wiem, że angielscy dżen-
telmeni z reguły niechętnie rozmawiają o handlu.
- Rozmawiamy, tyle że w odpowiednim czasie - odrzekł Justin. - W każdym razie
nie przy podwieczorku. Może więc pózniej wrócimy do tej sprawy, hrabio. Skosztujemy
kilku dobrych win z mojej piwnicy, a potem, jeśli będzie pan sobie życzył, przejdziemy
do interesów.
R
L
T
Mariah zauważyła na twarzy hrabiego oznaki irytacji. Domyśliła się, że poczuł się
urażony przywołaniem do porządku przez człowieka o wyższej pozycji, więcej znaczą-
cego w towarzystwie. Tymczasem jednak zaczęła się rozmowa o zbliżających się uro-
czystościach, a zwłaszcza o ślubie.
Bardzo uważała, żeby nie skrzyżować z hrabią spojrzeń, chociaż przez cały pod-
wieczorek miała niemiłą świadomość, że jest obserwowana. Panowała nad sobą dzięki
temu, że otaczali ją przyjaciele. Rozmawiała, śmiała się i z zapałem słuchała nowin, któ-
re Jane i jej mąż przywiezli z Londynu.
- Jane wypuściła się na zakupy w Londynie - wyjaśnił lord George Marlowe, mie-
rząc żonę pobłażliwym spojrzeniem. - Omal mnie nie zrujnowała, choć muszę przyznać,
że sam lubię nabyć to i owo przed świętami.
Jane natychmiast znalazła ripostę na ten zarzut, na co zebrani zareagowali życzli-
wym śmiechem. Mariah prawie zapomniała o swoich niepokojach. Andrew miał rację.
Hrabia musiał zachowywać się poprawnie. Jane i lord George zaczęli zbierać się do wyj-
ścia i Andrew postanowił wrócić razem z siostrą i jej mężem do Lanchester Park. Mariah
znów poczuła się zagrożona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]