[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przejął bez pośpiechu swego konia, wsiadł i skierował się ku bramie, gdy Roscelin porzucił
koniuszych siodłających konie Ademara podbiegł do jego strzemienia.
Bracie Cadfaelu... - Na chwilę zabrakło mu słów, bo jego zdumienie i
szczęście były ponad wszelkie słowa. Pokręcił głową i roześmiał się nad sobą samym. -
Powiedz jej! Powiedz jej, że jesteśmy wolni, że nikt nie może nas oczerniać...
Synu - zapewnił go Cadfael. - Ona to wie tak samo dobrze jak ty.
I powiedz jej, że wkrótce po nią przybędę. Och tak, wiem - powiedział, widząc
uniesione brwi Cadfaela - to on mnie wyśle. Znam go! Będzie wolał krewniaka, którego zna i
może na nim polegać, człowieka z ziemiami przy jego granicy niż jakiegoś panka z odległych
stron. A mój ojciec nie stanie już między nami. Czemu miałby stawać, skoro wszystko
rozstrzygnięte? Co się zmieniło prócz tego, co musiało być zmienione?
Coś w tym jest , pomyślał Cadfael, patrząc w dół z siodła na tę młodą, zapaloną
twarz. Prawda zastąpiła fałsz i choć przyswojenie tego może być trudne, wyjdzie na lepsze.
Prawda może być kosztowna, ale w końcu zawsze jest warta zapłaconej ceny .
I powiedz mu - powiedział szczerze Roscelin - temu kulawemu bratu... jej
ojcu... - Głos zawisł mu na tym słowie ze zdziwieniem i lękiem.
Powiedz mu, że jestem rad, że zawdzięczam mu więcej, niż zdołam spłacić. I
powiedz mu, że nie musi martwić się o jej szczęście, bo oddam za nie swe życie.
Rozdział czternasty
W tym samym czasie, kiedy Cadfael zsiadał z konia na dziedzińcu w Farewell,
Adelais de Clary siedziała z synem w jego prywatnej komnacie w El - fordzie. Długie i
ciężkie milczenie zaległo między nimi. Popołudnie się kończyło, światło przygasało, on zaś
nie posyłał po świece.
Jest pewna sprawa - powiedział w końcu, wyrywając się z ponurego milczenia
- której jeszcze prawie nie poruszono. To do ciebie, pani, przyszła ta stara kobieta. A ty
odesłałaś ją z szorstką odpowiedzią. Na śmierć! Czy na twój rozkaz?
Beznamiętnie odpowiedziała:
Nie.
Nie spytam, czy wiedziałaś o tym. Po co? Ona nie żyje. Ale nie podoba mi się
twój sposób działania i wolę nie mieć z nim do czynienia. Jutro, pani, wrócisz do Hales. Hales
może być twoją pustelnią. Nie wracaj jednak do tego domu, nigdy, bo nie będziesz przyjęta.
Drzwi wszystkich moich dworów, oprócz Hales, są odtąd dla ciebie zamknięte.
Jak sobie życzysz - odrzekła obojętnie. - Wszystko mi jedno. Nie trzeba mi przestrzeni
i nie na długo. Hales zupełnie mi wystarczy.
Zatem, pani, wyjedz, kiedy chcesz. Dostaniesz eskortę na drogę, bo widzę -
powiedział znacząco - że się rozstałaś ze swymi koniuszymi. I lektykę, gdybyś wolała ukryć
twarz. Nikt nie powie, że posłałem cię w drogę bezbronną, jak jakąś starą kobietę ryzykującą
samotnie po nocy.
Adelais wstała i opuściła go bez słowa.
W holu służący zaczęli zapalać pierwsze pochodnie i osadzać je w uchwytach, ale we
wszystkich kątach i w okopconych belkach wysokiego dachu zbierała się ciemność
udrapowana pajęczynami cienia.
Roscelin stał przy wyłożonym kamieniami palenisku na środku holu, grzebiąc
obcasem w żarze, by go pobudzić do życia. Wciąż trzymał przewieszony przez ramię płaszcz
Ademara ze zwisającym kapiszonem. Blask ożywających płomieni złocił jego pochyloną
twarz o gładkich policzkach, pięknie zarysowanych kościach policzkowych i czole gładkim
jak u dziewczyny, a na jego marzycielskich ustach najlżejszy i najniewinniejszy z uśmiechów
świadczył o najgłębszej szczęśliwości. Jasne jak len włosy zwisały mu na policzki,
rozdzielając się na karku odsłaniając urodę młodości. Na chwilę przystanęła w cieniu, by mu
się przyjrzeć niezauważona, by znowu poczuć radość i ból z przeżywania tego nieodpartego
uroku, tej rozkoszy i boleści nie do zniesienia z przyglądania się urodzie i młodości
przechodzącej obok i odchodzącej. Zbyt ostre i zbyt słodkie przypomnienie spraw
zakończonych dawno temu w ciągu lat uznawanych za zapomniane z takim tylko skutkiem,
że zapłonęły nowym życiem niczym feniks, kiedy drzwi się otworzyły i ukazały jej ruinę,
jaką uczyniły lata z jej ukochanej istoty.
Przeszła obok niego w milczeniu, żeby jej nie usłyszał i nie zwrócił na nią tych zbyt
promiennych, zbyt radosnych niebieskich oczu. Te ciemne oczy, które pamiętała, głęboko i
wykwintnie osadzone pod łukami czarnych brwi, nigdy tak nie patrzyły, nigdy na nią. Zawsze
obowiązkowe, zawsze ostrożne, często opuszczały się w dół w jej obecności.
Adelais wyszła w chłód wieczoru i skierowała się ku swym apartamentom. Cóż, to już
skończone. Ogień stał się popiołem. Nie zobaczy go już nigdy więcej.
Tak, widziałem ją - mówił brat Haluin. - Tak, rozmawiałem z nią. Dotknąłem
jej ręki, to żywe ciało, ciało kobiety, nie żadna iluzja. Furtianka wprowadziła mnie do niej
całkiem nieprzygotowanego. Nie byłem w stanie przemówić ani się poruszyć. Tak długo była
dla mnie umarłą. Nawet ten jej widok w wirydarzu pośród ptaków... Potem, kiedy wyjechałeś,
nie byłem pewny, czy to mi się nie przywidziało. Ale dotykać jej, słyszeć, jak wymawia moje
imię... I była szczęśliwa.
Jej przypadek nie był taki jak mój, Cadfaelu, chociaż Bóg wie, że nie powiem,
iż jej brzemię było lżejsze. Wiedziała jednak, że ja żyję, wiedziała, gdzie jestem i kim jestem.
I nie była winna, nie zrobiła nic złego poza tym, że mnie kochała. I ona mogła mówić. Oto co
mi powiedziała, Cadfaelu! Oto jest ktoś, kto już cię kiedyś obejmował w dobrej sprawie.
Teraz masz dobre prawo obejmować ją. To twoja córka . Czy możesz sobie wyobrazić taki
cud? Powiedziała to, prowadząc do mnie dziewczynę za rękę. Helisenda, moja córka, nie
umarła! A ja myślałem, że ją uśmierciłem, że zabiłem je obie! Dziecko pocałowało mnie z
własnej woli. Nawet jeśli z litości - to musiała być litość, bo czy mogła kochać
nieznajomego? - był to dar droższy od złota.
I będzie szczęśliwa. Może kochać, kogo zechce, i poślubić tego, kogo pragnie
jej serce. Raz zwróciła się do mnie ojcze , ale chyba jako do księdza, bo takim mnie
poznała. Nawet to jednak dobrze było słyszeć i miło będzie wspominać.
W tej godzinie wszyscy troje spłaciliśmy całe osiemnaście lat, chociaż nie
mówiliśmy wiele. Serce nie pomieściłoby więcej. Bertrada odeszła teraz do swych
obowiązków. I ja też muszę do moich, wkrótce... jutro.
Cadfael siedział cicho podczas tego długiego, potykającego się, elokwentnego
monologu o objawieniu brata, przerywanego długimi chwilami, w których Haluin wpadał w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]