[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmierci. A Krzemowa Dolina rajem hackerów.
- Nic nie dostaniesz poza grzywną. - Yo-less najwyrazniej próbował sprowadzić go na
ziemię. - Będziesz miał kłopoty, a policja skonfiskuje ci sprzęt. Tak pisali w gazetach!
Powoli ruszyli w stronę sklepu komputerowego.
- Pamiętacie, był taki film, gdzie chłopak grał w gry i był faktycznie dobry. Jak się okazało,
że jest najlepszy, przylecieli obcy, dali mu myśliwca, na którego symulatorze grał, i posłali, żeby
zniszczył flotę złych obcych - odezwał się niespodziewanie Bigmac.
-I co? Wygrał? - zainteresował się Johnny. - Pewnie, że wygrał. - Bigmac przyjrzał mu się
dziwnie. - A po co inaczej mieliby robić ten film?
- Tylko Ty Możesz Uratować Ludzkość - mruknął
Johnny. -Co?
- To taka gra - wyjaśnił Wobbler.
- Głupia nazwa - ocenił Bigmac. - Takie różne wypisują zawsze na pudełkach z grami.
- A co mają wypisywać? - zdziwił się dla odmiany Johnny. - %7łe możesz sobie pograć w
29
kolejną bezsensowną strzelankę? %7łe to bzdura, żeby nie mający pojęcia o lataniu dwunastolatek
pilotował odrzutowy myśliwiec i zestrzeliwał zawodowych pilotów? A może mają napisać: GRA
JEST TAK AATWA, %7łE MUSISZ W NI WYGRA?!
- Takiej by nikt nie kupił - stwierdził autorytatywnie Wobbler, gdy mijali lodziarnię pod
szyldem Mr. Zippy s Ice Cream Extravaganza.
Zachodzili do niej wielokrotnie i rzeczywiście, lody były w dużym wyborze.
Ekstrawagancji jednak nie udało im się znalezć.
- Dalej masz kłopoty w domu? - spytał Yo-less.
- Ostatnio przycichło.
- To może być gorsze od pyskówek.
- Może.
- Jak się w końcu rozchodzą, to wcale nie jest koniec świata - powiedział cicho Wobbler -
tylko człowiek naogląda się więcej muzeów i może mu to wyjść na zdrowie.
- Ciągle nie znalazłeś obcych? - spytał Yo-less. - W grze nie...
- Znili ci się - domyślił się Wobbler.
- Można to tak ująć.
Ktoś rozdający ulotki informujące o Wielkiej Obniżce Cen Stolarki Okiennej
Dwuszybowej był tak zdesperowany brakiem zainteresowania, że dał jedną Yo-lessowi. Ten złożył
ją z ponurą miną i wsunął do kieszeni. Yo-less zawsze zbierał takie rzeczy, twierdząc, że nigdy nie
wiadomo, kiedy się mogą przydać. Johnny miał nieodparte wrażenie, że robi to z myślą o
przyszłym gabinecie.
- Widzieliście w telewizji relację z wojny? - Bigmac zmienił temat. - To się nazywa życie,
co?
- Może i się nazywa - przyznał bez cienia zrozumienia Yo-less.
- Naprawdę skopiemy im dupy! - Bigmac dalej próbował wykrzesać z nich choć odrobinę
patriotyzmu. -To dopiero będzie bitwa!
- E tam, taka bitwa - parsknął Wobbler. - To nie będzie prawdziwa bitwa, tylko bitwa
telewizyjna.
- Chciałbym być w wojsku - westchnął Bigmac. -Jeszcze parę lat...
Marzenia Bigmaca zdecydowanie należały do tych bardziej zboczonych, ale to była jego
prywatna sprawa. Dopóki zbyt często o nich nie mówił, ma się rozumieć.
30
- Napisz do Stormin Normana - poradził mu Wobbler. - Niech pociągnie tę wojnę przez
parę lat, to się załapiesz.
- Jak na kogoś o takim imieniu niezle sobie radzi -zauważył Yo-less. - To tak jak Bruce czy
Rodney: nie brzmi specjalnie bojowo...
- Musi być Norman, bo by nie pasowało do Stormin - sprzeciwił się Wobbler. - A Stormin
Bruce? Bez sensu i bez dzwięku. Koniec gadania, wchodzimy do sklepu.
W sobotnie przedpołudnie J&J Software regularnie wypełniali maniacy gier. Zawsze kilku
z nich siadało do paru komputerów i to właśnie one przyciągały największą uwagę. Nikt nie
wiedział, dlaczego sklep nazywa się J&J, skoro właścicielem był wszystkowidzący pan Patel.
Głównym obiektem jego uwagi był Wobbler, na skutek sensownych podejrzeń, że rozprowadza w
sobotnie przedpołudnie więcej gier niż cały sklep przez tydzień. I to w dodatku za darmo.
W środku się rozdzielili: Yo-Iess i Bigmac poszli oglądać filmy, a Wobbler wdał się w
dyskusję z kimś, kto lepiej znał się na komputerach niż on. Johnny z tej dyskusji przestał rozumieć
cokolwiek po pierwszym zdaniu, poszedł więc popatrzeć na gry. Zastanawiał się przy okazji, czy
dajmy na to na Jowiszu albo gdzieś obcy też wpadają do sklepu i kupują gry, na przykład: Zastrzel
człowieka. Albo chodzą na filmy, w których jeden łudz gania po korytarzach, terroryzując cały
statek kosmiczny.
Pracę umysłową przerwały mu podniesione głosy dobiegające od stoiska, przy którym
urzędował pan Patel. A raczej jeden z tych głosów - był bowiem zdecydowanie żeński.
Dziewczyny w J&J należały do rzadkości, czemu nie należało się specjalnie dziwić.
Kiedyś, w okresie przypływu instynktów macierzyńskich, mama Johnny ego spróbowała zagrać w
Asteroidy. Była to niezwykle prosta gra, w której należało strzelać do asteroidów i od czasu do
czasu pojawiających się latających talerzy. Johnny, obserwując jej wyczyny, był zaskoczony, że
latające spodki w ogóle się odstrzeli wuj ą. Na pokładzie wszyscy powinni tarzać się ze śmiechu.
Albo spodki powinny stanąć gdzieś z boku, by załogi mogły napawać się niespotykaną odmianą
całkowitego braku koordynacji u pilota trójkątnego, ziemskiego okrętu. Jak się patrzyło na te
wyczyny, to człowiekowi wszystko opadało.
Nie, kobiety po prostu nie nadawały się do gier.
Tymczasem, najwidoczniej nieświadoma tej podstawowej prawdy, dziewczyna przy ladzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]