[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wu nie wpieprzyć.
Przez parę dni po spotkaniu będzie o nim myślał, będzie myślał o Joannie niemal w każdej wol-
nej chwili i w chwilach zajętych, nie będzie mógł się skupić na pracy, zresztą po co się skupiać,
skoro i tak nic nie wychodzi, będzie czuł jej dotyk, pamiętał słowa, będzie zastanawiał się, czy ją
106
kocha, czy nie, będzie przeżywał tysiące wątpliwości, będzie ją porównywał z innymi, szukał za i
przeciw, aż zatęskni do następnego spotkania, które skończy, nim ona się nim nasyci.
Pracuje, nie może sobie pozwolić na przerwy, ma za dużo pracy, pracuje, choć nie bardzo może
się skupić, nic nie wychodzi, właśnie dlatego musi więcej pracować, w instytucie i w domu siedzi
przy komputerze, gdzieś jest błąd, musi go znalezć, wszystko tak pięknie się układało i znowu nic,
ma poczucie, że wszystko przychodzi mu strasznie trudno, męczy się przy tej pracy, w której nie-
mal niczego nie jest pewien do końca, boi się, że to wkrótce się wyda, a myślał, że niedługo habi-
litacja, tak świetnie się zapowiadał, niektórzy już tytułują go profesorem, nie zważając na jego nie-
śmiałe protesty, może jak nim zostanie, to w końcu przestanie się bać. A może będzie się bał jesz-
cze bardziej?
Czy to jest warte tej męki? Co by się stało, gdybym to wszystko rzucił?  pyta siebie, pyta Sie-
pę, ten pewnie wie, jak to jest, gdy się wszystko rozpieprzy do końca, wszystko, na co się praco-
wało całe życie.
 No, co, Siepa, stary durniu, warto było?  nie liczy na odpowiedz, nie jest mu do niczego po-
trzebna, nikt mu nic nie musi mówić, nikomu nie uwierzy, sam, po swojemu, przeżyje swoje życie.
Siedzi i pracuje, sprawiedliwie dzieli myśli między siebie, pracę i Joannę, co jakiś czas patrzy
na zegarek, niedługo z czystym sumieniem będzie mógł się położyć do łóżka.
Ile można tak tańczyć i tańczyć, kręci jej się w głowie, opada bezwładnie na fotel i nawet nie
próbuje tego ukryć.
 Marek, zostań dłużej...
Patrzy na nią z łagodnym uśmiechem i nic nie mówi.
 Marek, czemu do mnie nie dzwonisz, ot, tak sobie, bez wyraznej przyczyny, czemu nie wpad-
niesz bez uprzedzenia?
Już się nie uśmiecha, dalej milczy, Joanna czuje, że on nic nie powie, nie zgadza się na to, prze-
cież musi w końcu coś powiedzieć, sama coś mówi, słyszy, że zaczyna krzyczeć, jakby wierzyła, że
dzięki temu w końcu ją usłyszy.
 Marek, no, powiedz coś, powiedz cokolwiek, przecież nie możesz tak nic nie powiedzieć 
mówi, choć dobrze wie, że może, nie raz już nie powiedział ani słowa. Marek wstaje, wychodzi do
przedpokoju, nakłada płaszcz, choć jest sobota wieczór, mieli razem spędzić noc, długo na to cze-
kała.
 Marek, nie możesz tak wyjść w pół słowa, w pół rozmowy! Nie możesz tak wyjść, przecież
miałeś zostać na noc  krzyczy przestraszona, bo dobrze wie, że może, próbuje panować nad gło-
sem, wie, że on nie lubi krzyku, wie, że nie będzie z nią rozmawiał takim tonem, chce to cofnąć,
naprawić.
 Nic nie musisz mówić, tylko nie wychodz  prosi cicho, przytulając się mocno do niego.
 Nie ma sensu, żebym został, skoro jesteś taka zdenerwowana  w końcu się odzywa, ale nie
tak, nie tak, przecież już jest spokojna, już nic nie powie, niczego nie będzie chciała, za pózno, od-
suwa ją od siebie, zapina płaszcz, bierze torbę, z której jeszcze nie wyjął kosmetyczki i naprawdę
wychodzi. Joanna słyszy odgłos zamykanych drzwi. Słyszy, jak zbiega po schodach.
 Chcę być z tobą częściej, chcę mieszkać z tobą, chcę żyć z tobą, chcę być twoją żoną.
 Przecież pamiętasz, jak to się skończyło. Potrzebuję spokoju, potrzebuję wolności.
 Może potrzeba wolności myli ci się z tym, że mnie nie kochasz?
 Może? Skąd mam to wiedzieć? Muszę mieć spokój, żeby pracować.
 Ale ja tak nie mogę.
107
 Nie chcesz, żebym przyjeżdżał do ciebie?
 Jeśli to ma być tylko w soboty, to nie chcę.
 OK, skoro tak chcesz, to dam ci spokój.
No i dobrze, co za absurd, żebym miał z nią razem mieszkać, niby co ona takiego w sobie ma, jest
tyle kobiet, które bardziej mi się podobają, a ta ciągle czegoś ode mnie chce, przyczaiła się, udawała,
że nic nie chce, żeby uśpić moją czujność, a teraz znowu rości sobie prawa, chciałaby być moją żoną,
mój mąż po pracy wraca prosto do domu, niedoczekanie, nie dam się w to więcej wciągnąć.
W sobotę jest jakiś nieswój, po tenisie wraca do domu, bierze prysznic i idzie biegać, wraca, je, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl