[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się ze szczętem, gdyby ktoś postawił ich w obliczu poważnego za-
grożenia. Gdy zaś inni mówili coś wręcz przeciwnego i powstała różnica
zdań, postanowiono zgodnie [poddać próbie towarzyszy] Fintiasza,
a jeden z jego przeciwników, [wziąwszy na siebie rolę oskarżyciela],
powiedział Fintiaszowi, że ujawnione zostało, iż wespół z innymi
nastawał na życie Dionysiosa; wszyscy obecni poświadczyli to oskar-
żenie, a uwiarygodniło je oburzenie Dionysiosa. Fintiasz osłupiał na to
oskarżenie. Kiedy jednak Dionysios oświadczył wprost, że sprawa
została dokładnie zbadana i [Fintiasz] musi umrzeć, [pitagorejczyk]
powiedział, że skoro doszło do takiej sytuacji, godzi się dać mu [do
dyspozycji] pozostałą część dnia, by mógł załatwić sprawy swoje
i Damona. Mężowie ci bowiem żyli we wspólnocie wszystkich dóbr.
Fintiasz zaś, jako starszy, wziął na siebie większość spraw związanych
z zarządzaniem majątkiem. Z tego to powodu prosił, by go wypusz-
czono, proponując, iż poręczycielem jego powrotu będzie Damon.
Dionysios, jak opowiadał, zadziwił się wielce i zapytał, czy istnieje taki
człowiek, który odważyłby się być poręczycielem [stawienia się] skaza-
nego na śmierć; gdy zaś Fintiasz to potwierdził, sprowadzono Damona,
który usłyszawszy, co się stało, oświadczył, że będzie poręczycielem
i pozostanie dopóki Fintiasz nie wróci. [Dionysios], jak sam opowiadał,
87
usłyszawszy to, osłupiał. Ci zaś, za których przyczyną [poddawano
pitagorejczyków] owej próbie, szydzili z Damona pozostawionego
według nich na pewną śmierć i mówili drwiąco, że został złożony
w ofierze w zamian, jak łania ofiarna. A gdy słońce chyliło się już ku
zachodowi, wrócił Fintiasz, by ponieść śmierć; to zaś wprawiło wszyst-
kich w osłupienie i podziw. Sam zaś Dionysios, jak opowiadał, objąwszy
i ucałowawszy obu mężów, prosił, by mógł być trzecim w ich związku
przyjazni; ci jednak nie chcieli się na to zgodzić, mimo nalegań
Dionysiosa." Tyle [przekazał] Aristoksenos; dowiedział się o tym, jak
powiada, od samego Dionysiosa.
Mówi się też, że pitagorejczycy starali się wypełniać obowiązki, jakie
niesie z sobą przyjazń, nawet nie znając się wzajemnie, jak też wobec
tych, których nigdy nie widzieli na oczy, jeśli tylko rozpoznali jakiś znak
przynależności do tej samej szkoły; to zaś, że ludzie dobrzy  jeśli nawet
mieszkają na przeciwległych krańcach ziemi  są sobie nawzajem
przyjaciółmi zanim jeszcze się poznają i nazwą tym mianem, potwier-
dzają takie i podobne przypadki: pewien pitagorejczyk, jak opowiadają,
odbywszy pieszo długą i samotną drogę, przybył do oberży; ze
zmęczenia zaś i z wielu innych przyczyn popadł w długą i ciężką chorobę,
tak że brakło mu w końcu środków do życia. Gospodarz oberży
wszelako, czy to z litości nad człowiekiem, czy też z szacunku dla niego,
użyczył wszystkiego, nie szczędząc ani troski, ani wydatków. Gdy jed-
nak choroba okazała się silniejsza, umierający narysował na tabliczce
pewien symbol i polecił [gospodarzowi], by  jeśli coś mu się stanie
 powiesił ją na tablicy wychodzącej na drogę i obserwował, czy ktoś
z przechodzących rozpozna symbol. Taki człowiek bowiem, jak mówił,
zwróci [gospodarzowi] wydatki, jakie poniósł i podziękuje mu za jego
dobroć. Gospodarz zaś, gdy [pitagorejczyk] umarł, zatroszczył się
o ciało i pochował je, nie mając wszelako nadziei, iż będą mu zwrócone
wydatki ani też, że otrzyma podziękowanie od kogoś, kto rozpozna
tablicę. Będąc jednak pod wrażeniem poleceń [zmarłego], wystawił
tabliczkę na widok publiczny. Po upływie dłuższego czasu jeden
z pitagorejczyków przechodząc tamtędy rozpoznał symbol, a dowie-
dziawszy się, co zaszło, dał gospodarzowi więcej pieniędzy, niż ten
wydał. Mówi się też, że Kleinias Tarentyjczyk, dowiedziawszy się, że
Proros z Kyreny, zwolennik nauk pitagorejskich znalazł się w niebez-
88 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • uchidachi.htw.pl