[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jutro muszę pojechać do Londynu - wyrzuciła z siebie.
Słowa te powstrzymały go w pół kroku, bo szedł już ku drzwiom.
- A więc jednak stąd uciekasz? - zapytał z goryczą. - Tak przeraziło cię moje
zachowanie, że jesteś przygotowana na najgorsze? Ale, o ile pamiętam, do twojego
mieszkania w Londynie wprowadził się jakiś adorator przyjaciółki...
- Nie uciekam - przerwała zdecydowanym tonem. - Po prostu muszę się zobaczyć
z doktorem Skeltonem. On jest chirurgiem ortopedą. Operował moją nogę. Wyznaczył
mi już dawno spotkanie właśnie na jutro, ale ja zupełnie o tym zapomniałam -
powiedziała przygnębiona.
- I co w związku z tym? - zapytał, patrząc na nią wyczekująco.
- Mam zamiar powrócić tutaj - szepnęła i spuściła z zażenowaniem oczy. - Czy
mogę to zrobić, Jake?
- To nie jest mój dom! - powiedział opryskliwym tonem. - Zciśle mówiąc, masz
większe prawo niż ja, aby tu być.
- Może cię to rozzłości... ale powiedziałam pani Teal, że zemdlałam i sprawiłam
ci kłopot.
Jake był wyraznie zaskoczony, uniósł brwi, jakby nie wierzył własnym uszom.
- Po co to zrobiłaś, u diabła? Nie obchodzi mnie, co ona sobie pomyśli.
- Była bardzo podejrzliwa i zaniepokojona. A ja nie chcę, żeby wina za mój...
histeryczny atak spadła na ciebie. Ona wyobraża sobie, że... że...
Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, czy też w kpinie, ale popatrzył na nią już
bez złości.
61
S
R
- Nie wiem, co gorsze: żeby pani Teal pomyślała, że wstrząsnęło mną twoje
omdlenie, czy to, że być może zemdlałaś, gdyż chciałem cię zgwałcić - mruknął z
kwaśną miną. - Zastanowię się nad tym. Tak czy inaczej, przegrywam. Wychodzę na
idiotę albo na nikczemnika.
Podszedł do niej i popatrzył z góry.
- Myślę, że mogę oderwać się na jeden dzień od tego pogrążonego we mgle
domu. Zawiozę cię do Londynu. Na którą godzinę masz wyznaczone spotkanie?
- Na popołudnie. Ale nie musisz...
- Nie chcesz być ze mną, boisz się? - zapytał zawiedziony.
Emma nieśmiało położyła mu rękę na ramieniu.
- Nie, to nie ma nic wspólnego z tobą, Jake. Ja po prostu nie mogę dać sobie z
tym wszystkim rady.
Jego ręka spoczęła na jej dłoni i dziewczyna od razu poczuła ogarniające ją
ciepło.
- Nie mam nic przeciwko tobie, przeciw temu, że mnie dotykasz, Jake. Nie sądzę,
że masz zamiar... Ja po prostu już taka jestem...
- Czy zdarzało się to już kiedyś?
Pokręciła przecząco głową i spuściła oczy.
- Nie, nikt jeszcze nigdy nie, był mi tak bliski... z wyjątkiem... chciałam
powiedzieć...
Patrzył na nią przez chwilę, a potem odsunął się.
- Rozumiem. Przygotuję herbatę - rzucił te słowa jak zwykle przez ramię. -
Ciekaw jestem, czy będzie to jeden z tych miłych wieczorów?
Emma opadła z powrotem na kozetkę, była wyraznie zadowolona. Jakimś cudem
udało się jej udobruchać Jake'a. Stał się znowu sobą. I chociaż oznaczało to, że będzie
po swojemu kpiący i burkliwy, to jednak była zadowolona. Już się do niego
przyzwyczaiła, do takiego, jakim jest. Czuła się przy nim bezpieczna. Jej poprzednia
skłonność do ulegania panice gdzieś się podziała, a w pamięci pozostał smak
pierwszego prawdziwego pocałunku. Podróż do Londynu zapowiadała się jako
podniecająca wyprawa. Jeśli tylko...
Gdy Jake pojawił się znowu, zmusiła się do przejęcia inicjatywy. Wzięła od
niego tacę i ustawiła naczynia do herbaty dla nich obojga. Patrzył na nią przez chwilę,
a potem sięgnął po swoją książkę. Była uszczęśliwiona, że nie miał zamiaru opuszczać
pokoju. Usadowiła się więc wygodnie z własną książką w rękach, czując, jak ogarnia ją
dziwne, ale miłe uczucie, które pojawiało się od niedawna, gdy Jake był w pobliżu.
62
S
R
- Emmo - odezwał się po krótkiej chwili, przerywając czytanie. - Czy opowiesz
mi wszystko o sobie?
- Nie, nie mogę.
- A czy Skelton wie?
- On nie jest psychiatrą.
- Nie chcę powiedzieć, że taki właśnie by ci się przydał. Jest jednak faktem, że
człowiek czuje się lepiej, gdy z kimś pogada... Czy rozmawiałaś o tym... na przykład z
ojcem?
Emma przecząco pokręciła głową.
- Och, nie. On miał dość własnych kłopotów.
- Wobec tego zrzuć ten ciężar przede mną. Jestem dla ciebie całkiem obcy.
Nawet jeśli zdecydujesz się na pozostanie tu na stałe, ja przecież i tak odejdę. Nigdy
więcej mnie już nie zobaczysz. Jestem tylko przelotnym znajomym. Czy może być ktoś
lepszy do wysłuchania tego, co cię gnębi?
- Nie, nie mogę o tym mówić - odparła ze ściśniętym gardłem, a jednocześnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl