[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I jeszcze jedna cecha, którą muszą mieć prawdziwi przywódcy: uczciwość.
Polityka wymaga specyficznej kombinacji cech, które teoretycznie całkowicie się
wykluczają. Wymaga graniczącej z cynizmem umiejętności kalkulowania, a jed-
nocześnie uczciwości. Nie jest przypadkiem, że dwóch spośród trzech najwięk-
szych amerykańskich prezydentów, Waszyngtona i Lincolna, określano przydom-
kiem  uczciwy . W 1976 roku, w czasie kampanii prezydenckiej, jeszcze nie-
dawno zupełnie nieznany Amerykanom Jimmy Carter obiecywał:  Nigdy was nie
okłamię . I nie okłamał, a mimo to jego prezydenturę uznano za całkowitą poraż-
kę. Co z tego, że Carter nie okłamywał ludzi, skoro inflacja rosła, stopy procen-
towe rosły, bezrobocie rosło, deficyt rósł, Amerykanie dostawali w kość w Sal-
wadorze, zostali wypchnięci z Iranu i bezradnie patrzyli, jak czerwono-armiści
rozsiadają się w Afganistanie. Uczciwość najwyrazniej nie wystarcza. Problem
w tym, że rządy wyzute z uczciwości prowadzą do pełnej degrengolady. Przykła-
dem los Nixona.
Jak to jest z tą odwagą naszych polityków? Jak to jest z ich umiejętnością
i gotowością pójścia pod prąd? Jak to jest z ich uczciwością? Różnie jest, bo obok
drani i złodziei są ludzie uczciwi. Ale zasoby odwagi, męstwa i honoru nie są
wystarczająco głębokie, skoro nasz demokratyczny pociąg jakby wypadał z torów.
125
PRZYKAADY PRZYWÓDZTWA
W trudnych chwilach wielu narodów pojawiali się ludzie, którzy potrafili zjed-
noczyć naród i wyzwolić z obojętności i apatii. Max Weber pierwszy użył greckie-
go terminu  charyzma . Co to jest ta charyzma? Trudno powiedzieć. W każdym
razie ci charyzmatyczni przywódcy sprawiają wrażenie, jakby byli wiedzeni przez
często niewypowiedziane pragnienia ludzi. Inna sprawa, że czasem wydaje się, iż
to oni definiujÄ… pragnienia ludzi.
Po drugiej wojnie światowej Francja wpakowała się w wojnę w Wietnamie,
potem w wojnę domową w Algierii. Wtedy inflacja wynosiła sto procent rocz-
nie i rosła. W lecie 1958 roku francuscy spadochroniarze chcieli przeprowadzić
z Algierii inwazję na Paryż i obalić IV Republikę. Wtedy do akcji wkroczył de
Gaulle, który ogłosił V Republikę. Niedługo potem ten wielki francuski prezy-
dent doprowadził do zakończenia wojny w Algierii, unowocześnił armię, ustabi-
lizował franka, zapewnił krajowi gospodarczy wzrost, przywrócił Francji stabi-
lizację, a Francuzom dał szacunek dla samych siebie. Człowiek, który w czasie
drugiej wojny i tuż po niej siłą własnej woli, samodzielnie przeniósł upodloną
Francję w nowe czasy, stwarzając mit jej niewinności i wielkości, wybawiał ją po
raz drugi. W 1950 roku Jacques Soustelle, jeden z doradców de Gaulle a, powie-
dział prezydentowi, że według przeprowadzonego przez niego wśród przyjaciół
nieformalnego sondażu  wszyscy ci przyjaciele sprzeciwiają się pana polityce .
 Changez vos amis , zmień przyjaciół, odpowiedział de Gaulle. Zgoda, w epoce
telewizyjnej ktoś tak niezgrabny, z takim podbródkiem jak de Gaulle nigdy nie
zrobiłby pewnie żadnej kariery. Ale w tamtej, przedtelewizyjnej, epoce również
było wielu tchórzy, ludzi małych i pozbawionych wyobrazni. De Gaulle przerastał
ich (także dosłownie) o kilka głów. Tu kryła się tajemnica. Miał coś jeszcze. Wy-
nikające być może trochę z egotyzmu i egocentryzmu, trochę narcystyczne, a tro-
chę mesjanistyczne przekonanie, że jego przeznaczeniem jest Francja i że on jest
przeznaczeniem Francji. Zwietnie wyraził to Walter Lippmann, gdy stwierdził, że
wielkość de Gaulle a nie polegała na tym, że de Gaulle był we Francji, ale na tym,
że Francja była w nim. Prawdziwi przywódcy potrafią zagrać najmocniejszą kartą
i zaryzykować wszystko, co mają. W 1977 roku prezydent Egiptu Anwar Sadat
pojechał do Izraela, by przetrzeć drogę do pokoju i pokonania mającej już ponad
tysiąc lat nienawiści. Jemu pewnie też przyjaciele mówili, by tego nie robił, bo
cena może być straszna. On doskonale wiedział, że cenę trzeba będzie zapłacić.
I postanowił ją zapłacić, bo tego wymagała racja stanu. Nie był kolejnym kunk-
tatorem, był tytanem. A premier Izraela Icchak Rabin? Gdy w 1993 roku rozma-
wiałem z nim w siedzibie izraelskiego ministerstwa obrony, nie miałem wrażenia,
że rozmawiam z typowym politykiem. Nie przymilał się, nie kokietował. Był jak
skała, jak przystało na byłego szefa sztabu izraelskiej armii, który walczył w kilku
126
wojnach. I oto ten starszy mężczyzna o stalowym spojrzeniu postanowił położyć
wszystko na szali, by doprowadzić do pokoju z Palestyńczykami. Zapewne nieje-
den przyjaciel mówił mu:  Icchak, nie rób tego, bo zginiesz . Zresztą może mu
nawet tego nie mówili, bo wiedzieli, że jeśli Rabin coś postanowi, jeśli uzna, że
coś trzeba zrobić, to nikt go od tego nie odwiedzie.
Icchak Rabin, tak jak Anwar Sadat, zrobił to, co należało zrobić, bo tego wy-
magała jego zdaniem racja stanu, interes jego państwa. I, tak jak Sadat, zginął.
I tak jak o Sadacie, do dziś mówimy o nim  mąż stanu .
Takim przywódcą mógł być u nas Lech Wałęsa. To on sprostał najtrudniejszej
chwili, to on symbolizował demokratyczne i niepodległościowe aspiracje naro-
du, to on uosabiał nadzieje ludzi na przełom. Ale wielki w walce  w latach
1980, 1981 i 1982  zawiódł, gdy walkę trzeba było prowadzić innymi meto-
dami. W 1988 roku, gdy wystąpił w debacie z Miodowiczem, miliony Polaków
miały poczucie, że Polska jest w nim. Niestety, on sam doszedł do wniosku, że on
jest Polską. Pogubił się, to odgrywając rolę latającego Holendra, to biegając z sie-
kierką, to wymieniając zderzaki, to mówiąc, że jest stuprocentowym Polakiem,
to wspierając lewą nogę. Kiedyś Wałęsa grał w tej samej lidze, co wielcy Nelson
Mandela i Vaclav Havel. Dziś oni dalej są w światowej pierwszej lidze, on zaś tuła
się z wykładami po coraz gorszych uniwersytetach. Był wielkim przywódcą, ale
jego przywództwo nie stało na moralnym i intelektualnym fundamencie. I zwie-
trzało. Wałęsa był herosem, ale okazał się zwykłym politykiem. Zwykli politycy
okazali się za słabi, by odegrać rolę herosów.
Zresztą, co tu mówić o herosach. Nasze problemy są z innej półki. W polskiej
placówce dyplomatycznej prezydent spotyka się z przestępcą, bo przestępcą był
bokser, którego na moment uznano za  wielką nadzieję białych . Prezydent, pre-
mier i jeden z naszych oligarchów wspólnie ustalają skład rady nadzorczej spółki
Skarbu Państwa. Poprzedni premier daje sobie wchodzić na głowę i pozwala po-
dejmować decyzje komuś, kto nie ma do tego tytułu. Oligarcha, zapytany przez
kolegów biznesmenów:  co na to premier? , odpowiada:  Premiera zaraz każę
przyprowadzić na smyczy . Przywódca, który przez lata całe utrzymuje zaży-
łe stosunki z czołowymi biznesmenami, dopiero po siedmiu latach sprawowania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl