[ Pobierz całość w formacie PDF ]
błogosławieństwa zalewającej się łzami matki, która kochając nas wszystkich
szczerze i zachowując surowość zastosowaną w równej mierze zwykle, okazała
obecnie nadmierną tkliwość do młodszego swego syna. Turkot z wrzaskliwym
odgłosem dzwonków zbliżającego się pocztowego powozu rozdzielił nas,
zmuszając do zajęcia się przy upakowaniu walizek i rozlicznego rodzaju
pakunków.
Następnie po zgrabnie zastosowanej interwencji mojego szwagra i
udzielonej przez niego instrukcji do podzielenia się ze wszystkimi ostatnim
pocałunkiem, usadowiliśmy się w powozie, a pocztylion zaciąwszy zamaszyście
konie ruszył z impetem w drogę. Z trudnością i na jedną chwilę tylko udało się
nam, oddalającym, machnięciem chusteczek skomunikować się wzajemnie.
Pogrążeni w milczeniu opuszczaliśmy Wilno, a mnie się zdawało, że tracąc
widok tego grodu ukochanego zostałem skazany na wygnanie z raju. Wiele też
upłynęło czasu, ażeby po umitygowaniu się z wrażeń można było rozpocząć
rozmowę. Szwagier zaś mój, p. Aleksander, zrozumiawszy sytuację, nie
odzywał się wcale, oczekując mej inicjatywy do tego.
Znalezliśmy się nareszcie na wielkim trakcie wiodącym do Petersburga i w
kraju nieznanym dla mnie. Widok ciągle odmieniających się krajobrazów,
domowisk i wiosek wywoływał chęć zapoznania się z ich nazwą, zmuszając nas
do zawiązania rozmowy z woznicą dla otrzymania pobieżnych wiadomości, a
często ciekawych informacji względem tradycyjnych podań i bieżących
wypadków, dających możność zaznajomienia się z krajem, kontentując się
chociażby wątpliwej wartości informacjami, gdyż dokładnego opisu w rodzaju
dzisiejszego "Bedekera" nie posiadaliśmy podówczas.
Obżałowany czułem się utratą rozeznania wielkiej ilości krajobrazów w
podróży podczas nocy, gdyż szwagier mój śpieszył się - o ile było możliwe -
ukrócić czas w dokonywaniu takowej. Przepędziliśmy noc pierwszą drzemiąc w
powozie, a tylko wielkie znużenie, doznane podczas dnia następującego,
zmusiło go do zażycia kilkagodzinnego odpoczynku na jednej ze stacji
pocztowych podczas drugiej nocy.
Do zmęczenia podróżujących przyczyniały się wielce niedogodnie
urządzone powozy pocztowe, bez resorów, narażające na nieustanne a często
gwałtowne wstrząśnienia z powodu egzystujących wyboi rozsianych kamieni po
zle utrzymanych drogach. Męczarnie powiększały się odpowiednio do szybkości
dokonywanej podróży, podnoszącej potęgę wstrząśnień. Szybkość zaś zależną
była od ilości udzielonego pocztylionowi gościńca, gotowego puszczać się w
zawody z wiatrem, otrzymując dobrą zapłatę. Szwagier mój, wtajemniczony w
sekreta rosyjskiej administracji, nie szczędził wydatków dla prędszego
dosięgnięcia kresu podróży.
Często musieliśmy trzymać się mocno obojga rękami za obramowania
powozu, ażeby uniknąć wytrącenia na poziom i nie narazić się na potłuczenie.
Jako młodszy, łatwiej mogłem znosić trudy tego rodzaju podróży, tylko potrzeba
snu często była tak uporczywa, że ulegałem mimowolnie takowemu, nie dając
się rozbudzić pomimo wielkich wstrząśnień powozu. Szwagier mój tylko
zmuszony był doglądać, ażebym skutkiem takowych nie został wytrącony jak z
procy w powietrze.
Po dokonaniu krótkiego odpoczynku podczas drugiej nocy
kontynuowaliśmy podróż jeszcze w sposób forsowny przez czas długi, aż do
chwili kiedy szwagier mój zaczął doznawać silnych boleści w okolicach krzyża,
co zmusiło nas do zmitygowania impetu. Następnie zażywaliśmy nocnych
odpoczynków na stacjach pocztowych, podróżując powolniej tylko we dnie.
Zdarzało się czasami i przedtem, kiedy pędziliśmy w sposób niepowstrzymany,
że byliśmy zmuszeni do odbywania powolnych podróży, gdy trzeba było
przebywać przestrzenie krajów piaszczystych albo błotnistych, co narażało nas
na oddychanie kurzem albo na dolegliwości kołatania się w powozie w
przejezdzie na ustanych kłodach wzdłuż moczarów. Tego rodzaju podróż
niemniej była uciążliwą.
Na stacjach pocztowych znajdowaliśmy prawie zawsze dobre pożywienie i
dogodne odpoczynki, gdyż naczelniki takowych, oprócz obowiązku urzędowego
pobierania zapłaty od podróżujących stosownie do wyznaczonej taksy za ilość
wiorst drogi do przebycia, byli obowiązani do zaopatrzenia ich w żywność za
odpowiednim wynagrodzeniem. Skądinąd podróżujący mógł karmić się
wiktuałami, które posiadał we własnych zapasach, i odpoczywać na
drewnianych tapczanach lub kanapach ze zrujnowanymi zwykle sprężynami,
znajdującymi się w sali poczekalnej.
W mieszkaniu przeznaczonym dla szefa stacji znajdowała się zawsze
oddzielna stancja opatrzona w kilka łóżek usłanych pościelą, gdzie za umówioną
zapłatą mógł podróżujący wygodnie i spokojnie odpocząć. Inaczej drzemiący na
tapczanach w sali poczekalnej, dokąd często w nocy zjawiali się z hałasem nowi
podróżni dla odpoczynku albo oczekując na zmianę koni, był rozbudzany
nieustającą wrzawą i narażany na nieznośne męczarnie.
Zwykle szefowie stacji są żonaci, a gosposie ich przyrządzają obfite strawy,
wystarczające takoż dla nasycenia podróżujących gości. Nie ożeniony naczelnik
stacji był obowiązany utrzymywać kucharza albo sam przyrządzać strawę dla
podróżujących. Skutkiem czego szef stacji był jednocześnie hotelistą i oprócz
pobieranej pensji miał zręczność powiększenia swoich dochodów. Od niego
przy tym zależało udzielanie podróżującym złych albo dobrych koni, jako też
[ Pobierz całość w formacie PDF ]