[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niech zapamiętają, że nikomu nie wolno wchodzić do lasu, który leży na skraju
terenu szkoły. Dobrze by było, żeby pamiętało o tym również kilku starszych
uczniów.
Migocące oczy Dumbledore a zwróciły się w stronę rudych blizniaków.
 Pan Filch prosił mnie też, żebym wam przypomniał, że między lekcjami, na
korytarzach, nie wolno używać żadnych czarów. Próby do quidditcha rozpoczną
się w drugim tygodniu semestru. Każdy, kto jest zainteresowany grą w barwach
swojego domu, powinien zgłosić się do pani Hooch. I ostatnia uwaga. Muszę was
poinformować, że w tym roku wstęp na korytarz na trzecim piętrze, ten po prawej
stronie, jest zabroniony. Dla wszystkich, o ile nie chcą umrzeć w straszliwych
mękach.
84
Harry roześmiał się, ale był jednym z niewielu, którzy to uczynili.
 On chyba żartuje, co?  mruknął do Percy ego.
 Nie sądzę  odrzekł Percy, marszcząc czoło.  To dziwne, bo zwykle
podaje powód, dla którego nie wolno gdzieś wchodzić. . . W lesie jest mnóstwo
niebezpiecznych zwierząt i potworów, wszyscy o tym wiedzą. Ale tu, na trzecim
piętrze. . . Uważam, że powinien powiedzieć chociaż nam, prefektom.
 A teraz, zanim pójdziemy spać, zaśpiewajmy nasz szkolny hymn!  za-
wołał Dumbledore.
Harry zauważył, że uśmiechy innych nauczycieli jakby nieco zbladły. Dum-
bledore poderwał lekko swoją różdżkę, jakby strząsał z niej muchę, a z jej końca
wystrzeliła złota szarfa, która uniosła się w wysoko nad stoły i rozwinęła, jak wąż,
w słowa.
 Każdy wybiera sobie ulubioną melodię  zawołał Dumbledore  i śpie-
wamy!
A cała szkoła zawyła:
Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym.
Czy kto stary z łbem łysego.
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!
Każdy kończył śpiewać w trochę innym czasie. W końcu tylko blizniacy We-
asleyowie śpiewali na powolną melodię marsza żałobnego. Dumbledore dyrygo-
wał nimi za pomocą różdżki aż do ostatniej nuty, a kiedy wreszcie skończyli, był
jednym z tych, którzy klaskali najgłośniej.
 Ach, muzyka  powiedział, ocierając łzę w oku.  To magia większa od
wszystkiego, co my tu robimy! A teraz, pora spania. Biegiem do łóżek!
Pierwszoroczniacy z przydziałem do Gryffindoru pomaszerowali za Percym,
przepychając się przez huczący od gwaru tłum. Wyszli z Wielkiej Sali, a po-
tem poprowadził ich marmurowymi schodami. Harry czuł, że znowu nogi ma
jak z ołowiu, tym razem nie ze strachu, ale ze zmęczenia i obżarstwa. Był taki
senny, że nie zaskoczyło go wcale, iż ludzie z portretów na ścianach korytarzy
szeptali coś i pokazywali ich sobie. Percy poprowadził ich przez drzwi ukryte za
85
rozsuwanymi panelami i wyblakłymi arrasami. Wspięli się po jakichś kolejnych
schodach, ziewając i powłócząc nogami, a Harry zaczął już się zastanawiać, jak
długo jeszcze będą iść, kiedy nagle się zatrzymali.
Przed nimi, w powietrzu, unosiła się wiązka lasek, a kiedy Percy zrobił krok
w ich stronę, laski zaczęły się na niego rzucać.
 To Irytek  szepnął Percy do pierwszoroczniaków.  Potergeist1 . 
Podniósł głos.  Irytku, pokaż się.
Odpowiedzią był ordynarny, syczący odgłos, jakby ktoś wypuszczał powietrze
z balona.
 Chcesz, żebym poszedł po Krwawego Barona? Rozległ się trzask i pojawił
się mały człowieczek ze złośliwymi, czarnymi oczkami i szerokimi ustami. Unosił
się ze skrzyżowanymi nogami w powietrzu, trzymając wiązkę lasek.
 Oooooch!  zarechotał.  Pierwszoroczniaki! Maluchy! Ale zabawa!
I nagle rzucił się w ich kierunku. Wszyscy cofnęli się gwałtownie.
 Idz sobie, Irytku! Mam o tym donieść Baronowi? Zaraz to zrobię!  krzyk-
nął Percy.
Irytek pokazał mu język i zniknął, upuszczając laski na głowę Neville a. Usły-
szeli, jak się oddala, bębniąc po drodze w tablice z herbami.
 Musicie się wystrzegać Irytka  powiedział Percy, kiedy ruszyli dalej. 
Boi się tylko Krwawego Barona. Nie słucha nawet nas, prefektów. No, jesteśmy.
Na samym końcu korytarza wisiał portret grubej kobiety w różowej, jedwabnej
sukni.
 Hasło?  zapytała.
 Caput Draconis  odpowiedział Percy, a portret usunął się, ukazując okrą-
głą dziurę w ścianie. Przelezli przez nią  Neville a trzeba było podsadzić 
i znalezli się w pokoju wspólnym Gryfrindoru: przytulnym, okrągłym pomiesz-
czeniu pełnym wysiedzianych foteli.
Percy wskazał dziewczętom jedne drzwi, wiodące do ich dormitorium,
a chłopcom drugie. Na szczycie spiralnych schodów  najwidoczniej byli w jed-
nej z wież  znalezli w końcu komnatę sypialną z pięcioma łożami, każde z kolu-
mienkami w rogach, między którymi wisiały aksamitne, ciemnoczerwone zasło-
ny. Ich kufry już tam stały. Zbyt zmęczeni, by rozmawiać, rozebrali się, założyli
piżamy i padli na łóżka.
 Ale żarcie, co?  mruknął zza zasłony Ron.  Zjeżdżaj, Parszywku! Za-
biera się do mojego prześcieradła!
Harry zamierzał zapytać Rona, czy próbował ciastek z owocami i kremem,
ale nie zdążył, bo zasnął. Prawdopodobnie zjadł za dużo, gdyż miał bardzo dziw-
ny sen. Zniło mu się, że ma na głowie turban profesora Quirrella, który (turban)
1
Potergeist - duch, który daje o sobie znać hałasami, stukaniem, przesuwaniem i unoszeniem
różnych przedmiotów (przyp. tłum.)
86
mówił mu, że musi się natychmiast przenieść do Slytherinu, ponieważ takie jest
jego przeznaczenie. Harry odpowiedział turbanowi, że nie chce iść do Slytherinu,
a turban robił się coraz cięższy i cięższy. Harry próbował go ściągnąć, ale turban
zacisnął mu się boleśnie na głowie  i był tam Malfoy, który śmiał się z niego,
widząc walkę z turbanem  a potem Malfoy zamienił się w tego nauczyciela
z haczykowatym nosem, Snape a, który śmiał się bardzo głośno, coraz głośniej
 aż nagle buchnęło zielone światło i Harry obudził się, zlany potem i drżący ze
strachu.
Przewrócił się na bok i znowu zasnął, a kiedy obudził się następnego ranka,
w ogóle nie pamiętał tego snu.
Rozdział 8
Mistrz eliksirów
Tam, popatrz.
 Gdzie?
 Obok tego wysokiego chłopaka z rudymi włosami.
 W okularach?
 Widziałeś jego twarz?
 Widziałeś jego bliznę?
Takie szepty towarzyszyły Harry emu od chwili, gdy następnego ranka opuścił
dormitorium. Ludzie stawali na palcach, żeby go zobaczyć, albo wracali, żeby mu
się lepiej przyjrzeć, kiedy mijał ich na korytarzach. Harry wolałby, żeby tego nie
robili, zwłaszcza że próbował się skupić na odnalezieniu sal do nauki.
W Hogwarcie było sto czterdzieści różnych schodów: szerokich i wygodnych,
wąskich i rozklekotanych; niektóre w piątki prowadziły zupełnie gdzie indziej niż
w pozostałe dni tygodnia, inne miały gdzieś w środku znikający stopień, o którym
trzeba było pamiętać. Były też drzwi, które za nic nie dały się otworzyć, jeśli ich
się grzecznie nie poprosiło albo nie połaskotało w odpowiednim miejscu, a także [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl