[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W drodze do komisariatu prawie ze sobÄ… nie rozmawiali. Nie byli w stanie. Cokolwiek
by powiedzieli, i tak nie potrafili rozproszyć nawzajem swego lęku i przygnębienia.
Komisarz od razu poprosił ich do gabinetu.
- Udało nam się sporządzić w miarę kompletną listę właścicieli srebrnoszarych
samochodów w mieście. Nie możemy oczywiście wykluczyć, że tamto auto pochodzi z innej
okolicy albo z jakiegoś innego powodu nie znajduje się na naszej liście. Zaczęliśmy już
sprawdzać alibi. Proszę się przyjrzeć, może któreś z tych nazwisk jest pani znajome?
Mali powoli i dokładnie czytała spis. Nie był długi; srebrnoszary nie należał do
popularnych kolorów aut.
- %7ładne - stwierdziła. - Nie znam ani jednego z tych nazwisk.
Brustad westchnął ciężko.
- MogÄ™ zobaczyć? - spytaÅ‚ Mörkmoen.
- Oczywiście!
Podczas gdy ona rozmawiała z komisarzem, Gard studiował listę.
Nagle, z bardzo skupioną twarzą, podniósł wzrok znad kartki papieru.
- Lomann? - spytał. - Czy to nie ten dyrektor banku?
- Lomann to dość popularne nazwisko w naszym mieście - odparł Brustad - Mogę
zerknąć? Na imię ma Carl. Zawód nie podany. Tylko sam adres. Klockargatan osiem.
- To przecież blisko!
Gard stał jak wrośnięty w ziemię.
- Komisarzu, niech pan posłucha, mam fantastyczną teorię!
Oboje zaczęli przysłuchiwać mu się w skupieniu.
- Lomann, dyrektor banku, ma duży srebrnoszary samochód, jak sami widzicie, dość
rzadkiej marki. Mieszka niedaleko lasku nad morzem i zarazem wystarczajÄ…co blisko
Sindrego, by obawiać się, że zostanie rozpoznany. Po włamaniu do własnego banku dostaje
ataku serca. Widziałem go na korytarzu w szpitalu, kiedy poszliśmy z małym odwiedzić Mali.
Pamiętam, że jakiś mężczyzna stał wtedy odwrócony plecami do mnie i rozmawiał z
chłopcem, który był śmiertelnie przerażony. To mógł być Lomann. Bo kiedy mijaliśmy go,
wychodząc już ze szpitala, Sindre zachowywał się tak, jakby zobaczył diabła.
Komisarz ściągnął brwi.
- Dyrektor banku? Czy to nie zanadto śmiała teoria? Ale proszę mówić dalej! A może
to już koniec?
- Nie. To nie koniec. Parę dni temu byliśmy we dwóch w banku. Nagle chłopiec
wyraznie czymś się przeraził i bąknął tylko pod nosem troll . Uspokoił się dopiero wtedy,
gdy jakiś mężczyzna zniknął gdzieś w dalszych pomieszczeniach.
- W gabinecie dyrektora?
- Niewykluczone. Nie wiem. Za drzwiami po prawej stronie.
Brustad kiwnął potakująco głową.
- Po prawej mieści się gabinet Lomanna. Byłem tam w związku z tym włamaniem. Ale
przecież on jest bogatym człowiekiem! Nie rozumiem... Zaraz, zaraz! Szukaliśmy kogoś, kto
od chwili włamania siedział w więzieniu i dopiero niedawno wyszedł. Okazało się, że nie ma
takiego przestępcy. Ale przecież rzeczony Lomann był przez cały ten czas przykuty do łóżka i
dopiero w ostatnich dniach wyszedł ze szpitala. Wiecie co, widzę, że wszystko zaczyna
świetnie do siebie pasować.
Komisarz miał roziskrzone oczy i zarumienione policzki.
- Chwileczkę, muszę zadzwonić do kierownika klubu płetwonurków. A może pan do
niego należy?
- Nie - odparł Gard. - To jest klub dla amatorów.
Brustad, otrzymawszy połączenie, spytał, czy dyrektor banku Lomann jest członkiem
klubu. Po długiej serii niewiele mówiących taak , nie, nie , hm, hm odłożył wreszcie
słuchawkę i spojrzał na swych gości.
- Nie jest członkiem klubu. Lecz kiedyś przyszedł na jakieś spotkanie i opowiadał, że
podczas urlopu często nurkował w Morzu Zródziemnym i na Barbados. Podwodna sceneria
naszego morza podobno go nie bawi, bo jest zbyt monotonna. Ale z tego wynika, że ma na
pewno własny kostium płetwonurka.
- Bez wątpienia - potwierdził Gard. - Co robimy?
- Pojedziemy do niego do domu. On sam jest pewnie w banku, ale chętnie
porozmawiam sobie z jego żoną. To prawdziwa dama, z najwyższych sfer, przywiązuje
ogromną wagę do etykiety. Mówi się, że to ona, nie jej mąż, siedzi na pieniądzach w tej
rodzinie. Podobno także ona wsadziła Lomanna do banku i podobno dzięki niej został potem
dyrektorem.
Komisarz wyszedł na chwilę, żeby porozumieć się ze swymi najbliższymi
współpracownikami. Gard i Mali siedzieli w milczeniu, raz po raz spoglądając na siebie.
Oboje lekko się ożywili w obliczu tego zaskakującego obrotu spraw. Wreszcie bowiem byli w
stanie sobie wyobrazić, kto krył się za...
Gdy Brustad wrócił, Gard spytał natychmiast:
- Nie aresztuje pan Lomanna?
- Ależ skąd, to byłby największy błąd, jaki moglibyśmy popełnić. Wszystkiemu by
zaprzeczył i wtedy nigdy już nie znalezlibyśmy Sindrego. Poza tym stracilibyśmy szansę
przyłapania go w chwili, gdy będzie wyciągał swój zatopiony skarb. Prawdopodobnie
zamierza to zrobić dzisiejszej nocy, ponieważ jutro rano wyjeżdża za granicę.
- SkÄ…d pan to wie?
- Zadzwoniłem do banku i rozmawiałem z jego sekretarką, oczywiście pod jakimś
pretekstem. Właśnie w tej chwili odbywa się tam wielka ceremonia pożegnalna. Niestety, nikt
nie wie, dokÄ…d pan dyrektor siÄ™ wybiera.
- A... Sindre?! - wtrąciła zdesperowanym głosem jego matka.
- Kazałem jednemu z moich ludzi chodzić za Lomannem jak cień, może w ten sposób
zaprowadzi nas do chłopca. Ale raczej w to nie wierzę. Sekretarka wygadała się niechcący, że
szef przyszedł dziś do banku bardzo pózno, właściwie dopiero pół godziny temu,
przemoczony do suchej nitki, brudny i w podartym ubraniu. Podobno miał kłopoty z
samochodem.
- Aż takie, że podarł sobie ubranie? - zdziwiła się Mali.
- To rzeczywiście dziwne - przyznał Gard. - Ale mnie zastanawia co innego. Przecież u
nas dzisiaj wcale nie padało!
- Ma pan rację. Jeden z moich ludzi właśnie dzwoni do instytutu meteorologicznego,
żeby ustalić, gdzie dziś był deszcz. No, dobrze, wobec tego pojedziemy teraz do pani
dyrektorowej. Możecie mi towarzyszyć.
ROZDZIAA XXV
Mali czuła się dziwnie, kiedy wjeżdżała na Klockargatan, przy której stały same
luksusowe wille. Leżąca tuż obok jej skromna uliczka ze starymi, wysokimi budynkami,
wyglądała na jeszcze bardziej poszarzałą niż zwykle.
I ona, i Gard byli wyczerpani psychicznie. To dopiero pierwszy konkretny ślad, który
być może doprowadzi do Sindrego. Wszystkie dotychczasowe poszukiwania i błądzenie po
omacku, by przybliżyć się do prawdy, kosztowały ich więcej, niż potrafili wytrzymać.
- Jeśli chcecie, możecie mi, oczywiście, towarzyszyć - powiedział Brustad. - Ale ani
słowa o Sindrem! Natrafiliśmy na ślad skradzionych pieniędzy i chcemy tylko porozmawiać z
Lomannem o różnych poszlakach. Jasne?
Oboje skinęli głowami, ale tak naprawdę nie bardzo rozumieli, co komisarz zamierzał.
Willa dyrektora banku była zbudowana w starym, dobrym stylu. Z pewnością należała
do rodziny jego żony. W holu zauważyli, że komisarz wziął do ręki coś, co leżało wciśnięte
do na wpół otwartej szufladki na rękawiczki. Wyglądało to na mapę...
Wskazano im drzwi do salonu, w którym czekała na nich pani Lomann, ubrana z
nienagannÄ…, lecz dyskretnÄ… elegancjÄ….
Co za zimne oczy! pomyślała Mali. Gard zaś stwierdził bez wahania, że ta dama nie
ma pojęcia, co to jest poczucie humoru.
A tacy ludzie, jak wiedział z doświadczenia, są najgorsi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]