[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rześkie, łagodne i zupełnie przejrzyste. Mgła całkiem zniknęła. Mette siedziała obok Willy'ego i
łkała.
- A niech mnie! - powiedział z podziwem Per. - To było pierwszorzędne, Johanno. Nie
mówiąc już o tym, co zrobił Robin. Robin...
Zamilkł. Willy uniósł się z wysiłkiem na łokciu. Wszyscy patrzeli z przerażeniem na
Robina.
Chłopak oszołomiony przecierał oczy. Próbował utrzymać równowagę, ale opadł na
kolana, a potem twarzą na ziemię. Jego palce rozdrapywały ziemię między wrzosami, ciało
napinało się w konwulsjach.
- No to stało się - szepnął Per.
Johanna czuła się potwornie bezradna.
Robin oddychał ciężko, jak gdyby miał trudności z nabraniem powietrza.
- Trzeba mu pomóc! - rzucił szybko Einar i ukląkł obok Robina.
- Ale jak? - spytała Mette.
Einar spojrzał na nią zirytowany i rzekł cicho do Pera:
- Zabierz tych dwoje do domu, nie potrzebujemy ich tutaj. Musisz trochę pomóc
Willy'emu, ale nie jest Z nim aż tak zle, by nie zdołał przejść tych paru metrów. A potem
pojedz po lekarza. Pospiesz się! Wez ze sobą psy! Johanna i ja zostaniemy przy Robinie.
Per wahał się przez chwilę, jakby wolał zostać, lecz w końcu skinął głową i wszyscy
troje ruszyli ku ścieżce. Wkrótce zniknęli wśród drzew.
- Niech mi Bóg wybaczy to, co zamierzam zrobić! - rzekł Einar. - Jeżeli się nie uda,
Robin nigdy mi tego nie daruje!
Pochylił się i położył rękę na ramieniu Robina.
- Robin! Robin, słyszysz mnie? Było tak samo, prawda? Tak jak wtedy? Ci, których
najbardziej kochałeś, zostali zgnieceni zwałami gruzu.
Ciało Robina napięło się jeszcze bardziej. Pokręcił przecząco głową.
- Tak, Robin. Pamiętasz to, prawda?
- Przestań! - zawołał Robin zrozpaczony. - Nie mogę! Nie zniosę tego!
Einar mówił szybko:
- Pomyśl, Robin. Masz to przed oczami, czyż nie? Swoich rodziców. Stół.
Rodzeństwo...
Nie, nie, Einar, to zbyt okrutne! protestowała w duchu Johanna. Słyszała, jak Robin
oddycha, płytko i jakby z bólem. Nie mogła dłużej patrzeć na jego cierpienie. Przysunęła się
blisko i spróbowała go unieść. Chwycił ją kurczowo jak tonący, a ona objęła go. Siedziała teraz
w bardzo niewygodnej pozycji, z głową Robina na swej piersi. Czuła, jak jego palce zaciskają
się na jej plecach i barkach.
- Robin! - mówił dalej Einar trochę łagodniejszym tonem. - Poddaj się! Musisz to z
siebie wyrzucić. Pomyśl, co się stało! Uratowałeś Johannę. Ona nie została zmiażdżona. Dzięki
tobie.
- Nie! Nie! - krzyczał Robin.
- Robin - podjął znowu Einar. - Pamiętasz to. Wiem, że to pamiętasz. Co cię tak
przeraża? Cóż to takiego, czego nie chcesz pamiętać? Opowiedz mi o tym!
Z gardła Robina wydobył się przejmujący krzyk, całe jego ciało zatrzęsło się w ostatnim
napadzie drgawek i nagle odprężyło w ramionach Johanny. Palce zwolniły bolesny chwyt.
Głowa ześliznęła się i opadła bezwładnie.
- Co się stało? - spytała przestraszona.
- Stracił przytomność - odparł Einar blady na twarzy. - Mam w każdym razie nadzieję,
że to tylko to.
Johanna ułożyła Robina ostrożnie na ziemi. Miał przerazliwie bladą twarz, a usta lekko
zsiniałe. Po raz pierwszy ujrzała tę twarz całkiem bezbronną...
Einar wstał i otarł spocone czoło.
- Tak, pierwszy etap mamy za sobą. Teraz wszystko w rękach Boga.
Johanna wsunęła dłoń pod głowę Robina i przysunęła go do siebie, starając się choć
trochę ogrzać jego chłodne ciało. Uwagę dziewczyny przykuł miniaturowy las paproci tuż
obok, który wschodzące słońce powoli barwiło na jasnozielono. Jakiś ptak witał nowy dzień
szczebiotem, w dole przy ścieżce unosił się lekki welon porannej mgły. Zbliżał się świt.
Johanna spojrzała na zegarek. Była druga. Cudowny czerwiec!
Nagle Robin otworzył oczy i zaczął mówić. Nie tyle do nich, ile raczej do siebie,
szybko, wysokim głosem, którego nie poznawali. Johanna spojrzała na Einara.
- Mówi jak dziecko - rzekła zdziwiona.
Einar skinął głową.
- Wrócił do tamtego zdarzenia. Posłuchajmy.
I tak usłyszeli całą historię wypadku, który zdarzył się czternaście lat temu. Już sama
wiadomość o katastrofie jest straszna, lecz teraz Johanna zrozumiała, że najpotworniejsze są
szczegóły. Zdała sobie sprawę, że Robin chciał wyrzucić te wspomnienia z pamięci. Kiedy
opowiadał, Einar i Johanna uświadamiali sobie stopniowo, co właściwie było powodem strachu
Robina przed własną słabością. Spojrzeli po sobie, przepełnieni smutkiem i współczuciem.
W końcu ten obco brzmiący głos ucichł i Robin ukrył twarz w dłoniach. Johanna się
bała. Co teraz będzie? A jeśli on na zawsze pozostanie w świecie wspomnień i nie uda się
nawiązać z nim kontaktu? Lecz w następnej minucie odetchnęli z ulgą. Robin spojrzał na nich
przytomnym, choć zmęczonym i posępnym wzrokiem.
- Czy już się lepiej czujesz? - spytała łagodnie Johanna.
Potrząsnął głową.
- Dlaczego to zrobiłeś, Einarze? Dlaczego obudziłeś do życia to zło? Dlaczego muszę
teraz z tym żyć?
- Jakie zło? - spytał Einar, chociaż bardzo dobrze rozumiał. Chciał jednak zmusić
Robina, by zaczął mówić.
- To, co zrobiłem. Albo raczej, czego nie zrobiłem. Mogłem ich uratować. Widziałem,
jak belka spadała powoli na stół i jak pociągnęła za sobą cały sufit. Mogłem ich wyciągnąć, ale
tylko stałem nieruchomo bez słowa i patrzyłem, jak umierają.
- Miałeś odciętą drogę - powiedział Einar.
- Nie. Wtedy jeszcze nie.
- A więc to poczucie winy dręczyło cię przez wszystkie lata - stwierdził Einar,
marszcząc brwi. - Czułeś się winny i odpowiedzialny za ich śmierć. Tego właśnie nie chciałeś
pamiętać!
Robin skinął głową.
- I jak teraz będę żył z taką myślą? Czy człowiek może wybaczyć sobie kiedykolwiek
coś takiego?
Johanna ujęła jego lodowate dłonie w swoje ręce. Tak bardzo chciała coś powiedzieć,
ale nie mogła znalezć odpowiednich słów.
Lecz Einar był stanowczy:
- Robin! Posłuchaj mnie! Nie możesz już nic zrobić, żeby uratować swoją rodzinę.
Chciałeś, ale nie mogłeś. Doznałeś szoku. Czasem to się zdarza, zrozum, wtedy ciało nie chce
słuchać woli Mózg nie jest w stanie przekazywać informacji. Stałeś jak sparaliżowany,
obezwładniony przez szok, faktem jest, że nic nie zdołałoby cię wtedy ruszyć miejsca. I
pamiętaj, miałeś tylko dwanaście lat!
Robin spojrzał niepewnie na przyjaciela. Potem skierował oczy na Johannę. Malowało
się w nich pytanie. Dziewczyna skinęła głową.
- Einar ma rację - potwierdziła. - Naprawdę nie mogłeś nic zrobić. Ale Robin, jeszcze ci
nie podziękowałam. Może to dla ciebie niewiele znaczy, ale ocaliłeś mi życie.
Popatrzył jej prosto w oczy.
- Ty także mogłaś zginąć - powiedział zamyślony. - A stare przysłowie mówi, że za
życie, które się uratowało, bierze się odpowiedzialność... Wziąłem na siebie wielki obowiązek,
Johanno. I nie zaniedbam go. Ale najpierw... najpierw chciałbym się wyspać.
Ogarnęło go takie zmęczenie, iż nie był w stanie powstrzymać opadających powiek.
Johanna przysunęła się do niego blisko, by go trochę ogrzać, lecz sama szczękała zębami. Była
to w równym stopniu reakcja na silny stres, jak i na chłód porannego powietrza.
Napotkała spojrzenie Einara i oboje uśmiechnęli się do siebie nawzajem, ciesząc się z
odniesionego zwycięstwa.
Potem szeptem zaczęła opowiadać Einarowi o sandałach. Zdjęła je z nóg. Einar obejrzał
je dokładnie i znalazł w klejonej podeszwie wąską szparę, najwyrazniej zrobioną nożem.
Znajdował się w niej kawałeczek kliszy. Einar ułożył go starannie w swoim notesie.
Godzinę pózniej, gdy Robin się obudził, ruszyli w powrotną drogę. Na skraju lasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]