[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drżące nogi.
- Jestem zaproszony na obiad - oświadczył. - I dziś wieczorem idę na szalony bal. Nie, nie
przyszedłem tu, żeby zostać, Jane. Chciałem tylko skonsumować nasz związek.
Nie będzie łatwo być jego kochanką. Zresztą wcale się tego nie spodziewała. Był
arogantem, miał zmienne humory, przyzwyczajony do tego, że wszyscy mu się podporządkowują
szczególnie kobiety. Ale szczególnie ciężko będzie znosić dziwne, nagłe zmiany nastrojów.
Może poczułaby się dotknięta jego słowami, jak wtedy, gdy w podobny sposób mówił do
niej w łóżku, ale uświadomiła sobie, że nie mówi tego wszystkiego od niechcenia, tylko z
rozmysłem. Nie wiedziała, dlaczego. %7łeby jej przypomnieć, że jest jego utrzymanką, nie
ukochaną?
Czy też, by przekonać siebie samego, że nic dla niego nie znaczy, jest jedynie kobietą,
której ciało ma mu dostarczyć przyjemności?
Pomimo braku doświadczenia, mogłaby przysiąc, że za pierwszym razem nie
wykorzystywał jej. Nie traktował jej ciała jako zródła zaspokojenia. Nie chodziło mu o zwykłą
zmysłową rozkosz.
Kochał się z nią.
Teraz wstydził się własnej słabości.
- Co za ulga! - powiedziała chłodno. - Miałam nadzieję, że zacznę dziś wprowadzać
niewielkie zmiany w kilku innych pomieszczeniach, ale minęło prawie całe popołudnie.
Rzucił jej przez ramię baczne spojrzenie.
- Nie da sobie pani pokazać, gdzie jej miejsce, prawda?
- Jeśli ma pan na myśli to, że nie pozwolę, żebym czuła się jak ladacznica, wasza książęca
mość, to odpowiedz brzmi: nie - oświadczyła. - Będę tu zawsze, kiedy będzie mnie pan
140
potrzebował. Taką zawarliśmy umowę. Ale moje życie nie będzie się kręciło wokół pańskich
odwiedzin. Nie będę spędzała całych dni, wyglądając tęsknie przez okno, i wieczorów,
nasłuchując odgłosu kołatki.
Przypomniała sobie, jak przez cały ranek co chwilę podbiegała do okna. To się nigdy
więcej nie powtórzy.
- Być może, Jane - powiedział cicho, mrużąc oczy, co nie wróżyło nic dobrego -
powinienem wcześniej przysyłać wiadomość, kiedy zechcę się z panią spotkać, z prośbą by
znalazła pani dla mnie czas w swoim kalendarzu, wypełnionym rozlicznymi zajęciami.
- Nie słuchał mnie pan. Podpisałam umowę i zamierzam dotrzymać jej warunków, a także
dopilnować, żeby pan ich dotrzymał.
- Czym się pani zajmuje w wolnym czasie? - Odwrócił się od okna i rozejrzał po pustym
pokoju. - Wychodzi pani z domu?
- Do ogrodu - odparła. - Jest ładny, ale wymaga sporo pracy. Mam pewne pomysły i już
zaczęłam je wprowadzać w życie.
- Czyta pani? - Zciągnął brwi. - Są tu jakieś książki?
- Nie. - Powinien dobrze wiedzieć, że nie ma.
- Jutro rano zabiorę panią do biblioteki Hookhama - oznajmił niespodziewanie - i
wykupię pani abonament.
- Nie! - sprzeciwiła się gwałtownie. Po chwili opanowała się. - Nie, dziękuję, Jocelynie.
Mam dużo pracy. Musi pan wiedzieć, że przekształ-cenie burdelu w dom wymaga dużo czasu i
energii.
- To zuchwalstwo jest niegodne pani inie zasłużyłem sobie na nie. - Wydawał się bardzo
wielki i grozny, kiedy tak stał obok jej krzesła w lekkim rozkroku, z chmurną miną na twarzy. -
Domyślam się, że gdybym pani powiedział, że chcę panią zabrać na spacer do Hyde Parku, też
byłaby pani zbyt zajęta, by ze mną pójść?
- Tak. Nie musi pan sobie robić kłopotu z mojego powodu.
Przez długi czas przyglądał się jej z tak nieodgadniona miną, że nie
mogła dostrzec w nim ani śladu mężczyzny, który tak niedawno kochał się z nią z
prawdziwą żarliwością. Był zimny, zły i nieprzystępny.
Potem ukłonił się niespodziewanie, odwrócił i wyszedł z pokoju.
Patrzyła ze zdumieniem na drzwi, które zamknął za sobą i słuchała, jak otwierają się i
141
zamykając drzwi frontowe. Wyszedł. Bez słowa pożegnania ani najmniejszego napomknięcia,
kiedy znów się pojawi.
Tym razem poczuła się zraniona.
Wzgardzona.
15
Wpokoju, przylegającym do salonu, leżał na podłodze mięciusieńki dywan, stała
otomana, a poza tym znajdowała się wielka liczba luster, poduszek i bibelotów
Według Jane, pokój ten służył jako buduar byłym utrzymankom księ-cia, które lubiły
własne towarzystwo, albo pełnił też funkcję dodatkowej sypialni. Jane raczej podejrzewała to
drugie.
Nie zaprzątała sobie głowy tym pomieszczeniem, kiedy urządzała na nowo salon i
sypialnię. Ale teraz postanowiła w nim urządzić własne królestwo, gdzie spędzałaby wolny czas.
Lawendowy salon był już elegancki, ale wciąż nie należał do niej.
Kazała wyrzucić otomanę i lustra - nie interesowało ją co się z nimi stanie. Zleciła panu
Jacobsowi szczególne zadanie - kupienie sekretarzy-ka, krzesła, papieru, piór i atramentu. W tym
samym czasie pani Jacobs miała postarać się o cieniutkie płócienko, ramę do naciągania tkaniny,
igły i jedwabne nici w różnych kolorach.
Jane postanowiła w tym pomieszczeniu urządzić swój buduar, gdzie mogłaby pisać i
zajmować się robótkami, szczególnie haftowaniem.
Właśnie siedziała w nim, próbując różnych ściegów i słuchając ognia, trzaskającego na
kominku. Był wieczór. Tego popołudnia po raz pierwszy dzieliła łoże z Jocelynem. Teraz
wyobrażała sobie księcia na wystawnym obiedzie, a potem na balu, i starała się nie odczuwać
zazdrości. Nigdy nie doczekała się debiutu towarzyskiego, przypadł w roku, kiedy nosiła żałobę
po matce. Potem zachorował ojciec. Nakłaniał córkę do skorzystania z propozycji lady Webb,
gotowej wprowadzić ją w świat, ale Jane uparła się, że zostać z nim i będzie go pielęgnować.
Ojciec umarł i kolejny rok nosiła żałobę po nim. Po jego śmierci jej opiekunem został nowy
hrabia.
Czy Jocelyn będzie dziś tańczył? - zastanawiała się. Czy zatańczy walca?
Ale nie wolno się poddawać przygnębiającym myślom.
Przez chwilę serce zabiło jej mocniej, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Czyżby to on?
142
Zobaczyła jednak kamerdynera, z niepewną miną zaglądającego do pokoju.
- Najmocniej przepraszam - powiedział pan Jacobs - ale właśnie przyniesiono dwa
wielkie pudła. Co każe pani z nimi zrobić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]